REKLAMA

F.E.A.R. Extraction Point

Jest rok po premierze "STRACH-u". Czemu o tym wspominam? Otóż niedawno wyszedł oficjalny dodatek o tajemniczej nazwie - Extraction Point. Ale tym razem gry nie robili ludzie z Monolith. Pałeczkę przejęło niezbyt popularne Timegate Studios, którzy słynną z serii Kohan. Czy udało im się utrzymać klimat pierwowzoru? O tym się przekonacie już w tym tekście.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Powróciłam, jeszcze bardziej żądna krwi. Stałam się upiorem nawiedzającym ludzkie umysły, stałam się ludzkim uprzykrzeniem. Odegrałam się. Ale nadal mi mało, uwielbiam smak i zapach krwi. Pragnę więcej!

REKLAMA

Powrót do przeszłości

Jak zapewne pamiętacie w F.E.A.R. naszym zadaniem było odnaleźć i zabić niejakiego Paxtona Fettela. Głównie przez całą grę chodziliśmy samotnie, jedynie z duchowym wsparciem przyjaciół (jeżeli tak można by ich nazwać) z tego samego oddziału. I w tej odsłonie jest podobnie, przez większą część raczej nie mamy, co liczyć na pomoc, w paru miejscach staniemy do walki u boku znanego z podstawowej wersji Douglasa Holidaya (kojarzycie?). Szkoda, że w Extraction Point brakuje takich momentów. Wiadomo, że będąc osamotniony w mrocznym zakątku jakiegoś kompleksu wszystko jeszcze bardziej nam pulsuje aniżeli byśmy znajdowali się w grupie. Ale muszę nadmienić, że nawet misje, w których towarzysz broni pomaga nam wcale milej i mniej strasznie nie jest. A na dodatek w "expansion secie" jesteśmy przywarci do muru, przeżyliśmy jako jeden z niewielu i teraz próbując wyjść cało z tego wielkiego za przeproszeniem bagna musimy nieźle się napocić, bo wszystkie "strachy" czyhają na nas i wykorzystają każdą, nadarzającą się sytuację, aby nas "capnąć". I nie zapomnijcie o małej dziewczynce, która wraca nie wiem czy z otwartymi ramionami, ale jej cele i nastawienie do nas jest nam nieznane. Jej posunięcia są tajemnicze i nadają grze lepszej atmosfery. Wróci także stary znajomy z poprzedniczki, ale i zobaczymy nowe twarze! Role się odwróciły, teraz to my jesteśmy zwierzyną, która musi przeżyć! Nie powiem, jest ciekawie, parę momentów zaskakuje. Ogólnie fabuła nadal trzyma poziom, jednak w ogólnym rozrachunku wypada ociupinkę gorzej niż w poprzedniej odsłonie. Powiem, że po ukończeniu tegoż dodatku czuję pewnego rodzaju niedosyt. Wcale tak dużo się nie wyjaśniło, jakbyśmy mogli na samym początku przypuszczać. Jednakże rzec muszę, że to nadal stary, dobry F.E.A.R. i fani tejże gry się nie zawiodą, a wręcz będą zachwyceni.

Więcej akcji i strachu?

W Extraction Point jest więcej pojedynków niż w podstawce. Ale tak samo dynamiczne, tak samo wymagające. Zmianie nie uległo dosłownie nic, no może się tylko wydawać, że jakby AI przeciwników było wyższe (ale to możliwe, że mi się przewidziało ;)). Słuch i wzrok mają tak dobry jak Wiedźmin po wypiciu odpowiedniego eliksiru ;), zauważą nawet najmniejsze światło, pochodzące z naszej latarki. Większej jatce pomagają nowe, zabójczo groźne uzbrojenie (nie zapominając oczywiście o niezwykle przydatnym "bullet time"). Będziemy mogli rozwalić (dosłownie!) wrogów potężnym minigunem (cudo!), "laserówką" (powoduje wystrzelenie czerwonego promienia i wręcz przepala ciało przeciwników, tak jakbyśmy poczęstowali delikwenta mieczem świetlnym - nader skuteczne głównie na bliską odległość) oraz wspomagające nas działka (dość słabe, niezbyt przydatne). Nowe bronie na nowe roboty i stwory. Życie uprzykrzać tym razem będą nam niewidzialne, tajemnicze zjawy oraz ogromne z wielką siłą rażenia mechy, ale również wrócą żołnierze, którymi kierował niegdyś psychopata Fettel…

Walki są tak płynnie połączone z "przerywnikami schizofrenicznymi", że nawet nie zauważymy, kiedy rzeź się skończy, a już mała dziewczynka w czarnych włosach sunie po podłodze niczym widmo, nie dając nam spokoju. Że niby więcej strzelania, a mniej straszenia? Niezupełnie. Gra niejeden raz sprawi, że aż podskoczymy z krzesła (zwłaszcza w scenie z telefonem, pomysł wręcz żywcem wyjęty z filmu "Ring"), jednak te chwile, które powodują u nas lekki dreszczyk i szybsze bicie serca odbiegają trochę od tych, zaprezentowanych w podstawowej wersji. Powiedziałbym - może nie bardziej "schizowate", a tyle co zaskakujące. Zrobione z lepszym smakiem i wyobraźnią. Ta gra sprawiła, że nie mogłem grać non stop, bez przerw technicznych się nie obyło, nie na moje nerwy - nie wytrzymałyby takiego napięcia! (a że nerwy bardziej niż słabe mam to już inna para kaloszy…;)). Jak na ekranie widziałem ociekające strużki krwi z brudnych ścian szpitala to wiedziałem, że szykuje się coś niedobrego (znane "Mam złe przeczucia, co do tego" - nagminnie używanego powiedzenia przez nasza kompana) i wszystko we mnie "chodziło". Fabuła znośna, walki w nadal niesamowitej formie i momenty powodujące palpitację serca jeszcze bardziej wykwintne!

Mniej klaustrofobicznych, a więcej otwartych przestrzeni

Nono, pod względem różnorodności poziomów Timegate Studios popisali się bardziej niż osławione Monolith. Chyba nie znalazł się taki poziom, w którym miejsca przypominały te, które odwiedziliśmy wcześniej, a nie jak to było w F.E.A.R. Zwiedzimy nie tylko biurowce, a także opuszczony szpital, podniszczony kościół czy podziemny dworzec kolejowy. Każda z lokacji jest inna, każda świetnie zrealizowana oraz dopracowana i każda na własny sposób urokliwa. Nieraz zauważymy na podłodze hektolitry krwi, rozszarpane ciała czy poprzewracane różnej maści rzeczy. W Extraction Point jest to na porządku dziennym (a raczej nocnym, bo przeważnie w grze występuje ta pora). Twórcy pisali, że będzie więcej etapów, dziejących się na przestrzeniach otwartych. No i spełnili to, co spełnić zamierzyli. Rzeczywiście jest sporo poziomów na świeżym powietrzu. I niektóre są naprawdę świetnie skonstruowane. Ale zwolennicy ciemnych zakątków nie mają powodów do narzekań, bo takowych miejsc jest w nań dość dużo. Pod graficznym punktem wszystko jest wykonane z należytą starannością i dbałością o nawet najmniejsze drobnostki.

"FEARowska" oprawa

Silnik praktycznie został niezmieniony. Jest to nadal ten sam engine, co rok temu. Nie zauważyłem żadnych zmian w grafice, a jak już to tylko kosmetyczne. To nie znaczy, że źle, bo "expansion pack" prezentuje się od tej strony nieźle, naprawdę nieźle. Oprawa wizualna może nie robi już takiego wrażenia jak paręnaście miesięcy temu, ale i tak EP wypada lepiej niż niektóre nowe tytuły. Ma i "miękkie" cienie i bump mapping, ma to, co oferować powinny nowoczesne produkty. Nie może się tylko poszczycić obsługą PS 3.0, co najwyżej 2.0, ale i tak na dobrą sprawę jest git. Dla mnie to i tak jeden z najładniejszych, dotychczas wydanych fpsów (choć to kwestia gustu). Jak pamiętamy, F.E.A.R. nie mógł zbytnio pochwalić się dobrą optymalizacją, gra miała wygórowane i to bardzo wymagania. W Extraction Point troszkę nad tym popracowali i gra powoduje, że nasz dysk nie "mieli" tak jak to było w podstawce (nie wliczając graczy, mających 1,5 albo 2gb ramu). Ja, jako posiadacz "tylko" albo "aż" dwóch kostek 512 MB narzekałem na to, że od czasu do czasu w poprzedniczce nieźle "doczytywało". W dodatku jak widać chłopaki (i dziewczęta) trochę usiedli i wysłuchali skarg graczy. Dosłownie w paru miejscach (zwłaszcza na początku) odczuwałem dość mocne "swapowanie" twardego dysku, ale tylko kilka razy, ale przez resztę gry było jak najbardziej wszystko płynne. No oprócz tego, że czasami spadał framerate (z tym jest ogólnie gorzej niż w poprzedniczce). To już nie wiem, co gorsze czy "mielenie" czy "spowolnienia"?

Na uwagę zasługuje ścieżka dźwiękowa. Może nie powoduje omdleń i aż takiego zachwytu, ale niektóre utwory mają klasę. Zwłaszcza do gustu przypadł mi ten, którego mieliśmy dane usłyszeć na samym rozpoczęciu EP (już dawno nie słyszałem tak dobrego kawałku). Później nie jest wcale gorzej. "Schizofreniczne" jęki nadają grze klimatu i powodują u nas dreszczyk emocji. Czułem jakbym we własnym pokoju słyszał te tajemnicze głosy ;) A huki pękających ścian czy przewracających się taboretów brzmią realistycznie. A jak ktoś posiada dobry sprzęt audio to już w ogóle miód, cud, ale bez orzeszków! ;)

Krótka, acz pełna dynamiki zabawa

Nie spodziewajcie się cudów pod względem długości rozrywki. Extraction Point podzielony jest na tzw. "intervale", a tych jest 6, czyli około dwa razy mniej niż w podstawowej wersji. Starcza to na jakieś sześć godzin pełnej dynamiki zabawy. Ale trzeba wziąć pod uwagę cenę tegoż tytułu, nie przekracza ona 50zł, a nawet w niektórych sklepach/marketach znajdziemy na pewno ciut taniej. Porównując do takiego HL2 - Episode One jest w sam raz, ale do takiego Preya, który kosztuje niespełna stówę, a dostarcza nam rozrywki na zaledwie 8h to można powiedzieć, że dodatek do F.E.A.R.- a jest nawet długi!

EP to dobre rozszerzenie do bardzo dobrej gry. Szkoda, że zmiany zaszły tylko w "singlu", bo produkt ten nie dodaje żadnych zmian w trybie wieloosobowym. Ale w sumie niedawno zresztą mogliśmy pobrać zupełnie za friko F.E.A.R. Combat (reckę znajdziecie na łamach naszego zinu). Za taką cenę jak najbardziej warto zakupić! Fanom pierwszej części dodatek ten dostarczy wielu takich wrażeń, po których nie będą mogli spać spokojnie w nocy (ja nie mogłem! :P). Tak dla ciekawskich dodam, że gra posiada wiele smaczków ;) Do zobacz…do usłysz…to znaczy do ujrzenia sequela! A czy takowy będzie? Alma jedna wie…

REKLAMA

Wykonałam to, co wykonać miałam. Spełniłam to. Spełniłam swe najskrytsze pragnienie. Ma dusza wypełniona była nostalgią, ale nie za światem, który mnie kiedyś otaczał, przepełnioną bólem. Zabiłam. Zabiłam! ZABIŁAM!...

PS Z nieukrywaną przyjemnością oznajmiam, że jest to jedna z pierwszych polskich recenzji gry.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA