Choć animowany serial Netfliksa powtarza parę błędów "Konga", jest wszystkim tym, czym aktorska "Wyspa Czaszki" chciałaby być. To porywająca przygoda w egzotycznym świecie, zamieszkanym przez przerośnięte zwierzęta. Potwory ryczą tak pięknie i doniośle, że zagłuszają fabularne klisze.
OCENA
W "Wyspie Czaszki" Netfliksa stawka jest niska. To prosta opowieść survivalowa, bez fabularnych bomb atomowych pod postacią walki o losy świata, czy nawet starcia cywilizacji z naturą. Zamiast fajerwerków, mamy spuszczenie z tonu, bo bohaterowie nie przybywają na tytułową wyspę, aby wzbogacić się kosztem Konga. To podróżnicy z pasją do eksplorowania świata, zaznaczania nowych punktów na mapach. Podczas jednego z rejsów napotykają jednak kilka niespodzianek. Wyławiają z oceanu nastoletnią Annie, przez co będą musieli zmierzyć się z polującymi na nią najemnikami. W splocie kolejnych wydarzeń ich statek się rozbije i przyjdzie im przemierzać dżunglę, w której nawet kwiatki bywają żarłoczne i niebezpieczne.
Twórca tej piątej odsłony zapoczątkowanego przez "Godzillę" z 2014 roku MonsterVerse szuka tylko pretekstu, aby zachwycić nas fauną i florą świata przedstawionego. Nastoletni Charlie wraz z przyjacielem Mike'iem próbuje odnaleźć ojca wyrzuconego na brzeg gdzieś po drugiej stronie Wyspy Czaszki. Pomaga im w tym Annie, która chociaż kompetencji społecznych nie posiada, to towarzyszy jej przerośnięty pies imieniem... Pies. Okaże się on kluczowym sojusznikiem w tej walce o przetrwanie, a Brian Duffield nie zamierza ich oszczędzać. Zewsząd atakują ich potwory i wystarczy jeden nieostrożny krok, aby spaść do jamy przerośniętych robaków.
Czytaj także: Najlepsze odcinki seriali animowanych to dzieła sztuki. Po prostu musicie je obejrzeć
Wyspa Czaszki - recenzja serialu animowanego platformy Netflix
Narracja toczy się dwutorowo, bo gdy nastolatkowie przedzierają się przez dżunglę, ojciec Mike'a Cap łączy siły z botaniczką, której z jakiegoś powodu zależy na schwytaniu Annie. Przyjdzie nam nieco poczekać, aż obie linie fabularne się ze sobą zetrą, gdyż Duffield niestety stawia na emocjonalność. Eksponuje klisze, próbując cokolwiek z nich wycisnąć, ale nie idzie mu to najlepiej. Dlatego serwowane nam twisty wyczuwamy na kilometr, kręcąc nosem na cały ten melodramatyzm. Bohaterowie sprawdzają się jedynie w dostarczaniu humoru, kiedy mimochodem rzucają kolejnymi żartami - często z samych siebie. Niemniej jak to już w produkcjach z MonsterVerse bywało, pierwiastek ludzki jest najsłabszym elementem tej opowieści.
W "Godzilla vs. Kong" Adam Wingard udowodnił już, że można przymknąć oko na fabularne schematy i papierowych bohaterów, kiedy walki potworów są odpowiednio częste i widowiskowe. Twórcy serialu skręcają natomiast w stronę worldbuildingu. Chciałoby się, żeby te wszystkie napotkane zwierzęta na każdym kroku rzucały się sobie do gardeł, żeby od ich starć iskry z ekranu leciały. Tak się nie dzieje, bo ciągle dostajemy tylko przedsmak atrakcji, czekających nas w finale serialu. Możemy się jedynie przyglądać kolejnym kaiju i cieszyć, kiedy spacerujący Kong uratuje bohaterów, rzucając atakującym ich krokodylem w dal. Jest w tym jednak wystarczająco uroku, abyśmy się nie nudzili.
Twórcy wykorzystują triki do perfekcji opanowane przez Stevena Spielberga w "Jurassic Park", bo fragmentaryzują potwory. Przechodzą od szczegółu do ogółu, najpierw pokazując nam jakąś część ich ciała, a potem pozwalając zachwycić się nimi w pełnej krasie. To buduje napięcie, daje poczucie trwogi goszczącej w sercach bohaterów. Dzięki temu ciężarowi można zatopić się w świecie przedstawionym, zapominając, że Duffield nie wykorzystuje w pełni możliwości, jakie niesie ze sobą forma animowana.
Osiem okołodwudziestominutowych odcinków "Wyspy Czaszki" upływa szybko i przyjemnie. Serial nie niesie ze sobą intensywnych doznań, ale potrafi zachwycić chociażby sunącym po niebie wielorybem. To popis wyobraźni twórców, który pozwoli wam się zrelaksować i zapomnieć o codziennych troskach. Może też wywołać nostalgiczną łezkę w oku, bo ma posmak oldschoolowych animacji, określanych w Stanach Zjednoczonych mianem saturday-morning cartoons. Jak sama nazwa wskazuje, na weekendowy relaks nada się idealnie.
Serial obejrzycie na platformie Netflix.