Każda historia musi mieć swój początek. Moja zaczyna się w ostatnich dniach listopada 2005 roku. Wieczorową porą siedziałem sobie przed monitorkiem i w przerwie między lotami Sturmovikiem buszowałem po Internecie. Uległem w końcu Synowi i Sieć stała się elementem wyposażenia mojego mieszkania. Przyznać muszę, że konsekwentnie walczył przez … kilka lat ze mną o dostęp do Internetu i argument o jej niezbędności w pozyskiwaniu niezbędnej wiedzy w końcu przeważył. W trakcie przeglądania stron natrafiłem na pierwszy numer e-zinu Playback. Przeczytałem kilka tekstów i wzrok mój przykuł anons o poszukiwanych współpracownikach. - Co o tym sądzicie? - Zapytałem Żony i Syna - można by się sprawdzić... W końcu w swoim życiu różne rzeczy robiłem, czasem bardzo dziwne. Głos zabrał mój następca w rodzie kategorycznie stwierdzając - Tato, nikt tak nie gra na komputerze jak Ty, spróbuj! Spróbowałem.
I w ten sposób dzisiaj, a dokładnie 4 grudnia 2007 roku będę obchodził drugie urodziny z Playbackiem. Krótko mówiąc jestem dwulatkiem, choć dziwnie to brzmi w ustach człowieka, który na początku stycznia przyszłego roku skończy lat … 49! Nie ma, co ukrywać - jestem weteranem. Jak do tego wszystkiego doszło?
Nie mając żadnego doświadczenia dziennikarskiego rzuciłem się na głęboką wodę. Skierowałem maila do Redakcji Playbacku z propozycją nawiązania współpracy i niebawem otrzymałem odpowiedź z numerem GG ówczesnego Redaktora Naczelnego - Mo$kita. Pogadaliśmy trochę, Naczelny dyskretnie sondował moją wiedzę o świecie gier komputerowych, po czy dostałem tekścik do napisania na próbę - wybrałem "Falcona 4.0 Allied Force". No i poszło! Próbny tekst znalazł się w numerze 2 Playbacka, a ja w składzie redakcyjnym. Nie wiedziałem, w co się pakuję, podobnie jak ówcześni Redaktorzy nie mieli bladego pojęcia o tym, że trafił im się nowy nabytek w osobie faceta dosyć zaawansowanego wiekowo. Poznałem Szefa Projektu - Jakuba "Loonatyka" Kralkę i zaiskrzyło. Z czasem nick Szefa Projektu skurczył się do praktyczniejszego "Loona" i tak zostało do dzisiaj. Okazało się, że ten młodzieniec ma wizję projektu e-zina. Nie raz pogadywaliśmy na komunikatorze o przyszłości Playbacku. "Loon" był sceptykiem, a ja snułem wizję e-zina, który kiedyś przekształci się w coś znacznie większego i znaczącego na rynku publikatorów dotyczących rynku gier elektronicznych. Kto miał rację i dalej widział to co przed Nami? Zgadnijcie ….
Początki były trudne, bardzo trudne, gdyż, aby pisać musiałem poznać Worda. Koniecznością stała się umiejętność robienia screenshootów i ich obróbki do formy strawnej. A to było zaledwie preludium. Nie miałem tylko problemów z gramatycznym pisaniem, choć i w tej kwestii zdarzało się popełniać błędy. Ten czas to była nauka. Nauka tym bardziej uporczywa, że ja - starszy nieco pan musiałem zmagać z materią, która dla moich młodszych Kolegów (tak średnio o lat 30) była naturalna, niczym poranne siku. Moja ambicja nie pozwala mi "pęknąć" przed młodszymi, a nie było taryfy ulgowej, gdyż wtedy podobnie jak i dzisiaj, liczyły się głównie TEKSTY. Ich jakość i ilość, a nas w Redakcji było kilku do tego tortu. Dokładnie rzecz ujmując piszących była cała ósemka redakcyjna i nikomu nie przyszło do głowy markować pracę! Do dzisiaj w teamie Playbacku pozostało nas z pierwszego składu trzech - Loon i ELMO nieprzerwanie, i ja z malutką przerwą, bodaj półtoramiesięczną. Jest jeszcze Papkin, ale ostatnio szwenda się po obcych landach ze szkodą dla Siebie i dla Nas, jego Przyjaciół, no i rzecz jasna Playbacku. Bez specjalnej przesady powiem, że była to wtedy walka o przetrwanie na rynku, słabi padali jak muchy. A konkurencja nie spała, szczególnie zaś śp. "Gameholic". I on w końcu padł, ale przyznać muszę zrobił to z klasą, gdyż w pożegnalnym tekście piórem Elpiego wskazano Playback jako prężnie rozwijający się e-zin, gdzie szukający informacji o grach powinni się udać. Wybiegłem nieco w przód, więc wracam do głównego wątku.
Od początku uczestnictwa w życiu Redakcji starałem się być facetem, który ma coś do zaoferowania znacznie młodszym Kolegom oprócz zwykłej znajomości, która przekształciła się z czasem w nici Przyjaźni. Forum jest miejscem, gdzie spotykamy się wszyscy, aby wymienić uwagi i zdać wytworzony "urobek" w postaci tekstów. Od początku zajadle walczyłem o czystość języka polskiego w tym miejscu i nieobyczajne bluzgi. Zawsze uważałem, że ludzie mające ambicje iść ze słowem pisanym między Czytelników powinni sami być wzorcem Wysokiej Kultury Osobistej. Myślę i mam taką nadzieję, że część Kolegów przyjęła mój punkt widzenia.
Skład Redakcyjny stale ewoluował, z tym, że w pierwszym okresie z trudem wybijaliśmy się na skład powyżej dziesiątki ludzi. A teksty szły do każdego kolejnego numeru… Mo$kit bardzo szybko przestał być RedNaczem i na ręczne sterowanie przejął go "Loon". Do Redakcji dołączyli "Papkin" i "Gecik" zwany dzisiaj, no właśnie … zapamiętanie jego nowego nicka, to dla mnie męka. Nie zmienia to faktu, że nasza mała gromadka zyskała ciężką artylerię w postaci niezwykle uzdolnionego grafika, twórcy naszych kolejnych okładek i nie tylko. Z czasem jedni przychodzili do Redakcji inni odchodzili. "Spekkio" - wspaniały kumpel, który udzielił mi nieocenionej pomocy w pierwszych chwilach mojej współpracy z GOL-em i uczył obróbki obrazów w Photoshopie. "Szarik" - dusza niepokorna i rogata (gdzieś teraz się buja …) i wielu, wielu innych równie świetnych, młodych ludzi, którzy w pewnym momencie nie byli w stanie podołać obowiązkom redakcyjnym. Faktem jest, że klasyczne lenie zdarzały Nam się niezwykle rzadko i po szybkim rozpoznaniu lądowali na aucie.
W sposób ledwo zauważalny następowała powolna i delikatna, bym nie rzekł nieśmiała profesjonalizacja piszących. Uczyliśmy się form, jeden drugiego pilnował przed pisaniem bzdur i szerzeniem nieprawdziwych informacji, korekta z przyjacielskiej instytucji zaczęła się przeobrażać w kata, trzymającego ściekający świeżą krwią niewiniątek i epigonów dziennikarstwa topór w garści. W końcu w Redakcji pojawił się Krzysztof "Voltaire" Sykta. Na dobry początek zaliczyliśmy ostre zwarcie na jakiś temat, aby sobie potem wyjaśnić po męsku sporne kwestie. Okazało się, że ten niespełna trzydziestoletni młodzieniec (dobre sobie!) ma wizję tego, czym powinien być Playback i w tej kwestii nadaje na tych samych falach, co "Loon" i ja. Po krótkiej i błyskotliwej karierze został naszym Rednaczem i śmiało mogę powiedzieć, że był to jeden z najlepszych transferów "Loona". Rozwój Redakcji i samego Playbacku nabrał ostrego przyśpieszenia. Skład personalny także pęczniał, aby wylądować w okolicach ćwierci setki samych pasjonatów gier komputerowych. Pozycja samego e-zina krzepła, aby w końcu wylądować w czołówce stron odwiedzanych w internetowej "polskiej" działce informacji o grach. To jest wielki sukces grupy ludzi zarażonych pasją, a i ja mam w tym wydarzeniu malutki swój udział.
I tak biegł sobie numer za numerem, a ja szlifowałem formę i własne umiejętności. Historyjki stanowiące wstęp do każdego mojego tekstu stały się moim znakiem firmowym i z satysfakcją zauważyłem, że sporo Kolegów próbuje mnie naśladować z różnym skutkiem zresztą, ale to już nie mój kłopot. Osiągnąwszy jakiś nieco wyższy od zera poziom postanowiłem spróbować sił w Redakcji Gier On-Line, aby zweryfikować własne umiejętności. Na ten eksperyment zezwolił mi "Loon", gdyż ja lojalnie wystąpiłem do niego o zgodę. Po niezbędnych formalnościach stałem się członkiem zespołu także GOL-a, gdzie publikuję z różną częstotliwością teksty.
Z czasem przybyło mi obowiązków w pracy zawodowej, a ja zacząłem odczuwać coraz boleśniej deficyt wolnego czasu. Nie mam go już tyle, co dawniej, aby w miesiącu napisać dziesięć i więcej tekstów. Bardzo nad tym boleję, gdyż właśnie pisanie dla konkretnego Czytelnika sprawia mi największą radość. Niezmienna jest także moja pasja grywania komputerowego w niemal wszystkie gatunki gier. Z tej ekskluzywnej listy skreśliłem strategie (nudzą mnie okrutnie), ścigałki wszelkiej maści (codziennie próbuję przeżyć na polskich drogach), sportówki i różne takie simsopodobne wynalazki. Niezmiennie kocham symulatory wojskowe z aktualnie "Falconem 4.00 Allied Force" na czele, którego wreszcie udało mi się kupić. W dalszej kolejności maszerują horrory (seria Silent Hill), FPS-y, wszelkie rolpleje, gry akcji i przygodówki. Nie trawię tylko gier lichych, cienkich jak wino "patykiem pisane". Info dla młodszych Czytelników, którzy nie znają tego terminu - wino podłe jak pomysły byłego wicepremiera Romana G. Tak więc grać mam, w co, ostatnio wysypało świetnymi tytułami. W tym numerze Playbacku znajdziecie mój tekst o "Wiedźminie" - rewelacyjnej produkcji CD Projekt Red Studio, którym jestem zachwycony.
I tak minęło niczym z bata strzelił dwa lata. Co dalej? Ja niezmiennie wierzę w "Wielki Playback" i z radością zauważam wokół siebie coraz więcej wyznawców tej wiary. Forum redakcyjne kipi życiem i swoją jakże niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju "playbackowską" atmosferą. Ekipa redakcyjna na pewno nie powiedziała ostatniego słowa. Jedno jest pewne - dopóki mnie Redaktor Naczelny w osobie Voltaire'a lub Szef Projektu "Loon" nie wywalą na zbitą mordeczkę, zamiennie umieszczając w domu "spokojnej starości", zatruwał Wam będę, Czytelnicy, spokój moimi tekstami. Sam sobie winszując z okazji rocznicy Playbacku i mojego w nim pobytu życzę sobie doczekania własnego jubileuszu - okrągłego 25-lecia z Playbackiem. Czy dożyję? Spoko! Byle bym trafiał tylko w klawiaturę…