REKLAMA

Lair (PS3)

Jeszcze na długo przed premierą, Lair zapowiadany był na "pewniaka" drugiej generacji gier na PS3. Nie bez powodu zresztą - obietnic było co najmniej tyle, ile dodatków do Simsów. Produkt miał nieść ze sobą między innymi takie cuda, jak piękną fabułę z tematyką smoków w roli głównej, obsługę rozdziałki Full HD wraz z zachowaniem odpowiedniego bogactwa szczegółów czy też pełne wykorzystanie potencjału kontrolera od PlayStation 3 - Sixaxisa (teraz już DualShocka 3)... Hmm, a może jeszcze frytki do tego? Powiem szczerze, że sam zaczynałem oddychać szybciej, niczym Romek na widok Julki, gdy wyobrażałem sobie, jak pędzę gdzieś w przestworzach na grzbiecie potężnej, skrzydlatej jaszczurki... Niestety, po położeniu łapek na pełnej wersji produktu, znów zacząłem stąpać twardo po ziemi.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Otóż, już od pierwszych minut gry, Lair stawia przed nami ciężkie warunki. Coś, co miało być zabójczą bronią tej pozycji, ostatecznie obróciło się przeciwko niej samej... Mowa o sterowaniu. Początkowo rzeczywiście może sprawiać frajdę kręcenie padem, niby niewidzialną wodzą, a tym samym sterowanie smokiem na ekranie TV, ale jeżeli z upływem kolejnych godzin człowiek wciąż nie daje rady nabrać wymaganej wprawy, to do zabawy dołącza złość i irytacja. Taki system sprawdziłby się, gdyby można było w każdej chwili przełączyć się na kontrolę analogiem. A guzik - chcesz pograć, musisz nie dość, że machać łapami jak głupi (już nie chodzi o samą kontrolę smoka, bo to można robić w miarę dyskretnie, ale na przykład zabawa z wyrywaniem z fundamentów wieży, to zupełnie inna bajka..), to jeszcze wściekać się na brak niezbędnej precyzji. Ponadto, na dokładkę dochodzą jeszcze problemy natury technicznej - liczne bugi i kłopoty z namierzaniem celów. Zrozumiałbym przeciętnego Józka Wózka, gdyby ten pod pretekstem "Wypadł mi z ręki", cisnąłby po pewnym czasie padem o ścianę. Nawet piękne widoki nie przywracają tutaj spokoju ducha.

REKLAMA

O tak, wrażenia, rozkosz wręcz płynąca z obserwacji lotu smoka, gładko sunącego tuż nad taflą burzliwej wody, na tle wpadających do morza górskich szczytów, to widok, który na długo powinien zadomowić się każdemu pod czaszką. A warto nadmienić, że taki statyczny obrazek jest bardzo rzadkim zjawiskiem w Lair. Tutaj sensem niemalże każdej z misji, jest wzięcie udziału w zakrojonych na szeroką skalę bitwach powietrznych. Setki (dosłownie) jednostek latających i naziemnych, grad pocisków przeszywających niebo - poczynając od strzał, a kończąc na ognistych kulach, pozostawiających za sobą "wystrzałowe" snopy dymu. A wszystko odbywa się jakieś kilkadziesiąt metrów nad solidnie zabudowaną twierdzą. Takie widokówki pobudzają wyobraźnie, nie ma co. Okej, okej, może jak podleci się nieco bliżej, to po oczach dadzą rozmazane bitmapy i ogólnie jakby znika część szczegółów (choć też nie zawsze!), ale moment - tutaj, ze względu na dynamizm, nie znajdziesz czasu na badanie wszystkich zakamarków.

Zabawa w głównej mierze polega na eksterminacji sił wroga, wykonując po drodze zadania dodatkowe, a'la "Zniszcz wieżyczki atakujące twoją flotę" czy "Osłaniaj daną jednostkę przed natarciami przeciwnika". Czyli, ogólnie rzecz biorąc, jest w sam raz, jak na dzisiejsze wymogi. Wojenki rozgrywają się na niesamowitych pod wieloma względami lokacjach - ogromnych, przeogromnych połaciach terenu. Głównie są to krajobrazy górskie (zwykle ze śnieżną czupryną na wierzchu), ale zdarzają się też levele rozgrywane przy palącym słonku, wśród piaskowych wzgórz. Zadbano by wszystkie były dość zróżnicowane. Największe wrażenia (i niedomkniętą szczękę) zostawiają jednak misje, podczas których to musimy albo bronić, albo szturmować jakieś miasto. Natłok budynków, mury obronne i zamczysko na samym środku. Miód? Miód!

Akcja jest bardzo intensywna i dynamiczna, na ekranie dzieje się mnóstwo rzeczy. Gdzie nie spojrzeć latają skrzydlate poczwary, a na ziemi maszerują tysięczne armie. Nie można narzekać na brak roboty, ani przez chwilę. A to banda latających skubańców usiądzie nam na ogonie nie dając spokoju, a to wbije się w nas jakieś tłuste smoczysko, doprowadzając tym samym do widowiskowego starcia z bliska, z użyciem kłów, szponów i zionięciem sobie ogniem prosto w pokraczne paszcze. Sami oczywiście też nie próżnujemy - choć główną bronią są płonące kule, którymi naparzamy na lewo i na prawo niczym z ognistego CKM-a, to również możemy bez większych przeszkód własnoręcznie przyczynić się do rozpoczęcia smoczej bijatyki.

Oprócz tego dysponujemy jeszcze jedną bronią, o której siły wroga mogą tylko pomarzyć. Wystarczy namierzyć jakiegoś bydlaka i wcisnąć jeden przycisk, aby uruchomić scenkę (w jej trakcie musimy wciskać guziki wyświetlane na ekranie bądź machać padem na wskazane sposoby - inaczej QTE), podczas której nasz jeździec nie będzie przebierał w środkach, co by jak najefektowniej i najskuteczniej rozprawić się ze złem i występkiem. Jest parę możliwości - na przykład zeskoczenie z siodła swojego "rumaka" i zlecenie prosto za plecy wrogiego dżokeja. Tam poturbowanie go nieco przy pomocy nienaturalnie wielkiej maczugi i następnie ryzykowny skok prosto w szpony śmierci - przed bolesnym upadkiem ratuje nas jednak, rzecz jasna, nasza kochana smoczyca. Och, byłbym zapomniał. Nie widzę większych przeciwwskazań, przed możliwością lądowania na ziemi, a tam beztroskiego dziesiątkowania słabiutkiej piechoty.

Choć piszę w większości o smoczych przeciwnikach, to w grze pojawia się jeszcze wiele innych wrogich jednostek, niekoniecznie zbyt ładnych i z pachnącym oddechem. Chociażby pojedynek z gigantycznym węgorzem, tuż nad powierzchnią wody, można by bez problemu wcisnąć do jakiegoś wysokobudżetowego filmu akcji. Czasem zetkniemy się też z olbrzymimi nosorożcami tratującymi nasze wojska i wpadniemy do gniazda wielkich szerszeni. Ogólnie brzydale odznaczają się przyzwoitym designem i pomysłowością.

Rozgrywka jest, jak już wspominałem, niesamowicie szybka. Bardzo łatwo się w ferworze walki pogubić - to z jednej strony super (nieźle oddane realia wojny), z drugiej może nieco frustrować (jeżeli dodamy do tego sterowanie i parę niedoróbek...). Od tej intensywności ciężko też stwierdzić jakikolwiek fakt dotyczący wielkości móżdżka u przeciwników. Mogę powiedzieć, że robią to, co do nich należy - zdarzy się, że zaczną nas ścigać, starają trzymać się w małych grupkach... Jednakże, ze względu na ich wyjątkowo cienką skórę, ciężko się bydlaków lękać - Lair nie należy do gier szczególnie trudnych (noo, jeżeli już opanujesz to nieszczęsne sterowanie). Wracając jeszcze do pościgów - uwidacznia się wtedy bardzo ubogi wachlarz manewrów naszego "wierzchowca". Mamy do dyspozycji obrót o 360 stopni, chwilowe przyśpieszenie, unik, z którego nie umiem korzystać, i na tym w sumie się kończy. Brakuje paru istotnych, jak zwykła pętelka na przykład, dzięki której łatwo można by zgubić ogon (ten składający się z przeciwników of korz).

Grywalnościowo nie wydaje się być tak źle. Pozornie. Grę zabiły bowiem liczne bugi (choćby zacinające się podczas bliskiego kontaktu smoki), szwankująca kamera, straszne trudności z namierzaniem poszczególnych celów (chodzi mi zarówno o wrogów, jak i ogólnie aktualnie powierzone nam zlecenie), co w połączeniu z tym pechowym sterowaniem doprowadza momentami do szału, niczym kolejna obsuwa premiery Metal Geara. Natomiast przewijająca się między wierszami grafika, to naprawdę poziom światowy, nie ma, że boli, moc PS3 obnażona. Cudowne widoki, świetnie animowana woda, eksplozje czy mnogość bogato zdobionych obiektów na ekranie... Po prostu wraca chęć do życia - tak to ujmę. Niestety, za to trzeba jednak zapłacić - płynnością animacji, która lubi miewać natarczywe czkawki. Grane w tle motywy muzyczne (niektóre jakoś dziwnie przypominające Star Warsy...) i odgłosy otoczenia, jak ryczące smoki czy inne czary, również zdają egzamin z wynikiem bardzo dobrym. Warto dodać, że gra oferuje tryb przestrzenny 7.1.

O fabule nie wspominałem, bo i po co niepotrzebnie zabierać miejsce. Jeżeli szukasz książkowej, epickiej opowieści - to nie ten adres. Ot, konflikt dwóch nacji, o coś tam się pożarły i jest wymarzony pretekst żeby spalić kilka wiosek. Uśmiech politowania wzbudziły we mnie momenty, w których - tak mi się wydaję - miałem się chyba wzruszyć. Gra nie zachwyca także pod względem długości - jakieś dwadzieścia maksymalnie półgodzinnych (przy strasznym ociąganiu się) misji i brak możliwości zabawy wieloosobowej. Niby można jeszcze starać się o zdobycie złotego medalu za każde z zadań, ale jako że na PS3 nie ma "Osiągnięć", to dostaniemy w nagrodę co najwyżej satysfakcję.

REKLAMA

Lair cierpi na bardzo częsty syndrom ostatnio wydawanych, solidnie reklamowanych, gier - wizualnie jest bardzo blisko naszpikowanego efektami specjalnymi filmu akcji, ale cała reszta jest jakaś taka... nie taka. Ale też nie żeby mi się nie podobało - to dobra pozycja, jednakże przy obecnej konkurencji, zwyczajnie umyka gdzieś w tłumie. Jeżeli chcesz niezapomnianych wrażeń estetycznych i dowodu wyższości technicznej PS3 nad X-em (po tym co zobaczyłem, nie boję się już takiego stwierdzenia), bierz. A nuż przypadnie Ci do gustu jeszcze sterowanie i (podobnie zresztą jak mi) ogólne klimaty rozgrywki - w końcu nie co dzień mamy okazję wziąć udział w ogromnych bitwach z wykorzystaniem zionącej ogniem broni.

PS. 17 kwietnia w Japonii pojawił się patch wprowadzający obsługę analogów (po ponad pół roku wreszcie da się w to grać!). Premiera w Europie nie jest na razie znana

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA