Zazwyczaj gdy do danego tytułu, planowany jest dodatek - mamy na myśli kolejną grę, która jest tylko urozmaiceniem, arsenałem kilku przedmiotów i niekoniecznie dorównuje majstersztykiem pierwowzorowi. Vice City, również było zapowiadane jak i postrzegane jako ciekawe urozmaicenie trzeciej części GTA. Co do błędności tych przekonań, nie należy chyba nikogo specjalnie przekonywać...
Wzorem poprzednich części, wcielamy się w "wielofunkcyjnego" bandytę, nie znającego żadnych zasad, no może poza tymi, które sam ustali... Bynajmniej - zapewne każdy zna serię GTA, więc nie mam zamiaru dokonywać retrospekcji. Warto jednak zaznaczyć, że nowa część (nie dodatek!) niemal pod każdym względem przeszło transformację, jeżeliby porównać do poprzedniczki - rzecz jasna, transformację pozytywną. Podstawową zmianą, o czym może świadczyć sam tytuł jest inne miejsce, jak również inne czasy. Kiczowate lata 80., gdzieś na Florydzie...
Postacią (już nie anonimową) jest Tommy Vercetti - po długiej odsiadce, nie ma zamiaru wracać do Liberty City, gdzie niewątpliwie napotka na... nieciekawe sytuacje, dlatego też decyduje się uderzyć do słonecznego Vice City. Niedługo potem, szef - Sonny Forelli zleca nam dość ważne zadanie - z pęczkami zielonych w walizce mamy dobić targu, zakupując tym samym całkiem spore zaopatrzenie narkotyków. Gdy już ma dojść do intratnej transakcji, biznesowe spotkanie przerywają nieznani sprawcy, znikając równie szybko jak się pojawili nie oszczędzając ni to gotówki, ni to opium - sami zaś ledwo żywi wychodzimy z tego niemałego ambarasu. Co oczywiste, szef nie jest zbytnio zadowolony, pozostawiając nas przed widmem spłacenia kosmicznej kwoty. "Pieniądze leżą na ulicy - wystarczy się po nie schylić" (no, może nieznacznie więcej) - z tym mottem na ustach, ruszamy ku gangsterskiej karierze.
Postacią (już nie anonimową) jest Tommy Vercetti - po długiej odsiadce, nie ma zamiaru wracać do Liberty City, gdzie niewątpliwie napotka na... nieciekawe sytuacje, dlatego też decyduje się uderzyć do słonecznego Vice City. Niedługo potem, szef - Sonny Forelli zleca nam dość ważne zadanie - z pęczkami zielonych w walizce mamy dobić targu, zakupując tym samym całkiem spore zaopatrzenie narkotyków. Gdy już ma dojść do intratnej transakcji, biznesowe spotkanie przerywają nieznani sprawcy, znikając równie szybko jak się pojawili nie oszczędzając ni to gotówki, ni to opium - sami zaś ledwo żywi wychodzimy z tego niemałego ambarasu. Co oczywiste, szef nie jest zbytnio zadowolony, pozostawiając nas przed widmem spłacenia kosmicznej kwoty. "Pieniądze leżą na ulicy - wystarczy się po nie schylić" (no, może nieznacznie więcej) - z tym mottem na ustach, ruszamy ku gangsterskiej karierze.
Największymi modernizacjami może poszczycić się aspekt "motoryzacyjny", bowiem pojazdów w grze jest naprawdę sporo. Poza wzbogaceniem klasycznych czterokołowców w parę ekskluzywnych bryk, pojawiają się również motory oraz... helikoptery! Dwukołowców jest dosłownie kilka, grunt, że nie zabrakło tu pozycji obowiązkowych, a więc imitacji Harleya Davidsona, czy wszelakiej maści ścigaczy. Kwestie "powietrzne" to chyba możliwie najbardziej efektywny i efektowny sposób, pokonania korków, tłoczących się kilkaset metrów poniżej. Samych latających maszyn jest dosyć sporo (wliczając do tego m.in. hydroplan) - od zwykłych śmigłowców po możliwość przejęcia sterów nad powietrzną jednostką policji czy śmiercionośnym Hunterem (odblokowany po zebraniu odpowiedniej liczby paczek). Ciekawostką jest także możliwość przebijania opon, tudzież wybijania szyb co w pewien sposób czyni zabawę bardziej realistyczną (a wypadku "kapcia" pod nadwoziem - utrudnia). Smaczkiem są również motorówki, wśród których również znajdziemy pewne "exclusive'y". Cała omawiana kwestia (motoryzacyjna) prezentuje się w bardziej szczegółowy sposób, niźli w części poprzedniej (co znów wydaje się oczywiste).
Co by metody eksterminacji były jeszcze bardziej wyszukane, nasz poręczny zestaw "małego terminatora" został należycie wzbogacony. Pomińmy już kwestię realizmu, gdzie to w kieszeni mogliśmy zmieścić połowę magazynu - broń podzielono na dziewięć zasadniczych kategorii. Przy sobie możemy mieć tylko jednego z "przedstawicieli" danej grupy. W każdym razie dostępnych środków masowego rażenia jest nieporównywalnie więcej. Poza wzbogaceniem arsenału broni palnych (minigun! - paradoks, wbrew pozorom "mini" nie jest taki mały, a liczba ofiar w ludziach i pojazdach...), ciekawymi dodatkami są choćby kastety, meczety czy kije golfowe... a nawet samurajska katana.
I jak to zwykle bywa, nieodłącznym elementem gry są wścibscy gliniarze, którzy również (jak cała gra zresztą) stali się bardziej "uposażeni". Poza klasycznymi pościgami, strzelaninami niestrudzeni stróże porządku pokwapili się o kolczatki, które skutecznie mogą uprzykrzyć nam życie (patrz wyżej: flak równa się nadsterownością, co nie wróży z kolei dużych szans na ucieczkę). Poza tym nieodłączne wsparcie, gdy sprawa przybierze "na gwiazdkach" - z ziemi, powietrza i wody policjanci gotowi są skuć twój tyłek i wsadzić do więzienia.
Zlecane misje, wbrew pozorom nie są mętlikiem powtarzanych schematów, bowiem słowo "urozmaicenie" występuje dosyć często. I nie są to już tak proste zadania - przyznam szczerze, że było kilka misji, podczas których zdarzyło mi się utknąć. Próba wysadzenia budynku zdalnie sterowanym helikopterem, którym to roznosimy ładunki wybuchowe, czy dążenie do ocalenia rockowego bandu, w którego wozie umieszczono bombę, wybuchnie jeżeli zwolnimy do określonej prędkości (ktoś oglądał "Speed" ?). Niemałym zaskoczeniem jest umieszczenie wirtualnych odpowiedników postaci, które w pewien sposób są symbolami tamtych czasów. Przykładem może być choćby król popu - Michael Jackson, szwędający się po przedmieściach Vice City czy Lance Vance, przypominając pewnego bohatera z Miami Vice. W grze znów zamieszczono porcję stosownych bonusów, które wykonanie owocuje porcją gotówki czy odblokowaniem ciekawych gadżetów. No i coś dla estetów... nasz bohater ma możliwość przywdziewania różnych strojów, co pozwala na wkupienie się w łaski różnych grup społecznych (czy choćby gangów).
Szata graficzna obecnie omawianej części, a poprzedniej - niebo, a ziemia. No, może trochę przesadziłem, bynajmniej różnice widać gołym okiem nawet przy wadzie wzroku. Poprawiony model jazdy jak i samych pojazdów, piękne wschody i zachody słońca, rozjarzone neony przywracające do życia klimat tamtych lat... jeszcze? - palmy chylące się na skutek podmuchów, krople deszczu spływające po ekranie monitora - robi wrażenie. Oczywiście dzisiejsza perspektywa jest nieco inna, niż gdy miało to miejsce w dniach premiery - znów kanciastość i pewne uproszczenia w modelach otoczenia.
Zaplecze muzyczne jak zwykle jest nie do pobicia - i podobnie jak ostatnio mamy tu do czynienia ze stacjami radiowymi, które pomimo dużej liczebności oferują doskonale rozpoznawalne kawałki. Wspomniany już na łamach tekstu Michael Jackson, Run DMC, Iron Maiden - przebój goni przebój, a dodatkowo o jakości świadczą wydane specjalnie na tę okazję soundtracki, z listą przebojów poszczególnych stacji radiowych, udzielających się grze. Ponadto dźwięk dosłyszalny w innych aspektach - zgrzyt silników, pisk opon, rozmowy przechodniów (a i w tym wypadku jest dość wyjątkowo, bowiem głosu głównej postaci użyczył Ray Liotta, a pozostałym równie znani aktorzy).
Vice City pobiło swojego starszego brata, zaskakując nowymi patentami, jak i udoskonaleniem poprzednich aspektów rozgrywki. Doskonale oddane realia tamtych lat, w znaczny sposób pozwalają się jeszcze bardziej wczuć w postać głównego bohatera, który w końcu przemówił własnym głosem i ma tożsamość. Co jest faktem oczywistym - gra jest przeznaczona dla "tych" z osiemnastką na karku, a to ze względu na ogólny charakter gry jak i występowanie dość pikantnych dialogów, scenek i typowych akcji. Powyższe akapity to argument sam w sobie, więc słów zachęty zaoszczędzę jak również obowiązkowości posiadania tegoż tytułu... Gdzie moje sprane jeansy i olejek do opalania?