REKLAMA

FlatOut Apokalipsa [gra]

Pierwsze dwie części FlatOuta to, trzeba powiedzieć wprost, klasyka pecetowych wyścigów samochodowych. Niechaj o moich słowach najlepiej świadczą zapchane serwery do gry w multiplayerze i stała obecność tych produkcji w sklepach, mimo że od premiery minęło już parę ładnych lat. Studio Bugbear widząc ogromne zainteresowanie tą serią postanowiło wskrzesić ideę wyścigów, których nadrzędnym punktem jest kasacja samochodu przeciwnika, przy okazji piekąc dwie pieczenie na jednym ogniu, prezentując FlatOuta społeczności konsolowych graczy. Ja jednak dziś zajmę się pecetową wersją, a właściwie odświeżoną "dwójką" z kilkoma (mniej lub bardziej)ciekawymi nowościami.

FlatOut Apokalipsa [gra]
REKLAMA

Mimo że na pudełku dumnie widnieje podtytuł Apokalipsa, ja tak naprawdę nigdzie nie mogę się tych przewrotów dopatrzeć. Co najwyżej mamy tu czynienia z małym trzęsieniem, nie zmieniającym zbyt wiele w tejże produkcji. Z jednej strony to dobrze, z drugiej strony ta zagrywka jest trochę nie fair.

REKLAMA

Przede wszystkim, i tu trzeba zapisać to twórcom na plus, nie zmieniła się istota gry. Nadal mamy do czynienia z niesamowicie dynamicznymi i efektownymi wyścigami. To nie Formuła 1, gdzie, jak niektórzy malkontenci uważają, "oglądamy siedemdziesiąt razy jedno i to samo z przerwą na pit-stopy". Tutaj od początku do końca trzeba uważać nie tylko na swoją pozycję, ale i wóz, który w jednym momencie z lśniącej fury może efektownie obrócić się w kupę złomu bez kół i kierowcy. Tak, tak, kierowcy - w najbardziej ekstremalnych wypadkach wylatuje niczym pocisk przez przednią szybę i leci przez kilkadziesiąt metrów, upadając jak marionetka dzięki systemowi ragdoll.

Oprócz widowiskowości mamy tu do czynienia z ukrytym sensem - pamiętajcie, zapinamy pasy! Równie dobrze jak chamstwo naszych przeciwników szans na zwycięstwo może nas pozbawić jeden malutki błąd na trasie lub słaby samochód. Jednak po kilku ulepszeniach wygrywanie wyścigów i zdobywanie kolejnych pucharów staje się dziecinnie proste. Pomocny w zdobywaniu kolejnych laurów jest duży zapas nitro, które zdobywamy po każdym kontakcie z innym kierowcą tudzież niszczeniu elementów otoczenia takich jak bariery z opon, maszty oświetleniowe czy dystrybutory z paliwem, dzięki którym oglądamy przepiękny pokaz ognistych fajerwerków, przysłaniający nam na kilka sekund ekran. Najlepiej wtedy zwolnić, bo nigdy nie wiadomo co czai się za ognistą ścianą. Najczęściej kończy się na kontakcie z drzewem, a to najmniej bolesny przypadek.

Niestety, pojazdy, którymi mamy przyjemność ścigać się w Apokalipsie, nie są licencjonowane, wobec czego jeździmy mniej lub bardziej podobnymi do realnych modeli wozami. Możemy jednak poprawić ich osiągi wprowadzając przeróżne modyfikacje i ulepszenia. Zmieniamy dosłownie wszystko: zwiększamy moc silnika, wzmacniamy zawieszenie, wstawiamy lepsze hamulce a nawet kosmetycznie poprawiamy karoserię wpływając na aerodynamiczność i podatność na uszkodzenia.

W każdej klasie (derby, uliczne i wyścigowe) mamy do rozegrania kilka pucharów, łącznie dwadzieścia siedem. Każdy event zawiera w sobie kilka wyścigów usytuowanych w przeróżnych sceneriach. Czekają nas etapy w cieniu Wielkiego Kanionu, gdzie oprócz nieustępliwych przeciwników czają się na nas tony walających się po całej trasie kamieni, pośmigamy ulicami wielkiego miasta pośród drapaczy chmur wożąc się po pięknej obwodnicą (Boże, jak ja bym chciał, żeby takie były w każdym polskim mieście…) i rozwalając wszystko co się da przy okazji lub przemierzając polne ścieżki ukryte w leśnej gęstwinie przerywanej okolicznymi gospodarstwami.

Największe wrażenie robi jednak możliwość demolki praktycznie wszystkiego. Nienaruszone zostają praktycznie tylko barierki i zabudowania, reszta już po pierwszym okrążeniu leży w gruzach. Po trasie walają się kawałki drewna, słupów i resztki samochodów naszych przeciwników, a nawet krzesła, stoły i inne podwórkowe mebelki. Niekiedy trasa etapu wiedzie przez wnętrze centrum handlowego, co oznacza tylko jedno: rozwałkę wszystkiego, co się nie rusza. Kwiaty, ruchome schody, posągi - totalna masakra. To trzeba zobaczyć, tego się nie da opisać. Jeszcze lepiej wygląda sprawa samochodów, które pod koniec wyścigu wyglądają na zmasakrowane odrzutki przeznaczone na złom. System zniszczeń prezentuje się bardzo efektownie i jest to jeden z większych plusów nowego FlatOuta.

Jeśli tego typu atrakcji wciąż nam mało, zapraszam do Trybu Rozwałki. Tam każdy, kto lubuje się w efektownych kraksach i ogólnej graciarni, znajdzie coś dla siebie.

Najbardziej popularną formą rozgrywki są derby, które cechują się tylko jedną zasadą: wygrywa ten, kto przetrwa. Oprócz tego musi mieć tez sporo zaliczonych uderzeń, przywaleń, demolek itp. Także próżnować na arenie po prostu nie wolno. Kolejna ciekawa rozgrywka to tzw. wyścig z bombą, który polega na pokonaniu jak największej ilości okrążeń przed końcem czasu, który równa się z eksplozją samochodu.

I wreszcie to, co jest charakterystyczna cechą i trybem gry w całej serii: konkurencje kaskaderskie. Przed nami cała plejada popularnych dyscyplin olimpijskich i barowych w humorystycznym wydaniu. Każda z minigier polega na wystrzeleniu kierowcy przez przednią szybę oraz posłanie naszej postaci jak najdalej tudzież w określony punkt. I tak oto kierowca wcieli się w rolę kuli do kręgli zbijając kolejne piny, jako piłka do futbolu minie blok rywala i trafi w same okienko bramki lub poleci niczym Adam Małysz i wyląduje daleko poza punktem konstrukcyjnym skoczni narciarskiej. Najlepiej do takiej zabawy zaprosić znajomych - wtedy rozgrywka nabiera rumieńców. Widok kolegi ciskającego padem o podłogę z powodu nieudanej próby - bezcenne.

Teraz zaś pora na to, czego naprawdę nie chciałem pisać, ale jestem zmuszony - otóż FlatOut Apokalipsa to nie kontynuator serii, lecz jej druga część z kilkoma ulepszeniami. Jeśli ktoś namiętnie zagrywał się w poprzednią produkcję studia Bugbear, poczuje się srodze zawiedziony. Dlaczego? Około 80% torów to żywcem przeniesione z poprzedniej części trasy wzbogacone o nowe efekty np. wodę czy inne przeszkody jakie mamy do pokonania. Ja osobiście spodziewałem się, że kilka z wyścigów będzie kalką, ale nie myślałem, że będzie to aż tak duży odsetek. Kolejna sprawa tyczy się minigierek. Tu nowości nie uświadczymy. Znów są to co prawda dobre, ale wyglądające identycznie jak w "dwójce" przerywniki pomiędzy wyścigami. Zabrakło kreatywności? Oprócz tego dodano dwóch przeciwników, nowe pojazdy i kilka trybów. Taka lista zmian nadaje się co najwyżej na dodatek, szkoda, ze twórcy niejako oszukują fanów, prezentując swą produkcję jako pełnoprawną kontynuację serii.

Sporo zmieniło się za to w kwestii oprawy wizualnej. Grafika, która już w drugiej części wyglądała świetnie, teraz prezentuje się jeszcze lepiej. Jest to zasługą przede wszystkich możliwości nowych kart graficznych w kwestii cieniowania i innych efektów specjalnych. Bardzo ładnie wykonane są różnorodne wybuchy oraz efekty rozprysku wody, gdy przejeżdżamy po spokojnej tafli wody. Efekty zniszczeń również prezentują się imponująco, a widok zdemolowanych samochodów jest niezapomniany. Trasy zostały porządnie wykonane, ale jakichś fajerwerków graficznych nie uświadczymy.

REKLAMA

Muzyka w Apokalipsie jest świetna. Twórcy ponownie trafili z doborem kawałków, dzięki czemu walkę o czołowe lokaty uprzyjemniają nam dynamiczne, rockowe brzmienia, idealnie pasujące do charakteru gry. Mimo, że kapele są, przynajmniej dla mnie, anonimowe, te kawałki szybko wpadają w ucho.

Jeśli ktoś nie doznał jeszcze przyjemności zapoznania się z tą serią, lub grał w pierwszą część, a jakimś cudem ominął "dwójkę", powinien jak najszybciej zaopatrzyć się w Apokalipsę. To kawał świetnej, dynamicznej ścigałki ze znakomitym modelem zniszczeń oraz bardzo dobrą oprawą audiowizualną. Właśnie takiego tytułu w gatunku gier wyścigowych brakowało i ta gra idealnie wypełnia tą niszę. Jeśli jednak FlatOut 2 wyssał z Twojego życia kilkadziesiąt godzin, lepiej poczekać na niechybny spadek tej gry do tanich serii. Wtedy inwestycja będzie o wiele bardziej opłacalna, bo zmian jednak nie jest na tyle dużo, aby zapłacić za nią prawie sto złotych. Ogólnie jednak nowy Apokalipsa jest warta polecenia i powinna znaleźć się w biblioteczce każdego miłośnika samochodówek.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA