REKLAMA

Granie, a aspekty prawne

Nasze zamiłowanie do elektronicznej rozrywki, to wbrew pozorom nie tylko beztroskie harce przed ekranem, szybko upływający czas i towarzyszące niewyspanie. Rynek gier jak każdy inny zresztą, rządzi się własnymi prawami, które sprowadzają się do różnorakich mechanizmów. O nich też zamierzam napomknąć... wkomponowując się niejako w temat obecnego numeru.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Jak powszechnie wiadomo, jeśli nie wiemy "o co chodzi", rzecz rozbija się zazwyczaj o kwestie czysto finansowe. Podobnie ma się sprawa z rynkiem gier wideo, który to w miarę rozwoju nabrał klarownych kształtów (czyt. stał się niezwykle opłacalnym źródłem zbijania zielonych banknotów). Prawa autorskie, rating gier, niekończąca się okupacja polityków, prawników nad wirtualną zabawą, są jednymi z głównych kwestii "okołoprawniczych" dotyczących elektronicznej rozrywki. I jak wspomniałem na początku - zazwyczaj tam, gdzie leży mamona, tam i znajdą się kłopoty. Już w zamierzchłych czasach początków branży, miały miejsce spory pomiędzy twórcami gier wideo. O ile kiedyś przybierały w miarę łagodną formę (oscylujące przy niewielkich kwotach pieniężnych), tak dziś pojedynek sądowy to sprawa kilku milionów dolarów (jeśli nie więcej).

REKLAMA

W latach 80. dwudziestego wieku, a więc i w okresie, który przypadał na rozwój gier wideo, dosyć częstym incydentem było powielanie schematów gry, która odniosła znaczny sukces. I powiedzmy - taki "Space Invaders" doczekał się klonów, jednak nie od tego samego developera. W tamtych czasach nie przywiązywano zbytniej wagi do owych faktów "powielania" danej pozycji. Oczywiście w miarę upływu czasu, poniektórym zaczęło to przeszkadzać - łatwo domyślić się z jakiego to powodu. Kiedy produkcje dość szybko zaczęły przynosić "kokosy", to usatysfakcjonowani twórcy nie byli skłonni, aby tegoż kokosa dzielić z innymi, którzy podłapali pomysł (i stworzyli kalkę danej gry). I w tym momencie zaczął się prawdziwy wysyp spraw sądowych, prowadzonych często o błahostki (np. sposób ataku postaci w danej grze). Nie brakowało oczywiście spraw, które toczyły się o naprawdę grube pieniądze, choćby spór Immersion z firmą Sony (dotyczący funkcji wibracji w dual shockach).

Co jest oczywiste ostatnimi czasy, gry wideo są obiektem swoistego "wieszania psów" przez media, władzę, brukowce - w każdym razie przyjmują rolę kozła ofiarnego. Tragedie, które rozegrały się m.in. w USA i Niemczech (strzelaniny w szkołach), dokładnie obrazują nastawienie tamtejszych władz. Z całym szacunkiem dla ofiar i rodzin poszkodowanych - zaraz po masakrze, niemal natychmiast - pierwszy zarzut wobec napastnika był taki (pomijając problemy psychiczne czy w domu rodzinnym) - był on nałogowym graczem, zagrywając się w tytuły pokroju Counter - Strike'a, czy innych znanych FPS-ów. Nie mam zamiaru rozpisywać się tej sprawie, ponieważ jest to kwestia wyjątkowo drażniąca. Niemniej jednak chciałem zaznaczyć, że jeśli chodzi o domorosłych przestępców, zwykle szukając wiarygodnej linii obrony dla małolata - doskonałym argumentem stają się gry wideo - ot zaćmiły umysł, zabrały dzieciństwo, sponiewierały wartości - czy nie brzmi to przekonująco? Do tego typu spraw, powoływana jest "specjalna" grupa prawników (jak na razie w nikłych ilościach - video games lawyer), którzy obeznani w wiadomej tematyce, gotowi są toczyć boje w salach sądowych.

Jeżeli mówimy już o walkach, prawdziwą krucjatę przeciwko grom wytoczył niejaki Jack Thompson (aż dziw bierze, że ów delikwent ukończył prawo). Znany z początkowych afer "obsmarowywania" ludzi pasmem kłamstw i oszczerstw - takie działania przedsięwziął również, walcząc z wirtualnym złem naszych czasów. Początkowym celem Jacka Świrka była seria GTA (co raczej nikogo nie dziwi), wyzywając na pojedynek firmę Rockstar Games. Cóż, początkowo udało mu się wygrać, za sprawą moda "gorącej kawy" w odsłonie San Andreas, który umożliwiał... ekhm... zawarcie bliższych kontaktów.

Podekscytowany Jacek, wiedziony wygraną, postanowił uderzyć tym razem w całą branżę elektronicznej rozrywki. W kolejnych pozwach wygłaszał mowy pokroju wyżej wymienionych - co by morderstwo było wynikiem szkodliwego nałogu - grania. O tym jak bardzo został znienawidzony, przez rodzime środowisko graczy, chyba wspominać nie muszę. Szalony Thompson pokwapił się nawet o zaatakowanie słynnej serii "The Sims", która według niego zbytnio emanowała nagością i pedofilią. Seria niepowodzeń nie zniechęciła dzielnego męczennika, w walce o należyty ład na ziemskim padole nędzy i rozpaczy. Wciąż podejmuje karkołomne (jeżeli brać pod uwagę przewidywany wynik rozprawy) akcje, rzucając pozwami na lewo i prawo. Dosyć niedawno, znów dane było nam usłyszeć o jego poczynaniach. Po raz kolejny obrał sobie serię GTA, a dokładnie będącą w fazie tworzenia część czwartą. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy genialny Jack odwołał pozew złożony przeciw Take-Two, udowadniając tym samym, że nie musimy oglądać tych wszystkich komedii i kabaretów, aby zdrowo się pośmiać.

Istotną formą regulacji, podziału gier na odpowiednie grupy wiekowe jest ogólnoeuropejski system klasyfikacji gier (PEGI). Jak łatwo można zauważyć, owy system używany jest w większości krajów europejskich, działając jak sito - wyłapując cięższe kawałki (jak choćby wspomniane GTA czy Manhunt). Wyjątkiem w klasyfikacji gier, jest państwo sąsiedzkie - Niemcy. Tam obowiązuje system USK - jest o wiele bardziej surowy i radykalny. Gra, która dostępna jest w Polsce od lat 16, w Niemczech sprzedawana jest osobom dorosłym. Cóż, sąsiedzi z oczywistych powodów są tak wstrzemięźliwi, jeśli chodzi o przemoc, agresję czy dyskryminację rasową. Mroczna i przytłaczająca przeszłość miała w tym swój udział, a brzemię II wojny światowej będzie ciążyć przez wiele pokoleń. Bynajmniej - podział nie dla wszystkich jest tak jasny i klarowny. Często bywa tak, że zdesperowani rodzice na siłę próbując zaspokoić potrzeby swojej pociechy kupują upragnioną grę, niekoniecznie przeznaczoną dla osób w jego wieku. Winy szuka się w grach, jednak w znacznej mierze to rodzice są odpowiedzialni z czym ich dziecko ma do czynienia, a stąd już krótka droga do przeniesienia wirtualnego świata do realnej materii.

REKLAMA

Rozrywki nie brak również na miejscowym poletku, bowiem Pan nie lubiący gier tych, również ma coś w tej kwestii do powiedzenia. W związku z programem "Zero tolerancji", który to minister edukacji realizuje tak skrupulatnie, powstała kolejna inicjatywa "braku akceptacji" tym razem dla brutalnych gier komputerowych, w oparciu o doświadczenia greckie. Grunt to zabierać się za sferę, o której ma się pojęcie... Racjonalnie patrząc na sprawę sama idea nie jest zła, jednak źle skierowana. Mam wątpliwości, czy oby przedsięwzięcie zadziała - kwestia powstrzymania przemocy nie leży w samych grach, lecz sprzedawcach i wspomnianych już rodzicach. Równie dobrze można zakazać dystrybucji filmów i czasopism dla dorosłych - jeżeli chętny się znajdzie, i tak wyszuka odpowiednią drogę aby pożądany przedmiot nabyć - sprowadzając pożądany tytuł z zagranicy. Jednak komu to się opłaci?

Przedstawiłem tylko namiastkę, wyobrażenie i pewne podstawy gier, naszego hobby poprzez pryzmat obowiązujących norm. Temat niczym głupota, niekompetencja jest tematem niewyczerpanym - pominąłem tu kwestię piractwa z powodu owej "niewyczerpaności". Rynek gier na przestrzeni lat wyszedł na dość monstrualną pozycję, co niewątpliwie przyczyniło się do licznych sporów na tle wszelakim. Co tylko uświadamia niektórym, jak błędne jest ich "mniemanie" na temat runku elektronicznej rozrywki. Do następnego przeczytania!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA