Jakże umiłowana branża elektronicznej rozrywki to rynek, który swoją wartością osiągnął poziom rynku muzycznego i niemalże depcze po piętach filmowemu. Nie dziwota więc, że poletko samych gier to temat dość wyczerpujący jeśli chodzi o wszelakiej maści gadżety. Określenie hardcorowca zaczyna nabierać nowego znaczenia.
Pika! Pika!
Przemierzając zawiłe działy sklepu drogeryjnego w poszukiwaniu satysfakcjonującego zapachu, który zniewoli niejedną niewiastę, zazwyczaj kierujemy się znaną marką. Z względów oczywistych pominę nazwę producenta - w każdym razie produkt, o którym wspomnę za chwilę, przebija wszystkie lukratywne "ekstrakty". Stopień zaawansowania mojej wyobraźni nie jest na tyle duży, ażebym mógł stwierdzić, jakie skutki niesie ze sobą spryskanie się feromonami... Pikachu! Jestem w stanie tylko się domyślać, jaki to swąd wydostaje się z niepozornej ampułki - spocony elektryczny szczur?. Cena takiego egzotyku to koszt rzędu 50 złociszy - w końcu licencjonowany produkt... Efekt... Pikachu?
A jakby tego było mało, fani motoryzacji również znajdą coś dla siebie, jeśli chodzi o motywy stricte "pokemonowe". Spryskany odorem żółtego gryzonia nie pozostaje nam nic innego jak znaleźć w miarę szpanerski środek transportu. Zdesperowanym pozostaje tylko import z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Równouprawnienie?
Od niepamiętnych czasów domeną mężczyzn (niezależnie od wieku) była zabawa, rozumiana pod wieloma postaciami. Portret współczesnego gracza uległ drastycznym zmianom - o ile "granie" było specjalnością płci brzydkiej, tak według najnowszych badań to kobiety stanowią o sile rynku. Ankieta przeprowadzona pośród 1000 Amerykanów wykazała, że tylko 39% mężczyzn przyznaje się do posiadania konsoli, kobiety uplasowały się przy 44 procentach, zdobywając tym samym palmę pierwszeństwa wśród "graczy". Organizatorka badania, tłumaczy ten fakt dużą popularności konsoli Nintendo Wii, która zyskała sobie przychylność wśród szerokiego grona odbiorców... w tym i kobiet oczywiście. Nie da się zaprzeczyć, że elektroniczna rozrywka staje się coraz bardziej dostępna, powodując taki a nie inny stan rzeczy... Jednak wspomniane badania patrzę z lekkim przymrużeniem oka, traktując wynik jako ciekawostkę.
Konsolowe przepychanki
Kolejne tygodnie przynoszą nowe wieści z pola bitwy jakim jest rynek konsol stacjonarnych.
O ile wyniki z całego globu mogą wydać się mało interesujące, tak sytuacja na poszczególnych kontynentach czy krajach to nieco odmienna sprawa. I tak na rynku japońskim, niepodzielne rządy sprawuje firma hydraulika. Przewaga nad rodzimym koncernem - Sony, wzrosła już czterokrotnie osiągając 1,6 miliona sprzedanych sztuk podczas gdy PS3 rozeszło się w liczbie 385 tysiąca sztuk. Sytuacja Xboxa 360 na wspomnianym rynku nadal nie nastraja optymizmem, jednak taka jest już natura tamtejszego rynku - przeważają tytuły, które wielu określiłoby mianem "popierdółkowatych".
Triumfy Nintendo nijak się mają do kraju jankesów, gdzie Wii zostało zepchnięte z piedestału na rzecz Xboxa 360. Konsola przeżywa wysyp hitów, a wśród nich legenda w postaci Halo 3. Właśnie ta pozycja to jeden z głównych powodów, dla których sprzedaż maszynki Billa wzrosła bijąc na głowę konkurentów. Taki stan raczej utrzyma się do końca tego roku, zważywszy na tytuły, które dopiero się pojawią - Mass Effect czy Assassin's Creed - nie potrzeba chyba dodatkowych argumentów, ażeby sięgnąć do portfela?
"Vii" po raz kolejny
Bazowanie na popularnych produktach, a przede wszystkim próba "naśladownictwa" to patent dosyć często spotykany. Na rodzimych bazarach gościły niejakie "PolyStation", natomiast na rynek chiński została wypuszczona nowa linia konsol stacjonarnych ochrzczonych dziwnie znajomą nazwą "Vii". W myśl zasady: "każdy sobie rzepkę skrobie" - nowa "konsola" na pierwszy rzut oka przypomina dzieło Nintendo. O dziwo maszyna wykrywa ruchy, wyposażona jest w napęd CD-ROM (wow!) i dysponuje w miarę ciekawą paletą mini-gier. Co jak co, ale ja zawsze staram się znaleźć alternatywne i tańsze rozwiązania...
EA Games na zakupach oraz wizja końca świata
Zasoby finansowe rynkowego potentata zdają się nie mieć końca, wyczerpania, dna - jakkolwiek by to nazwać - Electronic Arts szasta mamoną na wszystkie strony. Kolejną ofiarą, a w zasadzie ofiarami, które zostały zaciągnięte pod opiekuńcze skrzydła giganta stało się BioWare oraz Pandemic Studios. Obu firm raczej nie muszę przedstawiać - pierwsza z nich - legenda branży, która zakończyła właśnie pracę nad "międzygalaktycznym" RPG - Mass Effect, druga natomiast poszczycić się może wojennym Saboteur oraz równie konfliktowym Mercenaries 2: World in Flames. Każdy z wymienionych tytułów to produkty co najmniej bardzo dobre, więc krok EA nie dziwi raczej nikogo. Pytanie jest jednak inne - czy będziemy mówić o exclusive'ach w czasie przeszłym? Znając politykę giganta - firma będzie starała się "zbijać interes" na każdej dostępnej platformie, jak ma to miejsce obecnie. O słuszności tych słów, przekonamy się już niebawem.
A nawiązując do końca świata... Wiceprezes Electronic Arts - Gerhard Florin obwieścił światu niesamowitą nowinę, jakoby to rynek konsol, na którym nieprzerwane boje toczą trzy koncerny... wkrótce przestanie istnieć. Olbrzymie koszty, które ponoszą developerzy wraz z produkcją gry na kilka systemów są po prostu... bezsensowne. "Wizja" ma niestety w sobie trochę prawdy - w każdej dziedzinie życia, można zauważyć radykalne cięcia kosztów w oczywistym celu zaoszczędzenia funduszy. Co ma powiedzieć elektronicy, którzy Pro Street dedykują każdej możliwej platformie? Konkluzja analogiczna do zakończenia poprzedniego akapitu.
Sexy?
Być może za bardzo wgłębiam się w tematykę stricte "nintendowską" - jednak takowe klimaty narzucają się same, po przeglądnięciu setek newsów na rodzimych i zagranicznych serwisach. We wstępie wspominałem o bajecznym zapachu i równie bajecznym aucie, tym razem rzecz dotyczy mini-spódniczki. Obiekt czci i modłów - wąsaty hydraulik, przeniesie na nogi koleżanki, o ile ta gotowa jest pokazać się w takowej kiecce. Stylowo.