Episode Two nie gości na łamach naszego zinu po raz pierwszy, już miesiąc temu mój redakcyjny kolega wysmarował ciekawą recenzję Orange Box, o świetnej publicystyce PIRXA na temat Pomarańczowego Pudełka i Pary również nie wypada zapomnieć. Żaden z nich nie poświęcił jednak Episode Two tyle miejsca, ile na to naprawdę zasługuje. Drugi dodatek do Half-Life 2 to niesamowita gra sama w sobie i tak właśnie powinna zostać potraktowana.
Freeman Gordon odzyskuje przytomność w jednym ze zdewastowanych wagonów wykolejonego pociągu. Szok ustępuje miejsca wspomnieniom. Przygoda w City 17, wsparcie rebeliantów dzielnie walczących z siłami Kombinatu, wyzwolenie rasy Vortinguantów z niewoli, wycieczka w głąb Cytadeli, pozyskanie cennych danych Kombinatu, opóźnienie gigantycznej eksplozji… To wszystko już za nim, to wszystko już za graczami. Na całe szczęście (oczywiście dla fanów) zniszczenie Cytadeli to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Kombinat wciąż panuje twardą ręką, rebelianci nadal muszą chować się w najciemniejszych dziurach, oceany nieustannie są wysuszane, a ludzie stopniowo pozbawiani wspomnień oraz świadomości. Stary, dobry rok 2020.
Przygodę zaczynamy gdzieś niedaleko zniszczonego City 17. Na tyle niedaleko, że wspinając się na jedną ze skarp jesteśmy w stanie zobaczyć zrujnowane miasto oraz resztę z tego, co zostało z monumentalnej, przytłaczającej swoją wielkością Cytadeli. Niestety, triumf i duma z naszych poprzednich dokonań nie trwają bowiem zbyt długo, coś jest bowiem nie tak. Nad szkieletem ogromnej konstrukcji pojawiła się dziwna energia, która formuje się w coś na kształt wiru. To Kombinat chce otworzyć kolejny portal do ich rodzinnego świata. Oczywistym jest, że wszystkie nasze wysiłki poszłyby wtedy na marne.
Nie zastanawiając się zbyt długo łapiemy słodką Alyx (towarzyszy nam od czasów podstawowego Half-Life 2) pod ramię i ruszamy na zwiad w terenie, oczywiście uzbrojony w legendarny już gravity gun. Wystarczy krótki spacer, aby od razu zauważyć, jak bardzo zmieniła się grafika od czasów podstawowego HL2. Programiści z Valve zafundowali silnikowi Source solidny lifting, co widać już od pierwszych minut gry. Oprócz HDR znanego z wcześniejszego, darmowego "dodatku" The Lost Coast doszły między innymi znacznie polepszone tekstury (oznaczone w opcjach jako very high) czy rozmycie ekranu przy co gwałtowniejszych ruchach (rzekomo stricte "nowodajrektowy" bajer). Efektownie prezentują się dynamiczne cienie; skalowanie najdalszych elementów otoczenia również wypada doskonale.
Wystarczy spojrzeć na samą Alyx, aby zauważyć znaczne różnice względem poprzednich części. Każda z postaci, poprzez większą liczbę szczegółów (świetna mimika!), nabrała jeszcze większej głębi, otoczenie zostało wykonane jeszcze bardziej szczegółowo (!), a modele nowych przeciwników prezentują się bardzo okazale. Nie jest to może drugi Crisis, ale daje sobie głowę uciąć, że nie takie było założenie ludzi z Valve. Oni po prostu stworzyli piękną grę, nie "dusiciela" nawet co lepszych komputerów. Ewolucja silnika udała się doskonale. Zresztą, spójrzcie po prostu na screeny.
Episode Two to nie tylko rozwinięcie świetnej historii, ale również szereg ciekawych nowości. Pierwszą z nich są nowi przeciwnicy w szeregach Kombinatu. Pamiętacie duże, pająkowate istoty z błękitnymi, świdrującymi oczyma pośrodku korpusu? Były jedną z głównych atrakcji trailerów. Hunterzy (tak się bowiem nazywają) są przeciwnikami znacznie potężniejszymi niżeli pozostałe, szeregowe oddziały ziemskich uzurpatorów. Walka z nimi to prawdziwe wyzwanie. "Łowcy" zawzięcie atakują na dystans, są niepokonani w bezpośrednim starciu, do tego cechują się dużą wytrzymałością i szybkością. Jak gdyby było tego mało, lubią występować w małych grupkach. Walki z nimi zapadną wam w pamięci na dłużej, tego możecie być pewni (zwłaszcza na najwyższym poziomie trudności).
Inną nową maszkarą są Advisory - prawdziwe "szychy" wśród Kombinatu. Chociaż te wielkie, larwopodobne ohydności urywkami widzieliśmy już w poprzedniej częściach, to do czasu Episode Two nigdy nie weszliśmy z nimi w tak "bezpośredni" kontakt. Ci, co już grali, dobrze wiedzą, co mam na myśli, reszcie nie chcę psuć przyjemności z zabawy :].
Trzecim typem ciekawego przeciwnika są gigantyczne Stridery, a chociaż widzieliśmy je już od czasów podstawki wydanej w 2004 roku, a nawet walczyliśmy z jednym w końcówce Episode One, nigdy nie toczyliśmy z nimi bitwy na taką skalę. Tym razem atakują nas w liczbie mnogiej, a co jeszcze ciekawsze, potrafimy sobie z nimi poradzić.
A wszystko za sprawą nowej broni. Chociaż świeże narzędzie zagłady jest tylko jedno, ponadto dostajemy je pod sam koniec gry i jest ono jedynie modyfikacją gravity guna, to daje ogromną frajdę. A jakie sieje zniszczenie! Stridery zamieniają się w kupki gruzu, nie trzeba nawet po nich zbytnio sprzątać. Niemniej jakaś inna zabawka również mogłaby się trafić, w końcu to zawsze jakieś urozmaicenie. Stary arsenał, chociaż pokaźny i ciekawy, wręcz błaga o jakąś nową, ciekawą maszynę do walki z Kombinanem.
Kolejnym novum jest środek transportu. Obok motorówki i buggy znanego z Half Life 2 do naszej prywatnej kolekcji dołącza muscle car wzorowany na amerykańskim Chargerze. Co taka maszyna robi w zniszczonym kraju wschodniej Europy, pośród wraków samych Wołg i Zaporożców? Tego już nikt nie wie. Nowa furka może nie prowadzi się tak samo ławo jak swój poprzednik z "podstawki", ma jednak styl i klasę, a co najważniejsze, pasuje Gordonowi do HEV (jego kombinezon bojowy nowej generacji). No i ten warkot silnika…
O dziwo, do City 17 nie zapuścimy się nawet na chwilę (a marzyłem o spacerze pośród zrujnowanej Cytadeli), niemniej nie możemy narzekać na brak ciekawych miejsc do zwiedzania. Największe wrażenie zrobił na mnie las i okoliczne wioski, klimat jest tam po prostu miażdżący. Te tajemnicze wycie z daleka, piękne krajobrazy oraz niebezpieczna fauna i flora, tak egzotyczna, że czasem zastanawiamy się czy aby naprawdę nadal jesteśmy na tej samej matce Ziemi.
Moim zdaniem najsłabiej wypada podziemne "mrowisko" Antilionów (gigantyczne insekty), czyli kręte i ciasne tunele pełne larw, owadów i lepiej mazi. Co prawda nie cierpię ani na arachnofobię, tym bardziej nie mam klaustrofobicznego strachu, jednak naprawdę szybko zapragnąłem powrotu na powierzchnię, a gdy w końcu w końcu się to słało, poczułem niekłamaną ulgę. No, może zaraz po pozbyciu się natrętnego towarzystwa podążającego za mną po drobnym incydencie w "mrowisku", który chyba troszkę ich wkurzył. Mimo tego, podziemne, częściowo zalane groty wypełnione fluorescencyjnymi larwami tworzyły wspaniałą magię tamtego śmiercionośnego i tak obcego człowiekowi miejsca. Mniami.
Zwiedzimy też jedną z najpotężniejszych kryjówek rebeliantów (mają tam nuklearne silosy!), małą mieścinę kilka(naście) kilometrów od City 17 (z tym miejscem wiąże się fenomenalna akcja, ale nie chcę zdradzać wam takich niespodzianek), starą, zamkniętą kopalnię, coś na kształt złomowiska i leśną szosę. Jak w każdej części, tak i tym razem jest na czym zawiesić oko (i nie mówię w tym momencie o naszej partnerce!). Jak już wcześniej wspomniałem, każda z lokacji została wykonana bardzo szczegółowo, tworząc odpowiedni klimat… a jednocześnie po raz kolejny dając pole do popisu dla ukochanego przez fanów gravity guna :).
To tylko i wyłącznie moje prywatne odczucie, ale przyznam się, że Episode Two bliżej do interaktywnego filmu, niżeli pojęcia "gry komputerowej" do jakiej zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Charakterystyczni bohaterowie z ciekawymi dialogami, wspaniała historia utrzymana w kanwie sci-fi, a jednocześnie tak realna i klimatyczna, rozbudowane stosunki między każdą z ważniejszych osób, mimika twarzy na wysokim poziomie, wspaniałe zwroty akcji, heroiczne wyczyny kontrastujące ze smutną rzeczywistością… Po prostu film! HL2 nigdy nie był zwyczajną grą FPS, zawsze przemawiał do gracza tą wyjątkową głębią, oryginalnością, klimatem i grą na uczuciach, mimo tego to, co zrobili panowie z Valve w stosunku do drugiego dodatku to już po prostu majstersztyk.
Już od dawna nie zżyłem się tak mocno z głównym bohaterem jakiegoś shootera. Co ciekawe, podczas całej gry Freeman nadal nie wypowiada ani słowa, mimo tego wsiąkamy w opowiadaną nam historię po same uszy. Wszystko oczywiście przez profesjonalne podejście programistów do sprawy. Na gry Valve zwykle trzeba czekać niewiele krócej niż na produkty Blizzarda, niemniej gdy jakieś ich dzieło w końcu ujrzy już światło dzienne… wtedy na nowo rodzi się mania i fanatyzm związane z marką Half Life. Trudno się zresztą dziwić, zagracie i przekonacie się o tym na własnej skórze.
Grywalność nowego Halfa jak zwykle stoi na bardzo wysokim poziomie. Programiści popracowali nieco nad poziomem sztucznej inteligencji, wystarczy grać na wyższym poziomie trudności, aby przekonać się o tym na własnej skórze. Przeciwnicy chowają się za przeszkodami, wycofują i osłaniają. Może nadal nie jest to F.E.A.R., ale jest o wiele, wiele lepiej. Prawdziwi fani będą mieli jeszcze większy orzech do zgryzienia. Kolejnym ukłonem w stronę fanów jest system osiągnięć, tak dobrze znany z wszystkich gier na konsolę Microsoftu. Wyzwania postawione przed graczem są naprawdę ciekawe, ponadto nie są znowu takie łatwe, jak mogłoby się to na początku zdawać. Kolejne udane przedłużenie żywotności tej produkcji.
Innym ukłonem w stronę fanów są liczne, humorystyczne "easter eggs". Co powiecie na komputer ze znanego serialu LOST schowany na jednym z poziomów? A może nawiązania do gry Portal? Nie zabraknie również Lamarra (poniekąd maskotka serii), który tym razem… zostaje wystrzelony w rakiecie! Uśmiechy programistów oraz level designerów występują w ET nader często, wystarczy się po prostu dobrze rozejrzeć.
Reasumując, Episode Two to świetna gra sama w sobie, nie musi bronić się pozostałymi dodatkami w Orange Box. Jej jedyny minus to czas potrzebny na ukończenie produkcji, cała reszta to długa lista mniejszych i większych plusów. Klnę się na mój profil w Call of Duty 4, jeżeli jesteś zagorzałym fanem gier FPS, zagrasz i przejdziesz Drugi Epizod to nie ma najmniejszych szans, żebyś nie był zadowolony z tej produkcji. ET to prawdziwie oryginalna perełka pośród tych wszystkich TimeShiftów, Crisisów i Unreal Tournamentów. Choć nie tak widoczna jak jej konkurencja, robi chyba najlepsze wrażenie (wydanie!) pośród wszystkich tych wymienionych tytułów.
PS. Po przejściu Episode Two nadal nie wiemy kim jest G-Man, natomiast pytania wręcz się mnożą. Całe Valve :).