Myślałem, że coś jest ze mną nie tak - a potem cały świat rzucił się na Hogwarts Legacy. Czy to tylko nostalgia?
Gra "Hogwarts Legacy", czyli - po naszemu - "Dziedzictwo Hogwartu", odniosła imponujący sukces jeszcze przed premierą. Na tytuł rzucili się nie tylko gracze, lecz także rzadko lub w ogóle niegrający fani uniwersum, obecnie już często po trzydziestce, na co dzień poświęcający swój czas wolny nieco poważniejszym tekstom kultury. Nie sądziłem, że RPG w świecie Harry'ego Pottera wzbudzi tak wielkie zainteresowanie, a przecież mogłem się domyślić, że produkcja nie jest spełnieniem dziecięcych marzeń wąskiej grupy podobnych mi dziwaków, lecz całej rzeszy milenialsów.
To wspaniałe, że swoich zachwytów nad "Hogwarts Legacy" nie muszę tłumaczyć wyłącznie nostalgią. Jasne, to przede wszystkim ona sprawiła, że gra od Avalanche Software stała się prawdopodobnie najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą 2023 roku, a przesunięcie daty debiutu zdenerwowało mnie znacznie bardziej, niż powinno. Na szczęście okazało się, że "Dziedzictwo Hogwartu" to - niezależnie od swojego kulturowego znaczenia - po prostu naprawdę fajna, udana gra. Jasne, ma swoje bugi i wady (przede wszystkim - dość płaskich bohaterów i brak możliwości wyboru bardziej niejednoznacznych moralnie dróg), ale to drobiazg. Gameplay jest wciągający i niebywale przyjemny, zwykłe bieganie za znajdźkami - niezwykle zajmujące (nie pamiętam, kiedy ostatnio tak długo ignorowałem opcję szybkiej podróży), oprawa audiowizualna - olśniewająca.
Produkcja zapewnia dokładnie to, co cenią i czego oczekiwali fani RPG-owych piaskownic i miłośnicy książek oraz filmów o magicznym chłopcu z błyskawicą na czole: immersję. Twórcy dosłownie wrzucają nas w ten świat, pozwalają wcielić się w innego (z braku lepszego określenia) Wybrańca, poznawać rzadzące magiczną wersją rzeczywistości zasady i zwiedzić Hogwart w sposób najbardziej bezpośredni z możliwych. Dzieciaki, które wychowywały się na prozie J.K. Rowling - w tym wyżej podpisany - potrafiły czerpać mnóstwo radości z mizernych nawet jak na ówczesne standardy gierek od EA, w międzyczasie wyobrażać sobie, jak wspaniale byłoby zagrać w produkcję, która dałaby lepsze złudzenie przemierzania Wizarding Worldu. Gry z otwartym, pełnym tajemnic światem i olbrzymim Hogwartem, w którym nietrudno się zgubić. Który czerpie z filmów i książek, pozwala zwiedzić znane miejsca i poczuć prawdziwą magię tego uniwersum. I oto nadeszła.
Hogwarts Legacy - coś więcej niż nostalgia
Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że osób takich jak ja nie ostało się zbyt wiele - podejrzewałem, że wszystkie te małolaty, które kiedyś oddałyby nerkę i rodzeństwo za taką grę, najzwyczajniej w świecie wyrosły z tych pierdółek. Gra w uniwersum mogłaby być dla nich co najwyżej ciekawostką, nie zaś wyczekiwanym tytułem, na który rzucą się w dniu premiery. Sądziłem, że to moje geekowsko-fanowskie zainteresowania są odpowiedzialne za ten poziom ekscytacji, a w gruncie rzeczy podobnych zapaleńców jest już coraz mniej. Poza tym młodsze pokolenie jara się już czymś innym, ba, spadek zainteresowania WW jest zauważalny gołym okiem - widać go choćby po mizernie zarabiającym cyklu "Fantastyczne Zwierzęta", który póki co przerwano. Kontrowersje wokół Rowling i rosnąca liczba jej przeciwników również robią swoje.
Prawda okazała się inna. Żaden ze mnie unikat, żaden wyjątek. Rzesza milenialsów wyczekiwała premiery "Dziedzictwa Hogwartu" tak jak ja - z wypiekami na twarzy i zaschniętą w kącikach ust śliną. Jasne, trochę koloryzuje, ale fenomen Harry'ego Pottera rzeczywiście przetrwał dekady: trzydziestolatkowie rzucili się spełniać dziecięce marzenia, a zaintrygowani świetnymi ocenami pozostali gracze również nie zamierzali odpuścić. Świat wciąż pełen jest Potterheadów. W pierwszym tygodniu sprzedaży w Europie gra przebiła rekordzistę "Elden Ring" o 56 proc. Premiera miała porównywalną skalę do fenomenalnego wyniku "Red Dead Redemption 2" z 2018 r.
Kolejnym wyprzedanym zapasom towarzyszą znakomite recenzje. Obecnie: średnia 84 od krytyków i 9,1 od graczy w serwisie Metacritic (dla wersji na PlayStation 5). A Rowling? W gruncie rzeczy mało kogo obchodzi.
Nie zrozumcie mnie źle: uważam, że do zakupu gry każdy powinien podejść w zgodzie z własnym sumieniem - i choć nie powinniśmy atakować się wzajemnie w związku z podjętą decyzją, rozumiem osoby, które ze względu na wypowiedzi pisarki zrezygnowały z zabawy. Choć autorka nie przyłożyła palca do powstawania gry, a twórcy na różne sposoby sygnalizowali odcięcie się od jej wypowiedzi (również w samej grze), Brytyjka siłą rzeczy dostanie kupę kasy ze sprzedaży tytułu. Można się jednak zastanowić, czy bojkotowanie produkcji po to, by dopiec jednej bogatej kobiecie, a przy okazji setkom niezwiązanych z nią, ciężko pracujących nad grą ludzi aby na pewno jest w porządku.
Tak czy inaczej, moje nerdowskie (czy egoistyczne? Może!) sumienie nie brało pod uwagę rezygnacji. Cóż mogę rzec - spodziewałem się, że może być całkiem przyjemnie, ale nie aż tak. Bo bawię się jak prosię.
Miło jest pozwolić sobie pobyć niepoważnym. Dodam też, że to naprawdę niesamowite uczucie: spełnić dziecięcą i nastoletnią fantazję po ponad dwóch dekadach. Nie sądziłem, że sprawi mi to tyle radości. Czy to wyłącznie nostalgia? Zapewne w sporej mierze, choć nie tylko. Nie ukrywajmy: stworzony przez J.K. Rowling świat, choć często fascynujący i uroczy, pełen jest dziur logicznych, niekonsekwencji, płycizn, stereotypów i banału. A jednak zaczarował nas kiedyś, dawno, gdy byliśmy mali, a czar najwyraźniej wciąż trzyma sporą część z nas w ryzach. Jest w nim sporo piękna. Marka Wizarding World ma olbrzymi potencjał, który wciąż jeszcze mogą rozwijać i eksploatować kolejni, pomysłowi i nieco bardziej przystający do współczesności twórcy.
"Hogwarts Legacy" - w opozycji do pisanych przez samą Rowling okropnych "Fantastycznych Zwierząt" - jest dowodem na to, że się da.
Że w tym świecie wciąż jeszcze tkwi coś, co pociąga całe masy; coś, co sprawia, że trzydziestoletni typ zapomina o bożym świecie i cieszy się jak dziecko. Tym bardziej raduje mnie sukces gry - bo teraz możemy mieć pewność, że w przyszłości otrzymamy więcej bardziej dopracowanych, wysokobudżetowych tytułów ze świata Pottera. Jeszcze niedawno byłem przekonany, że Warner Bros. zarżnie tę markę. Cieszę się, że im się to nie uda - przynajmniej na razie.
Zdjęcie główne: Shutterstock/Roman Samborskyi i Warner Bros./materiały prasowe.