"Kapitan Fall" od Netfliksa próbuje być "South Parkiem". Wyciągnięcie wtyczki będzie aktem łaski
Przez wszystkie 10 odcinków "Kapitan Fall" męczy się niemal równie mocno, co widzowie podczas seansu. Usilnie próbuje być zgryźliwą satyrą w stylu "South Parka", ale niestety pod płaszczykiem wulgarnych żartów i obrazoburstwa kryje się jedynie pustka. W przeciwieństwie do skasowanej jakiś czas temu "Korporacji Konspiracji" ta animacja dla dorosłych aż prosi się, żeby Netflix już jej nie kontynuował.
OCENA
Serio! Aż żal patrzeć na nową animację dla dorosłych Netfliksa, kiedy twórcy próbują wpleść w fabułę komentarze na temat otaczającego nas świata. Idą bowiem po linii najmniejszego oporu, bo tu zabierają nas na imprezę swingersów, aby szokować rysunkami genitaliów, a tam proponują wycieczkę do ludzkiego zoo, w którym natkniemy się na więcej stereotypów niż w polskich komediach romantycznych. "Kapitan Fall" ugina się pod naporem tanich chwytów i prostackich żartów. Nie potrafi wypłynąć na szerokie wody, gdyż już na początku utyka na mieliźnie i nie może się z niej wydostać.
Jonathana Falla poznajemy, jako kompletnego nieudacznika. W szkole kapitańskiej "koledzy" wylewają mu napój na spodnie, a on się cieszy, że to świetny żart, bo wygląda, jakby się posikał. Ba, nie może wziąć nawet udziału w imprezie na cześć swojego brata, gdyż rodzice nie chcą, żeby psuł wszystkim humor. Główny bohater ma jednak więcej szczęścia niż rozumu. Pewna firma wycieczkowa poszukuje bowiem kapitana swojego wycieczkowca i zależy jej na jak niedoświadczonej i nieodpowiedniej osobie. Dlaczego? Cóż, zamierza zrobić z niej kozła ofiarnego i wrobić w przemyt ludzi, nielegalnych środków na erekcję, czy nawet materiałów radioaktywnych.
Czytaj także:
Kapitan Fall - recenzja animacji dla dorosłych od platformy Netflix
Koncept całkiem zgrabny i interesujący. Gorzej z wykonaniem, bo obiecuje więcej, niż dają nam twórcy. Jon Iver Helgaker i Jonas Torgersen na lewą stronę wywracają schemat kina szpiegowskiego. Zwiedzamy tu różne zakątki świata, ale nie podążamy za ratującym świat Ethanem Huntem z "Mission: Impossible", który wykonuje tajne i niebezpieczne misje. Oglądamy je z tej drugiej perspektywy - przestępców. Dowodzi nimi nawet iście bondowski złol - pan Tyran, wrzucający nierozgarniętych pracowników do zbiornika z rekinami.
"Kapitan Fall" okazuje się całkiem niezły, kiedy bawi się gatunkowymi kliszami, dekonstruuje je i się z nich naśmiewa. Nawet w tym twórcom zdarza się jednak pogubić. Bo o ile nieudacznictwo pana Tyrana można jeszcze uznać za zabawne, o tyle niesmak wzbudza branie na pastiszowy celownik wieku odpowiednika bondowskiego Q (nawet z wyglądu przypomina wcielającego się niegdyś w niego Desmonda Llewelyna). Brakuje w tym bombastyczności "Ricka i Morty'ego", którzy potrafią rozsadzać wyświechtane formuły od środka. Helgaker i Torgersen nie potrafią w podobny sposób wyciągać absurdów kina szpiegowskiego, przez co ich serial obiera kurs na nonsensowną wulgarność.
W "Kapitanie Fallu" twórcy walą z grubej rury.
Jak nie zalewają nas obrazkami obwisłych piersi i męskich genitaliów, to oblewają krwią. Dosłowność seksu i przerysowanie przemocy jest oczywiście domeną animacji dla dorosłych, ale to działa, tylko gdy okazuje się jedynie wierzchołkiem góry lodowej, która pod wodą skrywa chociaż najdrobniejsze znaczenia. Tutaj Helgaker i Torgersen chcą pokazać, jacy to oni są niegrzeczni, więc atakują nas kolejnymi bezeceństwami i przekraczają granicę dobrego smaku, jedynie dla samego obrzydzenia widza. Nie mają nam nic do powiedzenia i głośno o tym krzyczą. Dlatego zamiast nadeptującej społeczeństwu na odcisk satyry, dostajemy co najwyżej ekstrawagancki kabaret.
Humor, który Helgaker i Torgersen szlifowali w "Norsemen", tutaj zupełnie się nie sprawdza. "Kapitan Fall" rozpływa się przez niego na wszystkie strony, ale zawsze szoruje po samym dnie. Twórcy motają się między powtarzanymi do znudzenia żartami i kolejnymi ekstremizmami, nie potrafiąc stworzyć z nich spójnej całości, aby utrzymać naszą uwagę do przewidywalnego finału. Ratuj się więc przed tym serialem, kto może.
Z "Kapitanem Fallem" zejdziecie na dno na platformie Netflix.