REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Gears of War 2 - gra, po której wszystkie inne stają się brzydkie i mozolne - recenzja

Taka mała uwaga - dobrze się zastanówcie zanim zaczniecie czytać ten tekst. Zanim w ogóle zaczniecie się tą grą interesować, wpływa ona bowiem w znaczny sposób na agresję, nerwowość i wszelaki pociąg do młotków różnego rodzaju. Czemu akurat do młotków? Bo po co sobie życie utrudniać i rozbijać świnkę skarbonkę piłą łańcuchową?! Gears of War 2 jest po prostu wielkim, zmasowanym atakiem na nasze pieniądze. Piękny, soczysty, intensywny, sequel niemal idealny. Gra, po której wszystkie inne stają się brzydkie i mozolne.

11.03.2010
23:39
Rozrywka Blog
REKLAMA

Przesładzam? No, może odrobinkę, ale wierzcie mi na słowo - to naprawdę najsympatyczniejsza, a zarazem najmniej bezmyślna rzeź ostatnich lat. Znacznie szybsza i doskonalsza od "jedynki", której jeszcze można było wybaczyć drobne niedociągnięcia. Na kontynuacji bowiem ciążył ogromy ciężar, niezwykle trudne zadanie podwyższenia poprzeczki ponad coś niemalże idealnego. Miało być bigger, better and more badass, a kurczę, jest... Nawet jeszcze lepiej!

REKLAMA

Niegłupia wojna

Z bardziej konkretnych informacji - fabuła rzuca nas w sześć miesięcy po wydarzeniach z pierwszych Gearsów, czyli zdetonowania wielkiej bomby świetlnej w tunelach szarańczy. Jak się jednak okazuje, wróg szybko zebrał się do kupy. Ba, powrócił jeszcze silniejszy, z bronią mogącą równać z ziemią całe miasta. Pojawia się także cała zgraja zupełnie nowych, większych popaprańców - są szaleni kapłani ciskający trującymi granatami, są wariacje na temat Boomerów (co powiecie na tłuściochów dzierżących tarcze i maczugi?), a Rozpruwacze (te latające, konio-kurczę-nietoperze) nauczyły się lądować i siać zamęt na polu walki.

Wracając jednak do tematu; w obliczu rosnącego zagrożenia, Marcus i spółka postanawiają postąpić według starej sprawdzonej zasady, głoszącej, że najlepszą obroną jest atak. Co to znaczy? Że dobiegły końca starcia 4 na 4, skończyły się przyczajki na tyłach wroga - zaczęła się wojna z wykorzystaniem ciężkiego, jak zadek Marcusa, kalibru.

Zabrakło jednak naprawdę wielkich bitew i, co nie może mi dać spokoju, nie ma takiej mocnej wczówki i zaangażowania. Hmm... Jakby to najprościej ująć... Tak prawdę mówiąc niewiele było momentów (no niech będzie, nie kojarzę żadnego), w których dostałem solidny zastrzyk adrenaliny. Po których odetchnąłem z ulgą i wsłuchiwałem się w bijące jak oszalałe serce. Fakt faktem, że gra próbuje grać na emocjach (pojawia się wątek zaginionej żony Doma), a sama fabuła jest o niebo ciekawsza od tej z pierwszej części, ale chodzi mi tu bardziej o doznania a'la Call of Duty. Choć jest intensywnie i dynamicznie, to jednak brakuje tego czegoś... Niesamowitego, co niesie ze sobą wojna.

Przyjemna wojna

Sama mechanika Gearsów i pomysł na rozgrywkę nie uległy większym zmianom. Wciąż jest to gra akcji, stawiająca na współpracę i bawiąca się cover systemem w najlepszym wydaniu, a przy tym urzekająco piękna. O rozpływaniu się nad oprawą graficzną jednak za moment, teraz trochę o kilku pozytywnych zmianach w rozgrywce. Przede wszystkim większe, potężniejsze i bardziej rozbudowane. Co? Wszystko. Jak bestiariusz, tak i broniospis - jedno i drugie wydaje się być teraz niebem, a ziemią w porównaniu do ubogości w pierwszych Gearsach. Do jatki zostały zaproszone m.in. moździerz i minigun, jest też tarcza, którą możemy "pożyczyć" od Boomera. Są nowe rodzaje granatów, nowy karabin, przekozacki miotacz ognia... O poczwarach już troszkę napisałem, dodam tylko, że nikt nie zapomniał oczywiście o Brumakach i, że też przytoczę wypowiedź Cliffiego B sprzed dobrych już chyba kilku miesięcy - "Nie bójcie się, mamy sporo znacznie WIĘKSZYCH od Brumaka asów w rękawie".

Nowymi istotnymi, a zarazem łatwo wchodzącymi w gameplay funkcjami są teraz branie żywej tarczy oraz walka na piły. Przez "łatwe wchodzenie" (nah) mam na myśli automatyczność, z jaką człowiek przyswaja sobie nowe możliwości - ochoczo wyciąga piłę, gdy widzi szarżującego z drugą jegomościa, tak samo szybko podbiega do kulejącego i bezbronnego locusta, aby założyć mu chwyt. W ogóle, podobnie do "jedynki", tak i "dwójka" jest bardzo łatwo przyswajalna i przyjemna w obsłudze dla każdego gracza. Skacząc zza jednej osłony, za drugą czujesz się jak ryba w wodzie, a używanie piły non-stop powoduje mimowolny uśmiech na twarzy.

Co cieszy, twórcy usilnie próbują nas zaskakiwać, odprowadzać trochę rozgrywkę od ogranego - co nie znaczy złego - schematu. A to płyniemy na locustowej kanonierce, a to stoimy na szczycie jadącej platformy z działkiem przed nosem, a to znowu mamy powtórkę trzeciego aktu z poprzedniej części. Czyli mniej walki, a nastawienie na gęściejszy, nieco bardziej schizowy klimat wewnątrz tajemniczej, pływającej w bebechach stacji badawczej. Może nieco przynudnawy fragment, okej, ale Gearsy potrzebowały takiej przerwy między rozrywaniem na strzępy kolejnych szeregów nieprzyjaciół. Nie jest też chyba wielką tajemnicą, że w końcowych już etapach gry przejedziemy się na Brumaku... I nie tylko zresztą.

Ładna wojna

Pod względem designu, Gearsy nie raz i nie dwa dają popalić. Lokacje są wykonane kapitalnie (nie ma lepszych czy gorszych - wszystkie są cuuudowne) i zróżnicowane - zwiedzimy Jacinto, czyli ostatni bastion ludzkości, pobiegamy po miasteczku ukrytym pod warstewką śniegu, zejdziemy też głęboko pod ziemię, na tereny szarańczy - przygotujcie się na najpiękniejsze jaskinie w dziejach gier video, a także na lekki szok... Styl architektoniczny miasta Locustów jest chyba ostatnim, jakiego się tu można było spodziewać. Twórcy puścili wodzę fantazji i wyżyli się artystycznie. I za to mają duży plusik

REKLAMA

Ogólnie rzecz biorąc, gra wręcz zniewala pod względem oprawy, powodując nieustanny ślinotok i opad szczęki. Modele postaci to nowa jakość, podobnie zresztą jak wszelkie efekty czy dbałość o detale. Co jednak najważniejsze i co świadczy o wyższości Gearsów nad takim Crysisem, to plastyczność i design, o którym było już w poprzednim akapicie. Ktoś miał po prostu super pomysł na super lokacje, a ktoś umiał to dobrze przekształcić na kod gry, napędzany przez Unreal Engine 3.5. Może nie powinienem... Ale po prostu nie mogę się powstrzymać - w jednym z leveli zostaniemy pożarci przez... Gigantycznego robaka. Klimaty rodem z Pinokia i wieloryba, tylko bardziej krwawe i opatrzone przekleństwami i docinkami kumpli z teamu Marcusa. Wyobrażacie to sobie? To trzeba zobaczyć.

Jak się tak teraz zastanawiam, to Gearsy 2 łatwo można podsumować jednym, dosadnym, ale pasującym jak ulał słowem - Zajebistość przez duże Z. Ta gra ma styl, ta gra jest potężna, soczysta, piękna, ciekawa i bardziej ludzka (bohaterowie to już nie madafakerskie boty, ale ludzie z krwi i kości). Ma po prostu wszystko, co powinna mieć gra roku 2008, a zarazem naprawdę porządny sequel. Nie żaden tam add-on z dodatkowymi gadżetami, ale sequel z krwi i kości. Szybszy, bardziej dynamiczny, lepszy praktycznie w każdym calu. W tej grze się po prostu można rozkochać po same uszy. A raport z potyczek online'owych za miesiąc!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA