REKLAMA

Gears of War [gra]

Pamiętasz Far Cry? Co to za pytanie, oczywiście, że nie zapomniałeś o tej grze. Miała świetną grafikę, ciekawe misje, olbrzymie mapy, dużo świeżych pomysłów, a co najważniejsze - nikt jej nie oczekiwał. Far Cry pojawiła się znikąd. Spytasz się, dlaczego gadam o Far Cry, zamiast pisać o Gears of War? To proste - obie gry są do siebie bardzo podobne.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

ZACZYNAMY GRAĆ...

REKLAMA

Zacznę od rzeczy najprostszej - grafiki. Może ktoś z Was - drodzy czytelnicy - jest w tym wieku, aby pamiętać premierę Unreala pierwszego? Pamiętacie te uczucie, gdy odpaliliście grę i... zatkało Was. Tak, Unreal Engine bardzo często zaskakuje ludzi. A Unreal Engine 3.0 szokuje tak samo jak UE 1.0. Nie patrzcie na obrazki, nie patrzcie nawet na filmy. W akcji ta gra wygląda trzy razy lepiej. Już podczas pierwszej misji widać, że Gears wprowadza nowe standardy. Ostatnio oczekujemy na około 100 gier tworzonych na trzecim Unreal Engine. Czemu mnie to nie zaskakuje, mimo iż silnik zapewne kosztuje kupę forsy?

Cóż, przed śmiercią każdy powinien zagrać w grę stojącą na tym nowym silniku. Zwłaszcza w Gears of War. To trzeba zobaczyć - tam powiewa flaga, w innym miejscu wiatr wygina drzewo. A w centrum telewizora trwa walka. Chowasz się za osłoną, widzisz, jak kilka centymetrów od ciebie w ścianę wbija się pocisk. Locust wychyla się zza osłony po to, by po chwili zasłoniła go fala światła. Światła powstałego w lufie jego karabinu. A wszystko to wygląda wręcz fotorealistycznie.

Unreal Engine ma niestety też wady. Pierwsza, najbardziej dotkliwa dla typowego posiadacza peceta, to wymagania sprzętowe. Cóż, Gears of War na Xboksie 360 działa, aż miło, ale na PC... Komputery osobiste udźwigną grę pokroju GoW dopiero za kilka, może kilkanaście miesięcy. Ktoś inny może uznać za wadę mało efektów graficznych. Mi to absolutnie nie przeszkadza. Przynajmniej wygląda to czytelnie, a nie jak wizja narkomana.

TECHNIKALIA?

Jak prawie wszystkim wiadomo, Gears jest strzelaniną. Mimo bardzo szybkiego tempa, często od naszej inteligencji zależy, czy przetrwamy. Dość powiedzieć, że pod ostrzałem giniemy po sekundzie. Na szczęście, gra ma bardzo efektywne i zarazem modne ostatnio rozwiązanie - chowanie się za różnymi murkami, skrzynkami i innymi pozostałościami po domach. Powiedziałem "domach"? No właśnie, większa część tego arcydzieła toczy się w mieście. Są też mapy, takie jak: tunele Locustów lub pędzący pociąg - ale jest ich bardzo mało. Miejmy nadzieję, że druga część będzie się działa głównie poza terenami zabudowanymi, bo najbardziej zakochałem się we właśnie takich poziomach.

Naszymi przeciwnikami w Gears of War są różne rodzaje Locustów. Niestety, nie wychodzą one z pewnego schematu, ale do tego już jesteśmy przyzwyczajeni. Są więc niskie, raczej słabe szarańcze, które po serii na klatę efektownie upadają. Poza nimi spotkać można gigantyczne Berserkery, które już nie giną jak muchy. Jako że Locusty są gatunkiem żyjącym pod ziemią, muszą się jakoś spod niej wydostać. Oczywiście, ich zadaniem jest wyjść stamtąd bardzo efektownie, co by zrobić na nas wrażenie. Każdy "spacerek" potworów zaczyna się więc od trzęsienia ziemi - zrealizowanego zresztą kapitalnie. Wszystko się trzęsie, do uszu dobiega kakofonia dźwięków. Krótko mówiąc - orgia dla oczu.

W grze nie ma rozbudowanego HUD-a. Tak naprawdę, to interfejs jako taki nie istnieje. Jeśli zostanę postrzelony, to na ekranie pojawi się tylko małe kółko, otaczające celownik. Kółko te informuje, ile życia nam zostało. Na szczęście - jak w Halo - pancerz ciągle się odnawia. Bez tego ułatwienia gra byłaby bardzo, ale to bardzo trudna. A teraz wystarczy tylko przykucnąć za rogiem i Marcus Fenix po chwili będzie znowu w świetnej formie. Na szczęście, gra wyszła tylko na konsolę, bo inaczej gracze komputerowi zaczęliby narzekać na takie rozwiązanie.

Z HUD-em wiąże się też inne ciekawe rozwiązanie, jakim są idealne przeładowania. Wygląda to tak, iż gdy Marcus przeładowuje broń, to w pewnym momencie, gdy wciśniemy jeszcze raz przycisk reload - magazynek zostanie podrasowany. Skoro już przy tym temacie jesteśmy, wspomnę o całym arsenale. Jak na strzelaniny, jest on dość skromny - ot, z przydatniejszych mogę wymienić karabin, strzelba, kusza i granaty. No właśnie, karabin. Dostajemy go już na samym początku, ale spluwa ta będzie nam towarzyszyła aż do samego końca. Nie dlatego, że nic innego nie ma, ale dlatego, iż karabin wymiata. Za to w multi polecam strzelbę, przerabia wszystko na miazgę.

TEKSAŃSKA MASAKRA...?

Gra jest bardzo brutalna, co mnie osobiście bardzo cieszy. Gdy po raz pierwszy rozszarpałem Locusta piłą mechaniczną, ciarki przeszły mi po plecach. Jucha jest tutaj prawie wszędzie, a wygląda ona bardzo realistycznie. Nie jest to zwykła chmurka krwi, często wykorzystywana w innych grach. Niektóre decyzje bohaterów i zachowanie agresorów też zbyt miłe nie są. Co prawda, gra pod tym względem nie szokuje niczym - ale i tak nie wyobrażam sobie, żeby typowy czternastolatek w to grał.

Choć, szczerze mówiąc, wybaczam Marcusowi i ekipie. Mają oni powody ku robieniu takiej sieczki. Czemu? Szarańcze zaatakowały Serę - planetę naszych bohaterów - i zabiły większość populacji ludzi. Co dziwne, atak nie nadszedł jak zwykle w sci-fi z góry (czyli z nieba, kosmosu), ale od spodu. Muszę też przyznać, iż "Locust" (szarańcza) to dobra nazwa. Stworzeń tych jest cała masa i nie liczy się jednostka. Poza tym, mają one swoją królową i żyją niczym inne "robaki".

INSANE - 99%

Po dłuższym graniu, zauważam kilka niedoróbek. Cudo te jest bardzo krótkie - na najniższym poziomie trudności zaliczenie jej to kilka godzin. Na Insane robi się ciężko, ale i tak zaliczyłem ją w maksymalnie 20 godzin. Na szczęście jest świetny tryb multiplayer, w którego można grać bez końca. Kocham w nim zachodzić innych graczy od tyłu i niespodziewanie włączyć piłę mechaniczną... Tak więc, jeśli gracie z kimś o pseudonimie cmq - uważajcie na swoje plecy. Multi jest udoskonalany prawie każdego dnia, update'y wychodzą bardzo często. I bardzo dobrze, bo taka obsługa klanów to w grze tego typu podstawa. Na samym początku miałem wątpliwości odnośnie sztucznej inteligencji mojego oddziału, ale chyba po prostu nie przyzwyczaiłem się do niego. Przy drugim przechodzeniu gry wszystko było już w porządku.

REKLAMA

OVER AND OUT

Czas na krótkie podsumowanie. Gears of War jest grą niespodziewanie dobrą. Nikt na nią nie czekał, pojawiła się znikąd. Zaskoczyła nas wszystkich oprawą graficzną, świetnym multiplayerem i... po prostu grywalnością. Na Xbox Live pobiła nawet Halo 2, co wiele o niej mówi. Uważam, że każdy posiadacz X360 powinien w Gearsy zagrać. Aktualnie jest to najlepsza gra dostępna na tę konsolę. Dla fanów Unreala, oczywiście ;). Niestety, nie mogę wystawić oceny 10/10, gdyż Gears of War jest po prostu za krótka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA