REKLAMA

Guitar Hero III

Najlepsi gitarzyści wszechczasów? Jimi Hendrix, Tony Iommi, Ritchie Blackmoore, Eddie Van Halen, Randy Rhoads, Slash, Zakk Wylde, Angus Young, Jimmy Page, Grzegorz Bodzenta... Hę? A tak, mógłbym jeszcze długo, ale do rzeczy. Czy nie brakuje na tej liście kogoś naprawdę istotnego? A gdyby tak pomiędzy Brianem Mayem, a Dave'em Murrayem pojawiło się... Twoje nazwisko?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Nawet, jeżeli złośliwa natura nie obdarzyła Cię zdolnościami Dave'a Mustaine'a, to nikt nie broni przecież pomarzyć. Częściowym spełnieniem tych marzeń może być najnowsza produkcja ze stajni Aspyr Media. Guitar Hero III to prawdziwy przełom i jedna z najciekawszych pozycji anno domini 2007 na komputery osobiste. Bo choć posiadacze konsol mogli wcielać się w gwiazdy rocka już w poprzednich odsłonach serii, a od niedawna również bawią się przy rewelacyjnym Rock Band - Legends of Rock jest pierwszym tego typu wyzwaniem dla posiadaczy komputerów klasy pc.

REKLAMA

What is this, that stands before me?

Jeśli ostatnie kilka lat spędziłeś w szafie prowadzącej do niezwykłej krainy - w 2005 roku studio Harmonix przypadkiem (?) natrafiło na żyłę złota wydając pierwszą odsłonę Guitar Hero. Swoistej "zabawy w gitarzystę". Lekkiej i przyjemnej gry, w której za kontroler robiła specjalnie przygotowana "gitara", a zadaniem gracza było za pomocą 5 przycisków na tejże (plus specjalnej "struny"), odegrać największe rockowe przeboje. Od tego czasu ukazały się dwa pełnoprawne sequele, niezły Rocks the 80s oferujący, a jakże, z lekka kiczowatą stylistykę i szlagiery prosto z lat 80 oraz poszerzający formułę rozgrywki o możliwość odśpiewania utworu oraz odegrania go na perkusji i basie Rock Band. Wracając jednak do meritum...

Paykiller

Nim rozpoczniesz misję "Rock the World", muszę odrobinkę zepsuć sielankową wizję setek groupies, pełnych sal koncertowych i adoptującego Cię Ozzy'ego Osbourne'a. Nie dość, że polski dystrybutor gry życzy sobie za Guitar Hero 3, bagatela, 250 złociszy (i, wbrew pozorom, nie jest to zła cena w porównaniu z zagranicą), to dodatkowo wymagania sprzętowe odrobinę kłócą się z tym, co możesz dostrzec na zrzutach. Nie da się ukryć, że lekka i przyjazna stylistyka przyciąga potencjalnych graczy, zaś znacznie poprawiona w stosunku do poprzedniczek oprawa graficzna nie wprawi w konsternację co to wrażliwszych estetów, niemniej, z całym szacunkiem, nic nie usprawiedliwia konieczności posiadania 2 GB RAM-u [i 1 GB by gra w ogóle ruszyła] celem płynnego zagrania w tytuł, który choć wygląda przyzwoicie, daleko mu do najlepszych. Postaci muzyków są karykaturalne i choć grający zespół stanowi jedynie drugi plan, dzięki świetnym animacjom i dynamicznej kamerze wygląda to-to całkiem przyjemnie. Nieco gorzej jest z publiką. Składają się na nią dziesiątki podskakujących w rytm muzyki klonów, niekiedy ubarwione specjalnymi gośćmi (diablice, policjanci). Problemy zaczynają się podczas ogromnego koncertu w Japonii, podczas którego ilość gapiów przeciąża komputer bardziej niż upadek nań Agaty Wróbel z trzeciego piętra, a nie muszę mówić, że nie ma nic bardziej irytującego niż klatkująca animacja przy grze, w której tak ważny jest refleks i koordynacja na linii ucho-oko-ręka. W końcu gdy obraz swoje, a muzyka swoje liczba omyłek wzrasta tak, że nawet cuda Donalda Tuska nie odratują gracza przed porażką. Szczęśliwym zrządzeniem losu - w menu można publiczność "wyłączyć", co, choć wygląda głupio, pozwala zaliczyć to nieszczęsne, japońskie widowisko.

Hey Antichrist-a, Beelzeboss!

We know your weakness, our rockin' sauce!

Fabuła (słowo może użyte nieco na wyrost) skupia się na początkującym zespole, który powoli zdobywa coraz większy rozgłos i odnosi sukces (również komercyjny). Całość spajają krótkie, zabawne scenki wyświetlane pomiędzy ośmioma poziomami (inne dla pojedyńczego gracza i dwójki bawiącej się w trybie kooperacji). Nowością w serii są bossowie, których zaserwowano nam w liczbie trzech. Po odegraniu 3 z 4 możliwych utworów w na pewnych poziomach na scenę wchodzi legendarny gitarzysta, z którym przyjdzie nam stoczyć pojedynek. Walki ze Slashem, Lou (szatanem) i Tomem Morello, to jeden z najjaśniejszych elementów trzeciej części Guitar Hero. Na chwilę przestają nas obowiązywać dotychczasowe reguły zabawy. Nie chodzi już o to, aby odegrać kawałek odpowiednio dobrze, a o to, by przeciwnik odegrał go odpowiednio źle. Że niezbyt jasno się wyrażam? Podczas pojedynku pojawiają się sekwencje, po których zaliczeniu otrzymujemy rozmaite przeszkadzajki, którymi możemy pognębić przeciwnika tak, aby ten zaczął wypadać z rytmu i tracić poparcie publiki. Należy przy tym uważać, bo również muzyk może załatwić nas w ten sam sposób. Gdy jednak prestiż rockowej legendy spadnie do zera, a my zmieścimy się w wyznaczonym przez twórców czasie - zwyciężamy i możemy odegrać wespół z przeciwnikiem jeden kawałek, po czym w sklepie pojawia się model postaci pokonanego gitarzysty (nawiasem mówiąc - już dostępne na początku avatary powinny zadowolić każdego).

Kup pan zebrę

A skoro już przy tym jesteśmy - sam sklep jest naprawdę zasobny, choć część komponentów, które możemy w nim zakupić (nowe gitary, stroje, dodatki czy modele postaci właśnie) wprowadza, w sumie, jedynie kosmetyczne zmiany, to z drugiej strony pojawiają się weń chociażby nowe piosenki (warto też wspomnieć, że do pobrania z Sieci dostępne są już specjalne paczki zawierające przeboje Velvet Revolver czy singiel z najnowszej płyty Marilyna Mansona), czy wywiady ze Slashem, Tomem Morello i członkami grupy Sex Pistols. Ma to zachęcić do przechodzenia gry na coraz wyższych poziomach trudności i... niech mnie, spełnia swoje zadanie lepiej niż Deep Purple podczas występów na żywo!

Pokaż mi swoją gitarę, a powiem Ci kim jesteś

Osobna sprawa to kwestia kontrolera. Tak u nas, jak i za granicą Guitar Hero III jest na razie sprzedawany wyłącznie z gitarą (Gibson X-Plorer). Nie istnieje możliwość zakupienia tych komponentów osobno, a szkoda, bo na jednym komputerze można pobawić się z kolegami w trybie co-op (w której drugi z graczy przejmuje kontrolę nad basem lub gitarą rytmiczną). Niestety - na razie skazani jesteśmy na pada, co jest równie komfortowe jak wsadzenie sobie głowy do włączonej sokowirówki, bądź też klawiaturę. Jak zapewne zauważyłeś recenzowana produkcja nie zowie się bynajmniej Keyboard Hero, jednak jest sposób na w miarę wygodną zabawę. Zaproponowane przez twórców Frets on Fire (o grze więcej w ramce) ułożenie klawiatury zapewnia pewien komfort i całkiem dobrze symuluje dodawaną do gry gitarę.

We're the stars!

Twórcom udało się pozyskać licencje na całą masę (co ja mówię - MASĘ) naprawdę dobrej muzyki. Ba, co widać po przykładzie legendarnej formacji Sex Pistols, programiści poszli o krok dalej. Udostępnili członkom grupy studio nagraniowe, aby mogli jeszcze raz zarejestrować utwór Anarchy in the UK i zorganizowali koncerty, na których wystąpili Ci legendarni (cokolwiek by nie mówić o umiejętnościach) prekursorzy punk rocka. Już za Even Flow Pearl Jamu, jak i Welcome to the Jungle Guns 'n Roses, czy School's Out Alice'a Coopera grze należy się bardzo wysoka nota cząstkowa za dźwięk. Wiarygodnie wypada również drugi plan - piski fanów czy okrzyki. Jednak to ostatni zestaw, który możemy odegrać na ósmym poziomie (aby nie być wyzywanym od złośliwców z czym przyjdzie się nam zmierzyć nie zdradzę nawet łamany na kole) nie tylko każe bębenkom sąsiadów wsiąść do taksówki i odjechać na Majorkę, a nas zmusza do eksperymentów genetycznych, celem wyhodowania dodatkowych palców, ale, przede wszystkim, stanowi esencję trash/heavy metalu i ucztę dla ucha. W Guitar Hero III każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tutaj zarówno ballady, jak i kawałki tak szybkie, że twoje palce, podobnie jak fikcyjnych gitarzystów prosto z gry, zapłoną najprawdziwszym ogniem. Nu, heavy, classic, melodic, glam, trash, słowem - jeżeli tylko nie budzisz się w nocy aby przesłuchać Moby'ego i Paris Hilton - na pewno będziesz się bawił znakomicie. I gdyby nie średnio udany cover Paranoida byłaby cząstkowa dycha. Cóż - sela vi.

I Want Out!

REKLAMA

Panie, Panowie, melomani i głusi. Mamy do czynienia z fenomenem. Studio, które zebrało jeszcze raz do kupy zespół Sex Pistols, zapewniło sobie premierę najnowszego singla Metallici* i stworzyło zupełnie nowy rodzaj komputerowej rozgrywki na rynku opanowanym przez schematy, postawiło właśnie pierwszy (miejmy nadzieję, że nie ostatni) krok w pecetowym światku. Być może przemawia przeze mnie brak obycia z poprzednimi odsłonami serii, bowiem, rzeczywiście, patrząc na oceny w pismach branżowych, Guitar Hero III nie wydaje się być tak innowacyjna jak poprzedniczki, niemniej jest to pierwsza tego typu produkcja na komputery osobiste i jest nań czymś bezsprzecznie wyjątkowym. Absolutnie zjawiskowa i niesamowicie grywalna, warta wysokiej ceny produkcja, która rozrusza każdą imprezę i zapewni wiele chwil wspaniałej rozgrywki na długie, zimowe wieczory. A teraz - let's rock!

* Ponoć gracze Rock Band jako pierwsi na świecie będą mogli przesłuchać (i zagrać!) singiel z nadchodzącego, dziewiątego albumu studyjnego legendarnej formacji Jamesa Hetfielda i Larsa Ulricha.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA