REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

FIFA Manager 08

Gdy mowa o piłkarskich managerach, w grę wchodzi tylko jeden tytuł. Mowa tu o Football Managerze, który obecnie wraz z kolejną odsłoną stał się "excellem" niemal doskonałym. Siłą rzeczy więc każda gra, gdzie mamy okazję wcielić się w rolę klubowego menagera, będzie porównywana z popularnym konkurentem.

11.03.2010
20:17
REKLAMA

Panowie z SI wprowadzili do swojego dziecka wiele mniejszych i większych usprawnień, dzięki czemu rozgrywka jest jeszcze bardziej realistyczna, wiele irytujących błędów i niedogodności zostało usuniętych, a pojawiły się nowinki, które będą interesujące zarówno dla niedzielnych graczy, jak i fanbojów, którzy od czasów Championship Managera kierują losami swojego ulubionego klubu. Football Manager 2008 jest grą wspaniałą, bliską ideałowi i każdy fan poprzednich edycji powinien ją mieć w swojej kolekcji. Co więcej, FM jest obecnie praktycznie bezkonkurencyjny.

REKLAMA

Prócz tytułu od SI, w sprzedaży, prócz jakichś tam marginalnych płotek, liczą się jeszcze tylko dwa tytuły: Championship Manager (recenzja nowej edycji w Playbacku była wybitnie niepochlebna, serię tę więc mogą już wymazywać z pamięci Ci, którzy jeszcze tego nie zrobili po poprzednich odsłonach-nieporozumieniach) oraz produkt studia Bright Future - FIFA Manager 08.

Mistrz Anglii w komplecie

Manager znajdujący się pod patronatem EA, który jest kontynuacją serii Total Club Manager, stał się więc jedynym czynnikiem, który mobilizuje SI Sports. Mimo tego jednak - uwaga, teraz będzie meritum tej recenzji, dalej już nie musisz czytać - Football Manager kasuje FIFA Managera i wciąż dzielnie dzierży palmę pierwszeństwa, bynajmniej nie tylko przez ostatni rok. Moim zdaniem wynika to przede wszystkim z zupełnie innej taktyki EA, która przypadnie do gustu raczej niedzielnym managerom, zaczynającym dopiero przygodę z tym gatunkiem gier.

Inne podejście EA widać na każdym kroku. Po pierwsze, można tu wybrać poziom trudności. Podniosą się zaraz zapewne sugestywne pytania z gatunku "WTF?!" - tak, tak, stopień trudności. Już w tym momencie widać, że mamy do czynienia nie z managerem, a jedynie jego imitacją, która zapewne usatysfakcjonuje tylko mniej doświadczonych fanów. No bo wyobraźmy sobie - jest sezon ligowy i nagle nasza drużyna notuje 3 porażki z rzędu, a piłkarz idealnie pasujący do naszego zespołu z niezrozumiałych powodów nie chce zgodzić się na podpisanie kontraktu. W prawdziwym menago, w duchu imitacji realizmu, staramy się po pierwsze wyjść z kryzysu stosując metody represji lub zachęty (odsyłanie do rezerw, obcinanie pensji największym obibokom albo motywowanie teamu w mediach), a niechętnemu piłkarzowi proponujemy inny status w klubie, oferujemy większe premie lub płacimy więcej za sam podpis. Tak jest np. w FM. FIFA jednak nie ma ambicji być prawdziwym menago. W związku z powyższym, by pokonać piętrzące się nierozwiązalne problemy... obniżamy poziom trudności. Okazuje się nagle, że drużyna, która wcześniej zmasakrowała nasz zespół w krajowym pucharze, zostaje zniszczona różnicą sześciu bramek w lidze, a wymarzony gracz bez żadnych fochów dołącza do kadry.

Cipriana kupuję zawsze w każdym możliwym managerze

Zupełnie inaczej FIFA Manager podchodzi też w kwestii menusów, szeroko pojętego interfejsu, zakupu licencji czy całej oprawy audiowizualnej - czyli wszystkich tych drobnych bajerów, które mają ogromny wpływ na rozgrywkę. Bo jak tu grać, kiedy menusy niewygodne, a system przedstawiania meczu kuleje? Na szczęście nie jest źle, a w paru przypadkach gra od EA nawet przewyższa FM-a.

Poruszanie się po menusach katorgą bynajmniej nie jest, ale do intuicyjnego i czytelnego interfejsu FM-a wiele brakuje. Grafikom z EA przyświecała jednak zupełnie inna koncepcja, widać tu kompletnie inny zamysł. O ile projektanci z SI skupili się na uproszczeniu menusów tak, by przypominały działaniem okienka systemu Microsoftu, to EA kombinowała, aby zrobić coś od nowa, łącząc względną ergonomię z maksymalnym wybajerzeniem. Trzeba oddać projektantom, że menu w postaci pogrupowanych odnośników na jednej, dużej belce to dobry i bardzo praktyczny pomysł, bowiem wszystko jest pod ręką po jednym najechaniu kursorem. Niestety, jestem posiadaczem monitora o małej maksymalnej rozdzielczości, wobec tego pozostaje mi tylko ufać na słowo, że przy rozdzielczościach większych niż 1280x1024, strona główna naszego profilu zmienia swój wygląd i staje się kokpitem z umieszczonymi tam widgetami, prezentującymi profile graczy czy pozwalającymi odtwarzać muzykę (o tym później).

Współpraca między zawodnikami układa się dobrze

Cała reszta jednak nie przypadła mi do gustu, layout menusów jest dość niespójny, wiele ekranów przystrojono w całkowicie odmienne od ciemnej reszty elementy graficzne. Ogólnie nie jestem zwolennikiem tego, by każdy ekran wyglądał w znaczniej części zupełnie inaczej niż poprzedni. Ciemne tło i mała czcionka sprawiają, że wszelkie listy i zestawienia prezentują się nieestetycznie i nie są wystarczająco przejrzyste. Wybierając np. Manchester United jako prowadzony klub, menusy zgodnie z klubowymi barwami (czerwonymi) stają się czarno-czerwone, co męczy oczy i wygląda brzydko. Taki przerost formy nad treścią obserwujemy w managerach od EA już od wielu lat i chyba nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało się w tej materii zmienić, a szkoda, bo przejrzyste i niemęczące oczu menu to połowa sukcesu dobrego managera.

Wspominałem o muzyce - w przeciwieństwie do FM, EA zadbało o ścieżkę dźwiękową, przygrywającą w tle, a nawet umożliwiło graczowi użycie podczas gry własnych plików mp3. Inicjatywa chwalebna, ale ja osobiście wolę nieme managery, bo wtedy puszczam sobie kawałki z foobara i wtedy mi się ładnie muzyka scrobbluje do serwisu last.fm. ;)

Wracając jednak do kwestii graficznych - sprzeczne recenzje zbiera kontrowersyjny tryb wizualizacji meczu, oparty na silniku FIFY. Powiem tak - jest to jedynie bajer, który fajnie wygląda na pudełku i w materiałach prasowych, a w praktyce kompletnie nie zdaje egzaminu. Jasne, miło się to ogląda, ale może przez parę meczów. Potem czar pryska, prezentowane akcje irytują powtarzalnością i schematycznością, a gracz tęsknym wspomnieniem wraca do "kulek" z FM, które może nie wyglądają imponująco, ale za to w przeciwieństwie do 3d z FIFA Managera, czytelnie oddają to, co dzieje się na wirtualnym boisku.

Carlos Tevez jest niemal tak uroczy jak w rzeczywistości

Inna sprawa, że trójwymiarowi piłkarze nie mają kompletnie ochoty słuchać poleceń gracza. Tak naprawdę zamiast multum opcji indywidualnych i drużynowych, wystarczyłyby trzy na krzyż, bo inne w rzeczywistości mają taki sam skutek jak tłumaczenie Ronaldinho, że wypadałoby zamienić nocne wypady na treningi w klubie. W zasadzie wpływ na to, jak po boisku poruszają się nasi gracze ma tylko ustawienie i ogólne nastawienie. Szczególnie karykaturalnie wygląda to w przypadku defensorów - gdy mają grać defensywnie, to wołami ich się nie wyciągnie z własnego pola karnego, natomiast gdy pozwolimy im na odrobinę większą swobodę w wyprowadzaniu akcji ofensywnych, to będą niczym jeźdźcy bez głowy (i faktycznie nimi zostaną jak tylko zirytowany manager się z nimi rozliczy). Jak więc widać, kuleje to, co jest esencją managera - wpływ taktyki gracza na poczynania zawodników na boisku. Niestety trudno nie odnieść wrażenia, że tak naprawdę niewiele tu zależy od managera, a zawodnicy grają sobie jak im się rzewnie podoba.

Aby kontynuować moją tezę, że FIFA Manager nie ma tak naprawdę ambicji stawać w szranki w tej samej kategorii wagowej co Football Manager, oto inny przykład innowacji - tryb, w którym możemy pokierować... jednym zawodnikiem. Świetna sprawa dla młodzieży, która do tej pory bawiła się w managera co najwyżej w trybie kariery w FIFIE. Wyobraźmy sobie, nasza drużyna przegrywa 0:1, jest 80. minuta, a kopacze swoim zwyczajem mimo nastawienia ofensywnego podają głównie wszerz, a nie wzdłuż boiska. Teraz przejmujemy rolę naszego wybranego wcześniej Pro i jako, dajmy na to, Cristiano Ronaldo wchodzimy na boisko. Nakazujemy partnerom, by podawali piłki tylko do Portugalczyka, a ten, dzięki naszym decyzjom, dwukrotnie przedryblowywuje całą obronę i strzela nie do obrony dwie piękne bramki. Woooow, oł je - a co więcej, w ten sposób można wygrywać mecze seriami. Szczerze? Nie wiem po jakiego grzyba jest ta opcja i aż boję się, co wymyślą programiści za rok. Może będzie można wcielić się w fizjoterapeutę i samemu zrobić masaż kontuzjowanemu zawodnikowi? ;)

Zasadniczo to wiele się nie dzieje na boisku...

Jednak czymś, co najbardziej odróżnia manager EA od produkcji SI, jest rola gracza w klubie. W Football Managerze gracz jest menadżerem w angielskim rozumieniu, czyli zajmuje się selekcją zawodników, dokonywaniem transferów oraz finansami klubu, zaś stadion, pożyczki, szukanie klubów filialnych, itd. - to już działka zarządu. FIFA Manager daje graczowi możliwość wyboru. Możemy odpowiadać np. jedynie za zarządzanie zasobami ludzkimi, ale też opiekować się w klubie wszystkim, czym tylko można, od kontraktów zawodników począwszy, na rozbudowie stadionu skończywszy (a gdy okaże się, że jednak nie podołamy, sztab pomocników tylko czeka, by ułatwić nam życie). A propos stadionu, to FIFA Manager udostępnia całkiem sympatyczne narzędzie do jego edycji. Nic nie stoi na przeszkodzie (oczywiście, o ile kasa klubowa jest pełna), by z małego koszmarku stworzyć nowe Old Trafford.

Inną różnicą w stosunku do FM, która by zapewne programistom z SI nawet do głowy nie przyszła, jest wprowadzenie elementów życia prywatnego naszego menadżera. Otóż nasze alter ego może mieć żonę (której od czasu do czasu warto kupić jakiś upominek), ba - może wybrać się na golfa z szefem zarządu, dzięki czemu ocieplą się wzajemne kontakty. Osobiście średnio mnie to zachwyciło, ale tak jest z pomysłami, które na siłę starają się stworzyć wrażenie innowacyjności.

Licencji, jak na grę EA przystało, jest masa - od oryginalnych herbów klubów i federacji, po emblematy rozgrywek czy twarze tych bardziej znanych piłkarzy (pozostali wyglądają jak plastikowe manekiny). FIFA Manager oferuje także grę w naprawdę dużej liczbie lig, w tym naturalnie także polskiej. Poza tym, gra została profesjonalnie spolszczona. Czego by jednak panowie z EA nie wymyślili, będą i tak daleko za Football Managerem. Wypada jednak dodać, że pisze to fanboj gry SI, wobec tego zawsze będę każdego komputerowego managera porównywał z wzorcem, jakim jest FM - poprzeczka jest ustawiona wysoko, na razie za wysoko dla EA.

Przed sezonem
REKLAMA

Prawda jest jednak taka, że koncepcja tej gry (a przede wszystkim wszystkie te elementy, o których wspomniałem w charakterze różnic w stosunku do Football Managera) wskazuje na fakt, iż EA Sports celuje w nieco innych potencjalnych nabywców niż SI. O ile więc Football Manager co roku trafia w ręce i na dyski graczy, którzy dobrze wspominają starego Championship Managera, wszelkie ustanowione przezeń standardy przyjęli niczym dogmaty i ogólnie uważają się za fanów serii, to FIFA Manager jest raczej przeznaczona dla nowicjuszy, ludzi, którzy nie spędzili młodości brodząc w setkach statystyk, a którzy mimo wszystko chcą mieć poczucie, że zarządzają klubem. Niekoniecznie mowa tu o graczach młodszych, ale takich, dla których Football Manager jest zbyt hermetyczny, archaiczny i najzwyczajniej w świecie nudny. Dlatego EA kusi ich efektowną wizualizacją meczów, budowaniem ośrodka klubowego niczym w The Sims, kolorowymi menusami, masą buziek piłkarzy, wypasionymi ekranami statystyk czy regulowanym stopniem trudności.

Dlatego też fani FM co najwyżej spojrzą na tę grę z politowaniem. Natomiast EA dobrze wie co robi. Kampania reklamowa, ładnie wyszczególnione w niej zalety gry i sama marka studia pozwala Kanadyjczykom zdobyć nabywców dla swojej gry wśród ludzi, którzy baliby się FM-a wziąć do ręki - i oni będą zadowoleni. Wykazując się więc empatią, przyznaję grze pozytywną ocenę - bowiem zdaję sobie sprawę dla kogo ten produkt jest kierowany.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA