REKLAMA

Fallout 3 [X360]

Fallout 3 to jedna z najbardziej oczekiwanych premier w ciągu ostatnich lat. Pierwsze ogłoszenie, że prace nad kontynuacją kultowej serii RPG-ów jednak trwają, spotkało się z okrzykami radości, między innym mojej. A potem pierwsze screeny, później filmiki… I w tym momencie mój entuzjazm nieco ochłonął. Bo naprawdę dziwnie się na świecie dzieje, że trzecia część serii nie jest porównywana do poprzedniczek, lecz do zupełnie innej serii. Pojawiły się żarty pokroju "Fallout 3 - największy mod do Obliviona już w sklepach". Czy słusznie?

Rozrywka Blog
REKLAMA

Wszystko wzięło się stąd, że tworzenia trzeciej części Fallouta podjęła się Bethesda, studio odpowiedzialne za serię The Elder Scrolls. Panowie stwierdzili, że nie ma co kombinować, więc użyli swojego sprawdzonego w Oblivionie silnika. W efekcie, podczas grania w recenzowany tytuł nie mogłem pozbyć się wrażenia, iż gram w jeden wielki mod do poprzedniej produkcji twórców.

REKLAMA

Jeśli przespaliście ostatnią dekadę i nie wiecie czym jest Fallout, należy się krótkie wyjaśnienie. Wszystkie części gier przenoszą gracza do dalekiej przyszłości, w której świat podnosi się powoli po wojnie nuklearnej. Środowisko zmieniło się drastycznie, przetrwali tylko nieliczni - w tym mieszkańcy "krypt", czyli podziemnych schronów. W każdej odsłonie serii wcielaliśmy się w jednego z ocalałych, któremu w pewnym momencie życia los nakazuje opuszczenie bezpiecznego domu i wyruszenie w brutalny świat. W "trójce" nie jest inaczej. Fabułę rozpoczynają nasze… narodziny. Na tym etapie wybieramy imię bohatera, jego płeć oraz wygląd. Przy porodzie obecny jest tatuś, któremu głosu użyczył Liam Neeson. Rok później uczymy się chodzić (bardzo sympatyczna forma samouczka!). Następny skok przenosi nas na dziesiąte urodziny bohatera, podczas których otrzymujemy swojego, jedynego, niesamowitego PipBoya 3000! O urządzeniu opowiem później. Potem, jako nastoletnia postać, zdajemy egzamin G.O.A.T., który określa nasze cechy i wybiera nam przyszły zawód. Właściwa fabuła rozpoczyna się gdy bohater ma 19 lat - nasza przyjaciółka budzi nas, informując, że nadzorcy krypty pragną nas zabić, a tatuś gdzieś zniknął. Nie pozostaje nic innego, jak uciec z Krypty 101, a następnie odnaleźć ojca w brutalnym świecie zewnętrznym. Tak rozpoczyna się wędrówka gracza…

Niemal każdy element składowy Fallout 3 pozostał prawie niezmieniony względem Obliviona. Świat zewnętrzny wyraźnie przypomina poprzednią grę Bethesdy - chociażby trawa, czy też skały wyglądają niemalże identycznie. Oczywiście zupełnie inne uniwersum wymyło wszelkie zamki, zastępując je miastami zbudowanymi ze złomu lub ruinami przedwojennych zabudowań. Twórcy bardzo chcieli uzyskać klimat poprzednich Falloutów, obawiam się jednak, że nie do końca im się to udało. Poprzedniczki przedstawiały dziki świat, w którym powoli powstawały prowizoryczne miasta - może olbrzymie ruiny wieżowców pojawiające się co 50 metrów budują atmosferę, ale nie są zbytnio zgodne z wizją serii. Na dodatek Bethesda momentami zrobiła z tej gry produkt w stylu fantasy, którym bynajmniej nie powinien być! Przykłady? Skryba Bractwa Stali chodzi w szacie przypominającej tunikę maga, a rada Bractwa zbiera się w zbrojach przy okrągłym stole, niektórzy nawet z mieczami na plecach. Na dodatek organizacja posiada swoją twierdzę, na której dziedzińcu nowicjusze ćwiczą walkę. Tak, Kochani Twórcy, Bractwo Ostrzy było fajne, ale to nie oznacza, że musi znaleźć się w każdej Waszej grze. Trzeba umieć zerwać z jedną serią na koszt drugiej, taki miszmasz klimatów zdecydowanie produkcji nie służy - co najwyżej dezorientuje gracza.

Dobra, trochę sobie pozrzędziłem, to teraz przejdę do konkretów. Świat F3 jest spory, odwiedzenie całego obszaru gry zajmuje dużo czasu. Wykonywanie głównego wątku jednak wymaga poruszania się wciąż po tych samych ścieżkach, więc nie wykonując zadań pobocznych nie ma sensu zapuszczać się w nieznane tereny. Misji niezależnych w sumie jest sporo, ale nie są one tak interesujące jak te z poprzednich części. Przeważnie jest to coś w stylu "Znajdź mój super przedmiot na stacji metra". Zdarzają się perełki, jak np. kwestia bomby atomowej w Megaton, której wybuch oglądaliśmy na gameplayu od twórców. Quest ten pokazuje, że nasz wybór naprawdę się liczy i trzeba ponieść tego konsekwencje, jednak nie spotykamy się zbyt często z tak rozbudowanymi misjami. Większość poleceń wykonać można na kilka sposobów, z różnymi zakończeniami, co się chwali. Poczucie wpływania na otaczający świat zostało zbudowane dość sensownie. Wątek główny zajął mi około 14h, a po jego ukończeniu nie można kontynuować gry, więc jeśli chcecie wykonywać zadania poboczne, polecam zabrać się za nie od razu, później już się zwyczajnie nie ma ochoty.

Arcyważnym urządzeniem pomagającym nam w odnalezieniu ojca jest PipBoy 3000 - komputer na stałe przytwierdzony do naszej ręki. Pełni rolę PDA, zawiera więc opisy zadań, mapy, ekwipunek, charakterystykę postaci itp. Nie oczekujcie od PipBoya jakichś cudów, to zwykłe menu umieszczone w ładnej oprawie. Zupełnie jak w Oblivionie(też mi niespodzianka), uruchomienie ekwipunku pauzuje grę, możemy wtedy zmienić broń, odnowić zdrowie za pomocą jedzenia.

Samych przedmiotów do wykorzystania na świecie porozrzucano sporo, w tym oczywiście broń palna, sporo broni białej oraz różnego rodzaju apteczki, wspomagacze. Co do tych ostatnich, ciekawą kwestią jest sprawa uzależnienia - zbyt częste korzystanie z jakiegoś produktu, jak np. alkohol, powoduje możliwość popadnięcia w nałóg. Jeśli nie będziemy dość często przyjmować dawki produktu, postać będzie odczuwała negatywne skutki "głodu". Spotykaliśmy się już z tym w poprzednich częściach, jednak dobrze, że twórcy co nieco zostawili…

Jednym z największych wyzwań studia było takie stworzenie systemu walki, by był on odpowiednio dynamiczny jak na obecne czasy, ale i by fani serii znaleźli coś dla siebie. Możemy korzystać z systemu V.A.T.S., ale nie musimy. Czym w ogóle jest V.A.T.S.? Za jego pomocą, podobnie jak w poprzedniczkach, możemy wybierać część ciała przeciwnika, którą zaatakujemy. Szanse na trafienie gra wylicza w procentach. Całość rozgrywa się w aktywnej pauzie, którą uruchamiamy w dowolnym momencie. Od razu zaznaczę, że strzelanie w czasie rzeczywistym rzadko się opłaca - najlepiej podbiec do przeciwnika tak blisko, jak to możliwe, odpalić pauzę, oddać strzał w głowę, finalnie obserwować, jak jego czaszka zamienia się w wielki rozbryzg krwi, mózgu i gałek ocznych… A to wszystko w zwolnionym tempie. O tak, Fallout 3 jest grą dosyć brutalną. Ludzkie szczątki walające się tu i tam bynajmniej brutalności nie ujmują. I dobrze, bo kto oczekiwał gry dla dzieci? Ogólnie rzecz ujmując, walka daje sporo satysfakcji i nie nuży po dłuższym czasie.

Pod względem oprawy, została ona trochę poprawiona od czasów TES IV. Zapominając o istnieniu sztandarowej serii Bethesdy, Fallout 3 uznaję za naprawdę udane przeniesienie izometrycznego świata w trójwymiarową grafikę. Jednak pomimo poprawek silnika, widać, że swoje latka już ma. Momentami grafika traci poziom, bolą animacje postaci, szczególnie podczas dialogów. Twarze zostają bez jakiegokolwiek wyrazu, mimika jest równa zeru, a gestykulacja nie istnieje. Postacie nie okazują po sobie żadnych emocji, po prostu wygłaszają kwestie. Za to aktorzy spisali się całkiem dobrze, szczególne brawa należą się Liamowi Neesonowi (ojciec bohatera), który naprawdę się postarał.

REKLAMA

Oprawa dźwiękowa gry jest bardzo dobra, szczególnie muzyka zapada w pamięć. W PipBoyu włączyć możemy jedną ze stacji radiowych, w których słychać wiadomości, mówiące niekiedy o naszych wyczynach oraz oczywiście muzykę. Ta ostatnio to standardowe dla serii utwory z okresu międzywojennego. Klimat buduje to całkiem niezły, ale wydaje się trochę zrobione na siłę… Chociaż może to moja zrzędliwość.

Ocenienie Fallout 3 jest nieziemsko trudne. Jak patrzeć na tę produkcję? Twórcy poprawili wiele rzeczy względem… Obliviona. Jednak gra nie jest tak rozbudowana jak poprzednie części właściwej serii, a jej klimat jest dziwnie wymieszany z fantasy. Może idealna kontynuacja nie była możliwa, jednak nie jest to powód by tworzyć nakładkę na inną grę! Na dodatek fabuła nie jest specjalnie ciekawa, nie uświadczymy tutaj większych zwrotów akcji, a postacie spotykane na drodze bohatera nie są na tyle prawdziwe, by obchodził nas ich los. Na dodatek gra zaczyna się naprawdę obiecująco, nie pozwala wręcz się od siebie oderwać. Niestety po pewnym czasie zauroczenie mija - im dalej, tym gorzej. Cóż więc począć? Samo dopracowanie gry i przyzwoity klimat pozwalając na ocenę większą niż 7, jednak olbrzymie przewinienia Bethesdy zabraniają mi wystawić 9. Więc 8? Zdecydowanie tak. Gra jako kolejny Fallout sprawdza się średnio, za to całkiem dobrze broni się jako oddzielna produkcja. Nie bardzo dla fanów serii, bardzo dla fanów RPG-ów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA