REKLAMA

Awantura z "Hogwarts Legacy" pokazuje, że J. K. Rowling po prostu nie da się skasować

W awanturze o nową grę w świecie Harry’ego Pottera jak w soczewce skupia się problem z tak zwaną kulturą wykluczenia i z protestami konsumenckimi w ogóle. „Hogwarts Legacy” okazało się po prostu zbyt ważne, aby oburzenie na J. K. Rowling mogło kogoś

hogwarts legacy gra rowling
REKLAMA

Dyskusja na temat gry „Hogwarts Legacy” to część większej debaty. Po uwolnieniu pierwszych recenzji spod zaklęcia „embargo” tylko przez chwilę toczyła się dyskusja na temat samej jej jakości. Pozytywne opinie miały bowiem to do siebie, że choć punktowały przeciętny gameplay czy – w ogóle – różne mniejsze lub większe problemy z rozgrywką, sprowadzały się do emocji, które wiążą się ze światem wymyślonym przez Rowling.

Czytaj także: Hogwarts Legacy - recenzja. Czy warto wydać trzy stówki na list od sowy?

REKLAMA

Choć to już banał, przetarte niczym szata Rona sformułowanie, to rzeczywiście wraz z Harry’m Potterem dorastała cała masa dzieciaków. Dziś dawni potteromanicy, w większości z kredytami i rytmem życia wybijanym przez kierat, rzucili się na grę, jak na obietnicę powrotu nie tyle do bohaterów, świata czy samej opowieści, a uczuć i emocji, które mogą ukoić nostalgię.

Rowling udało się stworzyć świat, w którym (niemal) każdy jest mile widziany.

Żeby nie odmieniać słowa „inkluzywny” przez wszystkie przypadki powiem tylko, że świat Harry’ego Pottera jest na tyle plastyczny, aby niemal każdy mógł się w nim zmieścić. Rowling bardzo sprawnie zremiksowała mity, legendy i stereotypowe postrzeganie folkloru, aby łatwo było w nim rozpoznać znajome elementy, utożsamić się z popularnymi archetypami i przeżyć trochę naiwną, ale imponującą swoim rozmachem przygodę.

Czytaj także: J.K. Rowling: od lewaczki do transfobki. O co chodzi z aferą wokół pisarki?

Ten zaskakujący wigor nienowej przecież marki przejawia się w awanturze o „Hogwarts Legacy”. Krytycy nie bez racji zwracają uwagę, że to, co mówi (i jak mówi) Rowling wyrzuca ją poza nawias cywilizowanej debaty. Zwracają na to uwagę widzowie, czytelnicy, ale też część młodych aktorów, którzy częściowo to właśnie brytyjskiej pisarce zawdzięczają swoje gigantyczne kariery.

Czytaj także: Fani "Harry'ego Pottera" chwalą Emmę Watson za kpiny z J.K. Rowling. To prawdziwa Hermiona

Hogwarts Legacy - zwiastun serialu na podstawie prozy Rowling

W pewnym momencie można było odnieść nawet wrażenie, że Rowling została „anulowana”, że napięcie, jakie wywołuje w społeczności szkodzi marce. Nic takiego się nie stało. Warner Bros co prawda w specjalnym programie „Harry Potter – 20. rocznica: Powrót do Hogwartu” nie wziął pisarki na plan, tylko wyemitował wypowiedzi archiwalne, ale korporacja doskonale zdaje sobie sprawę, że nie może pozwolić sobie na zerwanie współpracy. Wysyła więc sygnały, nie bagatelizuje sprawy, ale poza odsunięciem Rowling na drugi plan, nie robi nic więcej.

„Hogwarts Legacy” i wielki bojkot, który nic nie zmienił.  

Co tu dużo mówić, bojkot się nie udał. Internet huczy od opinii, liczbę sprzedanych egzemplarzy można liczyć w tonach, a ostatnie dni na streamach to w zasadzie jedno wielkie święto Pottera. Bojkot konsumencki nie udał się tak bardzo, że strumieniujący swoje gry w sieci przeżywali w ostatnich dniach najazdy rozwścieczonych widzów atakujących ich za to, że promują grę, która napełnia i tak wypchane kieszenie Rowling. A przecież kupowanie czegokolwiek jest wyborem politycznym, więc jeśli finansujesz osobę taką jak brytyjska pisarka, to tak jakbyś finansował jej agendę – mówią bojkotujący.

Ten bojkot nie mógł się jednak udać. Fenomen Rowling i jej świata opiera się w tym momencie na dwóch filarach: gigantycznych pieniądzach i jeszcze silniejszej od nich nostalgii opartej o wyobrażenie magicznego, bezpiecznego i przede wszystkim beztroskiego świata. To wyobrażenie jest nieprawdziwe, mocno wykrzywione dobrymi wspomnieniami pochodzącymi z tego czasu w życiu, gdy wszystko wydaje się lepsze niż jest w rzeczywistości.

W mojej opinii bojkot nie powinien obejmować pisarki jedynie za jej słowa w mediach społecznościowych, bo w takiej formie jest skazany na porażkę. Powinniśmy za to częściej rozmawiać o jej książkach i tym, jak sama pisarka zbudowała swój świat. Jakie motywy przenosiła, skąd je wzięła i przede wszystkim, jak ich używa. Bo szybko może się okazać, że ta historia patrzy na każdą inność w bardzo hegemonicznym, nawet kolonialnym stylu, operując ponad miarę uproszczeniami, prymitywnymi stereotypami. Że za Rowling ciągnie się symboliczny bagaż, który nie pozwala jej postrzegać inaczej Europy Wschodniej niż krainy zimna i czarnej magii, bankierów inaczej niż chciwych goblinów ze wszystkimi tego konotacjami czy niewolnictwa w formie innej niż pocieszny skrzat, który nie rozumie, jak to jest nie służyć swoim panom.

Zwłaszcza że Rowling wie, że politycznie jej świat jest nie tylko niepoprawny, ale po prostu stereotypowy w najgorszym tego słowa znaczeniu.

REKLAMA

Jak inaczej wytłumaczyć gwałtowne ingerencje w kanon? Bo choć akurat uzupełnienie opowieści o Dumbledorze o wątki romantyczne było potrzebne, aby móc rozwijać poboczną markę filmową, to już dopowiadanie się, że Durmstrang leży gdzieś w Skandynawii jest po prostu śmieszne. Ta szkoła magii, która brała udział w Turnieju Trójmagicznym w książkach jest fantazją zachodniego świata na temat tego, jak wygląda wschód Europy. A to tylko wierzchołek.

Z nostalgią rzecz jasna wygrać się nie da. Ze szkodliwymi stereotypami – już tak. To właśnie o nich powinniśmy mówić. Nie o tym, kto ma moralne prawo cieszyć się z powrotu do dzieciństwa, a raczej – do jego wyobrażenia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA