Raptem trzy numery temu pisałem zapowiedź shootera TPP od LucasArts - Fracture. Mówiłem wtedy o szansach na porządną grę, żaden tam wielki hit się nie zapowiadał. Jak wyszło w praniu? Nawet całkiem porządnie, jednak omawiany tytuł ma w sobie wiele niewykorzystanego potencjału. Gra, która przypomina Gears of War, a premierę swoją ma tuż przed wejściem do sklepów drugiej części produkcji studia Epic już teraz w tym starciu przegrywa. Ale po kolei…
Od razu warto wspomnieć, że we Fracture nie mamy co liczyć na ciekawą fabułę. Świat przedstawiony to Ameryka w przyszłości. Wybuch tektoniczny sprawił, że północna część kontynentu została podzielona na dwie części - zachodnią i wschodnią. Co z tego wynika? Rzecz jasna wojna! Prezydent wschodniej strony, który oczywiście jest uosobieniem zła i ogólnie rozumianego dążenia do władzy, staje się celem elitarnych żołnierzy z zachodu. W jednego z takich stereotypowych wojaków wciela się gracz. Wielki, łysy, ale z emocjami. Warto wspomnieć, że "nasi" dysponują wspaniałą technologią przyszłości, podczas gdy oponenci więcej czasu poświęcili na rozwój biotechniki.
W drodze do wroga numer 1 przemierzymy 10 misji w różnych sceneriach, skopiemy tyłki licznym oddziałom wrogów i pokonamy kilku bossów. Główną (obawiam się, że jedyną) atrakcją Fracture jest możliwość modyfikowania terenu. Nasze pole bitwy możemy zmieniać niemal bez ograniczeń za pomocą specjalnego karabinu (czego to wojsko nie ma!), który obniża lub podnosi miejsce znajdujące się na celowniku. Do tego dochodzą granaty przerabiające otoczenie na różne sposoby - np. możemy stworzyć w dowolnym miejscu wielki słup ziemi. Przydaje się to do docierania w miejsca trudno dostępne, rozwiązywania prostych zagadek logicznych oraz oczywiście wojowania. Jeśli nasz pasek życia niebezpiecznie zbliża się ku poziomowi 0, w czasie jednej sekundy możemy stworzyć między postacią gracza a wrogami osłonę, za którą można bezpiecznie przeczekać trudne chwile. Patrzenie, jak grunt ucieka spod nóg przeciwników daje w sumie trochę radości. Fajny efekt daje podniesienie terenu w miejscu, gdzie stoi wrogi oddział, ale w pomieszczeniu zamkniętym. Żołnierze w trybie przyspieszonym spotykają się wtedy z sufitem, co znacznie przyspiesza pokonanie trudnych momentów.
Zabawa z podłożem jest w sumie konieczna do przejścia gry, jednak poza nią, tytuł ten nie oferuje nam zbyt wiele. To po prostu kolejny klon GoW-a w nieco mniej mrocznej scenerii i ze zdecydowanie gorszym klimatem. Rodzice gry zapowiadali, że nasi wrogowie posiadać będą sztuczną inteligencję, pozwalającą im na reakcje wobec deformacji terenu. Fakt, coś tam sobie robią z tego, że nagle wyrosła przed nimi górka, jednak nie są to mistrzowskie decyzje genialnych strategów. Zazwyczaj po prostu stoją kilka sekund, a widząc, że gracz nie kwapi się do wychodzenia na odstrzał, powoli omijają przeszkodę. Niby z sensem, ale zawsze pojawiają się pojedynczo - wybicie ich co do jednego nie stanowi wtedy problemu. Rzadko też reagują na rzucane w ich kierunku granaty. Czasem dochodzi do zabawnych sytuacji, gdy wróg przestaje zauważać postać gracza. Możemy w niego strzelać do woli, aż odejdzie w zaświaty. Stawiam za to duży minus twórcom - taki i inne błędy powtarzają się zdecydowanie zbyt często.
Samo strzelanie, bieganie i zabijanie jest całkiem w porządku. Na wyższych poziomach trudności pokonywanie kolejnych misji daje sporą satysfakcję, a gra, jak na dzisiejsze czasy, jest dość długa - na jej ukończenie potrzeba ponad 10h. Byśmy nie pomarli z nudów, łysy bohater (tak nijaka postać, że nawet nie pamiętam jej imienia) został wyposażony w dużą ilość pukawek. Przy sobie nosić może tylko dwie bronie, jednak zależnie od potrzeb kompletujemy arsenał po zabitych przeciwnikach. Są to egzemplarze dość tradycyjne, jak strzelba, karabin itp. oczywiście odpowiednio futurystyczne. Ekwipunku dopełniają granaty wszelkiej maści, m.in. deformujące teren lub tworzące wielki wir powietrzny… Korzystanie z nich daje trochę uśmiechu, więc tutaj studio nie zawiodło.
Fracture cechuje całkiem przyzwoita oprawa graficzna, miewa ona jednak swoje lepsze i gorsze chwile. Bardzo ciekawie prezentują się efekty deformacji terenu, coś jakby mini-wulkany. Silnik fizyczny, Havok, pozwolił na całkiem realistyczne odwzorowanie praw natury, które mają okazję popisać się, gdy korzystamy z karabinu do zabawy z terenem - możemy takiego użyć np. na skrzyni, by pofrunęła w kierunku wroga. Etapy zostały zaprojektowanie dosyć ładnie, kolejne misje rozgrywają się w innych środowiskach - czasem miasto, czasem pustkowie, czasem zima, a czasem gorące lato. Jedną z najciemniejszych stron grafiki jest mimika postaci, ich animacje i modele. Nie jest bardzo źle, jednak szczegółowością to oni nie grzeszą. Animacja biegu głównego bohatera też nie powala - podczas biegania "na ukos" wygląda dość komicznie. Trafiony za to jest soundtrack, całkiem nieźle podbijający emocje towarzyszące rozgrywce. Aktorzy wywiązali się ze swej pracy równie solidnie, podobnie sprawa ma się z dźwiękami otoczenia - ogólnie oprawę audio oceniam na plus. Taka dobra, rzemieślnicza robota, nic nie razi w oczy.
Ogólnie, we Fracture drzemie spory, niewykorzystany potencjał. Gdyby twórcy nie potraktowali fabuły jako dodatku, a świat przez nich stworzony miałby trochę realizmu, kto wie, może ocena byłaby wyższa. Wyszło jednak jak zawsze - jest to gra jednej sztuczki, która na dodatek nie bawi tak jak powinna. Robienie pagórków i dołków jest fajne w pierwszej fazie - nudzi się dosyć szybko. Niemniej dostaliśmy przyjemną łupaninę z odrobiną finezji. Efekt? Kilka dni całkiem niezłej zabawy, jednak zaraz po skończeniu grania dzieło LucasArts wywiewa nam z głowy. Obawiam się, że wśród tegorocznej nawałnicy głośnych produkcji, omawiany tytuł nie znajdzie sobie własnego fragmentu w sercach graczy.
W skrócie: Fracture to produkt skupiony wokół jednej atrakcji, reszta prezentuje średni poziom, główny bohater jest nijaki, a fabuła nieciekawa. Technicznie jest w porządku, ale mogłoby być lepiej. Właściwie nie mam pojęcia po co LA wypuściło to coś, ciężko określić dla kogo jest to gra. Wydawca rzadko zajmuje się czymś innym niż Gwiezdne Wojny, więc oczekiwałbym większego dopracowania… Nie zrozumcie mnie źle - jest to produkcja bardzo zjadliwa, w sam raz na kilka wieczorów. Nie trzeba wiele kombinować, po prostu biegniemy sobie przez wrogów strzelając naokoło, więc idealnie nadaje się na odpoczynek dla głowy.