Krytycy go nie znoszą, widzowie kochają. Ten film nieoczekiwanie podbił Netfliksa
"Finding you" to melodramat z 2021 roku, który nawet nie doczekał się polskiego tytułu. Chłodno przyjęty przez media i znacznie cieplej przez zachodnią widownię film trafił niedawno do oferty Netfliksa - i choć nie jest to produkcja głośna czy popularna, subskrybenci serwisu masowo się na nią rzucili i zagwarantowali jej miejsce w czołówce listy TOP 10 najpopularniejszych obrazów. Niestety - po seansie dołączyłem do grona sceptyków.
OCENA
Przyznam, że o ile popularne i nowe melodramaty czy komedie coming-of-age raczej nie są mi obce, tak o "Finding you" nigdy wcześniej nie słyszałem. Gdy produkcja pojawiła się na Netfliksie, szybko wskoczyła do pierwszej trójki najpopularniejszych tam filmów. Szybki rzut oka na odbiór tytułu na zachodzie: w serwisie Rotten Tomatoes ocen nie wystawiono zbyt wiele, ale te, które tam zebrano, sugerowały olbrzymią przepaść między mediami a widownią. Zaintrygowany rozpocząłem seans, podchodząc do niego z relatywnie czystą głową - lubię zapoznawać się z filmami, które generują podobne rozbieżności. Nawet jeśli ostatecznie nie przypadają mi do gustu, często bywają przynajmniej interesujące i polaryzujące, a zatem generują emocje. Poza tym - jak wiemy - opinię najlepiej wyrobić sobie samej lub samemu.
Niestety, prawie dwie godziny spędzone z "Finding you" nie należały do najprzyjemniejszych.
O nowościach Netfliksa piszemy na Spider's Web regularnie:
Finding you - recenzja filmu z TOP 10 Netfliksa
Jak to często w przypadku young adult czy coming of age bywa, również "Finding you" jest adaptacją bestsellerowej powieści - mowa o There You’ll Find Me z 2011 roku, której autorką jest Jenny B. Jones. Bohaterką tej historii jest Finley Sinclair - po niefortunnym przesłuchaniu w prestiżowej nowojorskiej szkole muzycznej dziewczyna rusza śladami swojego zmarłego brata i bierze udział w programie wymiany studenckiej. Udaje się do nadmorskiej wioski w Irlandii, gdzie rozpoczyna kolejny semestr nauki. Tam poznaje niejakiego Becketta Rusha - filmowego gwiazdora, który właśnie kręci nową część swojej przygodowo-fantastycznej serii. Jak nietrudno się domyślić, bohaterowie zaangażują się w równie płomienny co nieprawdopodobny romans. Oczywiście z czasem sława Becketta stanie się uciążliwa i zagrozi zrujnowaniem ich marzeń - Finley będzie zatem musiała zdecydować, jak wiele może zaryzykować i poświęcić dla uczucia.
Mimo tego, że główni bohaterowie tej historii mają nieco ponad 18 lat, jest ona ewidentnie skierowana do młodszego odbiorcy - co samo w sobie nie jest przecież problemem, o ile nie wiąże się z potraktowaniem widza jak skrajnie infantylnego dziecka. To prosta, banalna i - och, jakże bardzo - przewidywalna fabuła, która momentami sprawia wrażenie wyrwanej z filmów sprzed ponad dwóch dekad. Na szczęście ma swoje momenty, a twórcy postarali się nieco ją urozmaicić bardziej aktualnymi wątkami. Szkoda, że jest ich jak na lekarstwo.
Niemal każdy element scenografii czy wizji świata jest tu upiększony i przerysowany, a przez to irytująco niewiarygodny (Irlandczycy to najweselsi ludzie na świecie, a nawet bezdomny alkoholik potrafi tu bezbłędnie zagrać klasykę na skrzypcach). Każda próba pokazania nieco trudniejszych i bardziej prawdopodobnych realiów życia jest tu zatem na wagę złota - zdarzają się, ale zdecydowanie zbyt rzadko. Dominują mdły i męczący sentymentalizm, wygładzanie każdej krawędzi i niejasny, donikąd nieprowadzący nurt cnotliwej duchowości. Na każdy relatywnie świeży pomysł przypadają trzy wymęczone przez dziesiątki innych produkcji. Nie brakuje też dziur logicznych - i tak na przykład bohaterkę w tymczasowej szkole widzimy tylko raz - potem Finley zajmuje się dosłownie wszystkim innym, tylko nie tym, po co przyleciała do Irlandii. Rzecz jasna: bez żadnych konsekwencji. Atrakcyjna sceneria i kilka ciekawych motywów (zgadzam się: życzliwość ma wielkie znaczenie) to, niestety, trochę za mało, by poświęcić temu filmowi dwie godziny życia i pomyśleć sobie: było warto.