REKLAMA

Film o ostrych Cheetosach na Disney+ jest co najwyżej lekko pikantny. Oceniamy "Flamin’ Hot"

Z "Flamin’ Hot" jest jak z ostrym fast foodem, który na reklamach wykręca wszystkim twarze, a w rzeczywistości okazuje się co najwyżej odrobinę pikantny. Historia pomysłodawcy słynnej amerykańskiej przekąski to oczywiście wyrób prosto z taśmy produkcyjnej wielkiej wytwórni. Ma w sobie jednak wystarczająco smaku, żeby zadowolić wasze filmowe podniebienie.

flamin hot smak sukcesu disney co obejrzeć
REKLAMA

"Flamin’ Hot" opowiada o dozorcy, który wymyślił tytułowy smak Cheetosów - kultowej dzisiaj amerykańskiej przekąski. Richard Montanez nie jest buntownikiem z wyboru, a co najwyżej z biedy. W spadku po swoich przodkach otrzymał jedynie nazwisko. Szkoła kojarzy mu się z wyśmiewaniem przez rówieśników, więc szybko kończy swoją edukację i wpada w stereotyp niewykształconego Latynosa przestępcy. Wszystko się zmienia, kiedy zostaje ojcem. Wraz z Judy wychowuje dwójkę dzieci, ledwo wiążąc koniec z końcem. Nikt nie chce go zatrudnić, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności gdy już zamierza wrócić do dilerki, zostaje przyjęty do fabryki Frito Lay. Mycie utłuszczonych maszyn idzie mu całkiem nieźle, lecz jego ambicje sięgają przecież o wiele wyżej.

"Flamin’ Hot" to historia latynoamerykańskiego snu – alternatywna wersja opowieści "od pucybuta do milionera", którą Hollywood już dawno temu sprowadziło do wyświechtanej kliszy narracyjnej. Scenarzyści Linda Yvette Chavez i Lewis Colick nie wprowadzają w znanej nam formule żadnej rewolucji, tylko zajeżdżają zdarte motywy fabularne i rozpływają się w stereotypach. Szczególnie męczący okazuje się niemiłosiernie rozciągany w czasie pierwszy akt. Aż chce się krzyczeć do ekranu: "tak, rozumiemy, wiemy, dokąd zmierzacie, przejdźcie w końcu do puenty". Co jednak z tego, że film jest przewidywalnie niemal do bólu. Tej produkcji i tak nie chce się wyłączać.

Czytaj także:

REKLAMA

Flamin’ Hot: Smak sukcesu – recenzja nowego filmu na Disney+

Sam koncept "Flamin’ Hot: Smaku sukcesu", historia kręcąca się wokół smaku Cheetosów, których maskotką jest wyluzowany gepard w ciemnych okularach, aż prosi się o ekranowe szaleństwo. Debiutująca za kamerą pełnego metrażu Eva Longoria chętnie więc spogląda w stronę kina Adama McKaya. Filtruje narrację przez perspektywę Montaneza, dając nam wgląd do jego wyobrażeń. Narracyjnej zabawy nie ma tu jednak dużo i reżyserka powinna przyprawić ją o wiele ostrzejszą przyprawą. Niemniej, idzie się uśmiać, kiedy włodarze Frito Lay w swoich nienagannie wyprasowanych garniturach prowadzą obrady, niczym latynoscy gangsterzy na ulicy.

Flamin' Hot: Smak sukcesu - Disney+

Chociaż Longoria prowadzi swoją opowieść raczej drżącą ręką debiutantki, w postawiony przed sobą cel trafia całkiem pewnie. "Flamin’ Hot" zostało bowiem pomyślane przede wszystkim, jako kino społecznie zaangażowane, mające dawać głos wykluczonym. Kiedy już Montanez wpada na swój genialny pomysł, jak mantrę powtarza, że to smak meksykańskiego domu, a sami Latynosi jako grupa komercyjna, cały czas są pomijani. Zmienia to wraz z szefem Frito Lay, który okazuje się zaskakująco otwarty na jego propozycję. No ale mamy przecież do czynienia z historią o tym, jak ważni są maluczcy. Na koniec nawet usłyszymy, że nikt nie jest "tylko kelnerem", czy "tylko dozorcą". Ten film to po prostu hołd złożony klasie robotniczej, napędzającej światową gospodarkę.

REKLAMA

Flamin’ Hot: Smak sukcesu – zdrowy filmowy fast food

"Flamin’ Hot" jest jak paczka Laysów z dużą ilością powietrza i małą zawartością chipsów. Znajdziemy tu jednak wystarczająco serca, aby nawet wypowiedziany w finale wprost naiwny morał opowieści, nie odbił nam się czkawką. Nikt bowiem nie ukrywa, że ma to być po prostu feel good movie, po którym z uśmiechem spojrzymy na otaczający nas świat. Mamy więc do czynienia z produkcją skrojoną pod miłośników szybkich filmowych przekąsek. Nie nasyci was w pełni, ale te wszystkie puste kalorie na pewno nie będą wam ciążyć.

"Flamin’ Hot: Smak sukcesu" już na Disney+.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA