Odsłony I-IV tej długiej i upadłej niestety sagi, które umówiliśmy sobie ostatnim razem, to niejedyne produkcje wydane przez Square Enix na system Apple, nawiązujące do tej marki. W kolejce znajduje się kilka kolejnych, wcale nie mniej interesujących.
Zacznijmy zatem z grubej rury, bo pozycją równie ciekawą jak główne części cyklu, a kto wie, czy nie ciekawszą (moim zdaniem na pewno!). Final Fantasy Tactics - War of the Lions to reprezentant taktycznego odłamu jRPGów, gdzie ustawienie naszych jednostek na mapce, odpowiednie poruszanie się nimi i zarządzanie zasobami jest równie ważne, jak fabuła czy eksploracja świata, a w istocie jest kluczem do sukcesu. I mówimy tu o w zasadzie jednym z najlepszych przedstawicieli tego subgatunku, zaraz obok Advance Wars czy Fire Emblem. Jeśli nawet klasycznie jPRGi za bardzo przypominają wam niekończące się naciskanie jednego klawisza na padzie podczas walk, to FInal Fantasy Tactis będzie świetnym wyborem, tym bardziej, że zarządzanie jednostkami i wydawanie rozkazów jest zadziwiająco wygodne za pomocą dotykowego ekranu. Gra, podobnie jak dwie pierwsze iOS-owe FF, powstała na bazie portu z PlayStation Portable, więc jest dodatkowo ubrana w ładniejszą grafikę i sporo dodatkowych poziomów, questów i innych bonusów w stosunku do oryginału z pierwszego PlayStation.
Kolejną pozycją, wydaną już specjalnie dla iOS, jest Final Fantasy All The Bravest. I jest to, mówiąc delikatnie, policzek dla wiernych fanów serii. Przypominam, że mówimy tu o grach obfitujących w nieco naiwne, ale angażujące historie, pełne charyzmatycznych bohaterów, zwrotów akcji i pamiętnych momentów. Gry, gdzie powodzenie turowych walk zależało od odpowiedniej taktyki, sprytu i umiejętności. I teraz wyobraźcie sobie grę, która składa się z jednego długiego ciągu monotonnych walk, w których gracz nie ma żadnego, ABSOLUTNIE ŻADNEGO wpływu na ich przebieg (żadnego wybierania celu, czarów, techniki walki, dosłownie nic), a jedyna jego rola, to stukania w ekran, by wybrać aktualnego atakującego. Mordujemy się zatem przez kilkanaście ekranów, obserwując jeden wielki chaos i stukając w ekran jak szaleni. Jest to jedna wielka kompromitacja Square Enix, wpisująca się w sumie w ostatnie “dokonania” tej firmy, służąca jedynie wyciągnięciu od graczy paru euro za zakup dodatkowych postaci, ułatwiających tę godną pożałowania rozgrywkę. Omijać szerokim łukiem.
Inaczej sprawy się mają z kolejnym wyłącznie mobilnym tytułem: Final Fantasy Dimensions. Ten kierowany jest wyraźnie dla takich ludzi, jak ja - tęskniących za oldskulowym klimatem pierwszych odsłon cyklu. Dlatego też Dimensions to w zasadzie pełnoprawna nowa część cyklu, czerpiąca garściami z elementów właściwych dla serii, zanim ta przeszła w trzy wymiary - mamy więc znajomą oprawę graficzną, długą fabułę, stary dobry system walki i tak dalej. Sterowanie dostosowano do możliwości ekranów dotykowych, wiec jest wygodne, a rozmaite nawiązania do klasycznych części Final Fantasy są kolejna zaletą, dla której warto ten tytuł zakupić. No właśnie, jeśli chodzi o kupno, to wiąże się z tym chyba największa przeszkoda - Dimensions jest strasznie drogie. Co prawda ceny już i tak lekko spadły od premiery, a prolog do gry jest dostępny za darmo, ale za każdy kolejny rozdział Square Enix każe sobie płacić i to słono - 2,69€ za pierwszy, po 5,99€ za trzy kolejne, ewentualnie 17,99€ za pakiet. To wciąż bardzo dużo, ale z drugiej strony, niewiele więcej niż liczą sobie producenci za opisywane poprzednio rimejki.
To jednak nie koniec związanych z FF aplikacji w AppStore. Za darmo wyrwać można np. Theatrythm Final Fantasy, czyli grę muzyczną, gdzie walczymy z przeciwnikami stukając w odpowiednie miejsce i w odpowiedniej kolejności na ekran, a przy okazji wydając kupę pieniędzy na paczki z piosenkami, bo bez nich gra jest bezużyteczna. Do tego znajdziemy zestawy grafik i innych materiałów promocyjnych, jak np. Final Fantasy XIII Larger-Than-Life Gallery czy Final Fantasy VII Compilation Wallpaper, ale nie dość, że nie są to specjalnie interesujące programy, to jeszcze nie mam pojęcia, jaki frajer mógłby wydać na coś takiego 3,59€.
I to w zasadzie dobre podsumowanie samej działalności Square Enix - firmy, która ma gigantyczne możliwości i potencjał, a tkwi wciąż w bagnie, z którego nawet nie próbuje wypełznąć, w zasadzie brnąc w nie coraz bardziej. I niezależnie, czy mowa tu o ich śmiesznej polityce cenowej, kolejnych fatalnych tytułach, jakimi rozczarowują graczy czy traktowaniu swoich fanów jak worków pieniędzy bez dna, to fakt jest taki, że niestety - nie jest łatwo być dziś fanem Final Fantasy - także takim, posiadającym urządzenie od Apple.