James Cameron otarł się o śmierć na planie swojego filmu. Twórca "Avatara" uratował się w ostatniej chwili
Praca na planie filmowym niesie ze sobą - wbrew pozorom - wiele niebezpieczeństw. Groźne incydenty, wypadki czy nawet zgony wcale nie zdarzają się tam rzadko, o czym doskonale wiedzą zarówno nieznani artyści, jak i najpopularniejsi twórcy. Tym razem to sam James Cameron, legendarny reżyser, opowiedział o swoim mrożącym krew w żyłach doświadczeniu.
69-letni James Cameron ("Terminator", "Titanic", "Avatar") pojawił się w ostatnią środę na festiwalu filmowym Beyond Fest w Regency Westwood Village w Los Angeles, gdzie wziął udział w Q&A i odpowiedział na pytania dotyczące m.in. specjalnej edycji jego kultowego obrazu pt. "Otchłań" (zwanego również "Głębią"). Opowiadając o procesie tworzenia hitu, wspomniał o pewnym przerażającym incydencie, kiedy to otarł się o śmierć.
Cameron - by zachować maksymalny realizm - kręcił pod wodą, a to wymagało zaangażowania profesjonalnych nurków. Pełnili oni funkcję swoistych "aniołów stróżów" - każda z występujących w produkcji gwiazd miała swojego opiekuna, który asekurował pracę pod powierzchnią wody i dbał o bezpieczeństwo artystki czy artysty. Niestety, podczas realizacji kolejnych scen byli oni skupieni przede wszystkim właśnie na aktorach - w efekcie nikt nie pilnował samego Camerona.
O Jamesie Cameronie pisaliśmy na łamach Spider's Web wielokrotnie:
James Cameron blisko śmierci. Opowieść z planu Otchłani
Choć zdobywca Oscara sam jest doświadczonym nurkiem, pewnego dnia znalazł się w potężnych podwodnych tarapatach. Ekipa kręciła wówczas sceny ponad 9 metrów pod wodą. Cameron opowiedział, że nosił na sobie (stopy, talia) spore obciążenie, nie miał płetw i skupiał się na pracy z kamerą. Niespodziewanie twórcy zaczęło się kończyć powietrze. W tym samym czasie pozostali zajmowali się czymś innym - m.in. ustawianiem oświetlenia - i nikt nie zwracał na niego uwagi.
Gdy powietrze butli się kończy, dostajesz sygnał, ostrzeżenie. To był tłokowy automat oddechowy - jeden oddech i nic. Wszyscy wokół ustawiali oświetlenie, nit na mnie nie patrzył. Staram się przyciągnąć uwagę operatora Ala Giddingsa, ale Al mial kiedyś wypadek przy nurkowaniu i rozwalił sobie bębenki w obu uszach, przez co był głuchy jak słup. Więc marnuję swój ostatni oddech krzycząc przez podwodny system nagłośnieniowy: "Al! Al!", a on sobie pracuje, odwrócony do mnie plecami...
- opowiedział Cameron.
Reżyser zaczął więc w pośpiechu zdejmować z siebie sprzęt, by spróbować wypłynąć na powierzchnię. Dopiero to zwróciło uwagę jednego z ratowników, który podpłynął do filmowca i... wetknął mu w usta ustnik niesprawdzonej butli tlenowej z pękniętą membraną. Pogorszył sprawę i spowolnił walczącego o życie Camerona, który zachłysnął się wodą. Co więcej, nurek przytrzymywał autora "Avatara" (zgodnie z procedurami - nie miał pojęcia, że sprzęt nie działa), w związku z czym tonącemu nie pozostało nic innego, jak zdzielić kolegę pięścią. Po zadanym ciosie nurek zwolnił uścisk, a Cameron wystrzelił w stronę powierzchni. Jak sam stwierdził, był już bliski śmierci. - Nie chciał mnie puścić, a ja nie miałem, jak mu zakomunikować, że aparat oddechowy nie działa! Uderzyłem go zatem pięścią w twarz i wypłynąłem na powierzchnię. Dzięki temu przeżyłem.
"Otchłań" to film z 1989 roku. Fabuła skupia się na amerykańskiej łodzi podwodnej, która zostaje zaatakowana i uszkodzona, a w efekcie opada na dno oceanu. Wojsko organizuje akcję ratunkową, ale okazuje się, że armia nie jest w posiadaniu odpowiedniego sprzętu umożliwiającego prace na dużych głębokościach. Do akcji zostają zaangażowani więc cywile, pracownicy stacji badawczej. W trakcie swojej pracy nawiązują oni kontakt z... Obcymi.