Seria Grand Theft Auto jest jedną z najlepiej rozpoznawalnych na świecie. Nie znam osoby, która nie wiedziała by o co chodzi. Do dziś pamiętam ile radości czerpałem z części pierwszej czy drugiej. To były wspaniałe czasy, zabijanie napotykanych przechodniów na ulicach, widok z góry, mnóstwo misji. Niczego więcej nie potrzebowałem do szczęścia. Przeżyłem wielki szok, gdy w końcu okazało się, że III część ma być przedstawiona w 3D. Moje obawy co do tego czy ta część dorówna poprzednim pod względem grywalności, nasilały się z każdym kolejnym screenem. Całe szczęście, okazało się zupełnie inaczej. Ukończyłem trzecią odsłonę serii kilkukrotnie, nie widziałem przed sobą innych gier do czasu Vice City. Gadający bohater, kapitalny klimat i niesamowita wręcz muzyka sprawiły, że szybko zdążyłem zapomnieć o GTA III i zająłem się w całości następną odsłoną. San Andreas to kolejna rewelacja, ogromne miasta, gigantyczny obszar rozgrywki, można było grać i grać. W międzyczasie marzyłem o katowaniu w GTA nawet siedząc w toalecie czy też podczas dłuższych wyjazdów. Udało się! Dostałem PSP na które ukazało się Liberty City Stories! Marzenia się spełniły, spędziłem z tą grą wspaniałe chwile, teraz podzielę się nimi z wami.
Rockstar nie wysilił się w kwestii fabularnej. Jak zwykle zresztą. Z tej gry mamy czerpać głównie ogromną radość z rozgrywki. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym mieście Liberty City, w którym także przedstawiono akcję części 3. Kierujemy poczynaniami Tony'ego Cipriani z roku 1998, czyli na 3 lata przed wydarzeniami z trójeczki. Główny bohater ledwo przybył do miasta, a już chce zajść za skórę miejscowym funkcjonariuszom. Przyjmuje zlecenia od każdego zleceniodawcy. Pierwszym z nich zostaje dobrze znany z części III Salvatore Leone, szef mafii Salvatore'ów. Po pewnym czasie, otrzymamy zlecenia także od mamy Tony'ego. Twierdzi ona, iż jej synek jest głównym winnym śmierci ojca. Naturalnie chcemy przekonać mamuśkę do swojej osoby i zabijamy parę osób, które zaszły za skórę kochanej rodzicielce. Po wykonaniu całej czarnej roboty w pierwszej części miasta, przenosimy się na drugą, gdzie czekają na nas kolejni zleceniodawcy, m.in. Donald Love, znajomy z GTA III czy Vice City. Marzy o stołku w urzędzie, lecz nie jest jedynym, który tego pragnie. Oczywiście chyba domyślacie się co w tej chwili musimy zrobić.
Zmian w stosunku do Liberty City z 3 odsłony serii jest niewiele, jednak jesteśmy w stanie je zauważyć. Choćby bar, który niegdyś nosił nazwę "Sex Club Seven" nazywa się teraz "Paulie's Reveu Bar", naturalnie zmienił się też jego właściciel. Co ciekawego, po pewnym czasie przed owym barem ustawione zostaje rusztowanie, a po jego zniknięciu nazwa jest już taka jak w III części. Kolejną zauważalną zmianą jest istnienie tunelu Porter. Odpowiadał on za połączenie Portland ze Stauton Island. W LCS połączenie to nie istnieje, jednakże twórcy postanowili wprowadzić promy kursujące pomiędzy dwoma dzielnicami. Naturalnie widocznych różnic jest więcej, jednak wolę pozostawić je do samodzielnego odkrycia. Wszak sprawia to sporą radochę.
Jak na GTA przystało czeka nas mnóstwo misji pobocznych, które z fabułą główną mają niewiele wspólnego. Znajdziemy je dosłownie wszędzie, nawet w nieoznakowanych budkach telefonicznych. Bardzo spodobał mi się pościg w radiowozie za złodziejami, którzy uciekali z kupą szmalu z pobliskiego banku. Naturalnie mamy do dyspozycji wszystko to co w poprzednich odsłonach, a mianowicie możliwość zostania lekarzem, taksówkarzem bądź też policjantem. Osobiście preferuję jedynie tą trzecią opcję, jest najciekawsza. Pozostałe szybko mnie nużą. Oczywiście jeśli chcemy ukończyć grę w 100 procentach, nie wystarczy jedynie wykonywanie misji pobocznych. Musimy również wykonać szalone skoki, bądź też "Rampage" - gratka dla przyszłych morderców. Dostajemy spluwę i naszym zadaniem jest zabicie określonej ilości danych osób w odpowiednim czasie. Zabawa przednia, całkowicie relaksuje i pozwala odprężyć się po ciężkiej misji, którą właśnie ukończyliśmy. Nie licząc tego, czekają nas poszukiwania 100 łapek (paczek), na wzór tych z poprzednich części.
W mieście porusza się mnóstwo cywili w przeróżnych brykach. Bez nich oczywiście nie było by zabawy, toteż pozwolę sobie opisać dostępne samochody. W stosunku do części 3 zmieniło się bardzo niewiele. Na ulicach widujemy prawie te same pojazdy. Oczywiście doszły nowe środki transportu, jak np. motory czyli to czego najbardziej wszystkim brakowało. Fantastycznie pędzi się jednośladem po znajomych ulicach z trzeciej odsłony. Rockstar ponownie nie wykupił licencji na oryginalne nazwy samochodów (zapewne nigdy tak się nie stanie) więc jeździmy fikcyjną Kurumą, Rambo, PCJ-600, Idaho bądź Infernalem. Wybór pojazdów jest ogromny, każdy z nich inaczej zachowuje się na drodze oraz jest mniej lub bardziej podatny na uszkodzenia. Oczywiście do tego wszystkiego należy doliczyć jeszcze stateczki i motorówki którymi również możemy się poruszać pomiędzy poszczególnymi dzielnicami miasta. Każdy z tych środków transportu jesteśmy w stanie uszkodzić, choćby przebijając opony czy wybijając szyby. Brakuje jednak natychmiastowego wybuchu pojazdu po strzale w bak, czy też zestrzelenia kierowcy przez szybę.
Czym było by GTA bez stróżów prawa? Zapewne nudną strzelaninką. Policjanci urozmaicą każdą produkcję, lecz to właśnie w GTA są oni najbardziej uprzykrzający. Spotkamy się z 6 poziomami złej sławy, czyli dokładnie tak jak w poprzednich trójwymiarowych odsłonach serii. Pierwsza z nich jest zupełnie nie groźna, zazwyczaj ściga nas pojedynczy patrol policji, który odpuszcza niezwykle szybko i już po chwili znowu jesteśmy "czyści". Gdy przyjdzie nam zmierzyć się z 2 gwiazdkami, jest trudniej. Nie sposób już zgubić policjantów, oni z kolei zaczynają używać swoich giwer. Trzeci poziom objawia się poprzez dużą ilość kolczatek na ulicy i wzmożone poszukiwania przez jeszcze większą liczbę radiowozów. Jeszcze wyższy poziom to już przybycie oddziałów S.W.A.T. nie tylko w wielkich pancernych ciężarówkach, a także helikopterami lądującymi jak najbliżej nas, strzelającymi na dodatek. Jest ciężko, ale to pikuś w porównaniu z gwiazdką piątą. Tutaj na karku mamy FBI... brak litości, uzbrojeni w uzi pozbędą się nas szybko i sprawnie, wszędzie kolczatki, helikoptery, a także mnóstwo jeepów należących do przedstawicieli prawa. Gdy jednak pokonamy ich zbyt wielu, do akcji może wkroczyć już tylko wojsko. Cały ruch drogowy znika, a zamiast tego po ulicach kręcą się czołgi i ciężarówki przewożące kilku żołnierzy z M4 w rączkach. Jedynym ratunkiem jest śmierć lub przemalowanie pojazdu, jednak posiadanie jakiegokolwiek w tym momencie graniczy z cudem.
Tony ma do dyspozycji pokaźny arsenał broni, jak to w każdej odsłonie serii. Likwidować potencjalnych wrogów przyjdzie nam za pomocą zwykłych pistolecików czy karabinów maszynowych, które główny bohater ma początkowo do wyboru. Na dobrą sprawę to wystarcza, ale niekiedy chciało by się posiadać coś o większej sile rażenia. Dość szybko zdobywany potężniejszą giwerę. Mamy do dyspozycji nawet AK-47 czy M-16 a już szczytem marzeń jest bazooka siejąca śmierć i zniszczenie. Oczywiście do tego wszystkiego dochodzi miotacz ognia, wiele innych spluw jak również broń biała. Przyjdzie nam dzierżyć w ręku katanę, której będziemy musieli użyć w jednej z misji, kija baseballowego (standard) czy też noża. Nie należy zapominać o kamizelce kuloodpornej dzięki której nasze szanse na przeżycie zwiększają się diametralnie. Osobiście staram się mieć ją zawsze na sobie.
Pod względem graficznym jest to zdecydowanie jedna z najlepiej wyglądających gier na przenośną konsolkę Sony. Tekstury są bardzo dobrej jakości, pojazdy wykonano wspaniale, podobnie zresztą jak pełne detali postacie. Cóż, w końcu to właśnie dla GTA LCS Rockstar stworzył zupełnie nowy silnik graficzny pozwalający wycisnąć znacznie więcej z PSP. Decyzja trafiona w dziesiątkę! Tytuł prezentuje się nawet lepiej niż III część wydana w 2003 roku na komputery osobiste. To nie są żarty! Klimat miasta nie jest już szary i przybrudzony, Liberty City stało się pełne kolorów. Szkoda jedynie, iż tekstury doczytują się w locie i często pędząc z dużą prędkością po prostu znika nam kawałek terenu sprzed oczu po czym tuż przed maską zjawia się ponownie. Wtedy już zderzenie jest nieuniknione. Da się to przełknąć i radości z zabawy nie ujmuje ani trochę. Muszę wspomnieć także o spadkach liczby wyświetlanych klatek przy dużych wybuchach czy większej ilości pojazdów/osób na ekranie.
Soundtrack, o który postarali się panowie z Rockstar Games jest fantastyczny. Bardzo przypadł mi do gustu. Naturalnie mamy do dyspozycji kilka stacji radiowych, które preferują zupełnie różny typ muzyki. Od rapu, poprzez karaoke i R&B aż do rozmów ze znanymi osobistościami. Padające tam pytania i odpowiedzi wiele razy rozbawiły mnie do łez. Nie wyobrażam sobie GTA bez tej wspaniałej muzyki wydobywającej się z głośników i cieszy mnie fakt, że na PSP także jej nie zabrakło. Twórcy udostępnili możliwość zgrania własnych utworów, gdyby komuś jednak nie pasowały znajdujące się tu przeboje. Kwestia dźwięków jest prosta. Są one dokładnie takie same jak w poprzednich odsłonach serii, czyli dobre. Niczego w tej sprawie nie brakuje, ciężko jest się przyczepić. GTA to klasa sama w sobie.
Grand Theft Auto: Liberty City Stories jest jedną z najlepszych gier na PSP. Rockstar Games należą się wielkie brawa za znakomitą robotę i perfekcyjną odsłonę serii na przenośną konsolkę od Sony. Fabuła bądź co bądź przyciągająca, zabawa przednia a na dodatek zmieniony silnik graficzny tworzący z brudnego Liberty City prawdziwie czyste miasto. Od groma pobocznych misji, skoków czy też rozwałek dzięki którym nie sposób się nudzić. Do tego wszystkiego dochodzi przecież kapitalny soundtrack. Nie sposób wyłapać większej ilość błędów. Ze względów czysto technicznych, tekstury doczytują się, a framerate spada. Przy produkcji tego kalibru nie da się uniknąć takowych wpadek. Na całe szczęście nie przeszkadzają one w ogólnym rozrachunku i już po kilkunastu minutach zabawy przestajemy dostrzegać owe wady. Zdecydowanie polecam każdemu bez wyjątków.