REKLAMA

Lost Odyssey

Mistwalker tworząc swoją nową grę nawet nie udawał skromności. Twórcy Lost Odyssey od samego początku wmawiali nam, że ich nowe dziecko będzie czymś nowym, rewolucyjnym. Ba, będzie to na pewno najlepszy jRPG na Xboksa 360! Nie żeby to było wielkim dokonaniem, bo tak naprawdę konkurencji żadnej na razie nie ma, ale nowinki na temat Zagubionej Odysei zdecydowanie były ekscytujące. Z drugiej strony, w pamięci miałem poprzednią grę tego studia - Blue Dragon. A ta już nie była dobra, by nie powiedzieć, że okazała się być zaledwie średnim, standardowym jRPG. W końcu jednak na świat przyszedł Lost Odyssey. Cokolwiek myślę o Blue Dragon, muszę przyznać Mistwalkerowi rację - ich najnowsze dzieło jest najlepszą grą tego typu na Xboksa 360.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Głównym bohaterem Lost Odyssey - o ile można określić jednego, bo gra opowiada o losach całej drużyny - jest Kaim Argonar. Z pozoru zwykły żołnierz, ubrany tylko w nietypowy pancerz - dopiero po godzinie gry zaczynamy się domyślać, kim tak naprawdę jest. Lost Odyssey rozpoczyna niezwykle przepiękne intro, które pokazuje starcie pomiędzy dwoma armiami. Żołnierze walczą ze sobą, używając przy okazji cudów techniki, które wyglądają zdecydowanie za nowocześnie na średniowiecze. Gdzieś na polu bitwy pojawia się Kaim, ale mniej więcej w połowie sieczki na walczących spada... meteor. To oczywiście nie jest końcem - zarówno gry, jak i Kaima. Żołnierz budzi się po kilku godzinach, jako jedyna osoba, która przeżyła batalię. W tym momencie głośno westchnąłem - no to mamy kolejnego Blue Dragona z koszmarną fabułą! Podejrzewałem, że Kaim jest kolejnym wyznaczonym przez bogów herosem, który przeżył tylko dlatego, że musi uratować świat przed złym czarodziejem.

REKLAMA

Nie mogłem się jednak bardziej mylić. Po godzinie przedstawiania nam świata dotarło do mnie kim jest główny bohater. Otóż Kaim jest nieśmiertelny. Nie zabija go nic, począwszy od przebicia go mieczem, na starzeniu się kończąc. Gdy rozpoczynamy grę, protagonista ma jakieś tysiąc lat na karku. A to nie koniec niespodzianek, obiecuję. Fabuła w Lost Odyssey jest bardzo nietypowa i oryginalna, a przy tym zawiera w sobie wiele przydatnych lekcji życia. To nie jest zwykła bajeczka o bohaterze i jego drużynie, w której musi być piękna dziewczyna w amerykańskim typie (spójrzmy choćby na Final Fantasy VII, choć tam fabuła była oczywiście bardzo dobra). To opowieść o tym, jak ludzie szybko żyją, przemijają i zostają zapomniani przez kolejne pokolenia. Lost Odyssey przedstawia nam świat od jego złej strony, pod koniec gry sami zastanawiamy się, jakim cudem ludzkość przetrwała tak wiele lat. Nawet gdyby gra miała walki spartaczone tak jak w przypadku Blue Dragona i tak bym w nią grał - aby tylko poznać ciąg dalszy historii Kaima i spółki.

Skoro już o drużynie mowa, warto wspomnieć o indywiduach, którzy zasilą małą armię Argonara. Seth poznamy już po piętnastu minutach gry, jest ona kolejną nieśmiertelną postacią, która przeżyła atak. Przyjaciółka Kaima jest jego przeciwieństwem, podczas gdy główny bohater zawsze ogarnięty jest depresją, ona nie jest tak bardzo przytłoczona swoimi wspomnieniami. Dość szybko poznamy też Jansena, który jest śmiertelnikiem. Ten z kolei jest niesamowicie głupi i wiecznie pijany, ale przez to depresja Kaima nie przytłacza gracza i pozwala się wyluzować. Oczywiście te trzy osoby to nie koniec drużyny, poznamy wiele ciekawych osób - ale opisując je musiałbym zdradzać dość sporo genialnej fabuły, a tego robić nie chcę.

Jak wspomniałem na samym początku, Lost Odyssey dzieje się w świecie bardzo przypominającym średniowiecze. Mówię tu o europejskiej wersji tych czasów, w całej grze jest naprawdę niewiele japońszczyzny. Ba, nawet przeciwnicy są przedstawieni w dość poważny sposób, nie licząc paru wyjątków (między innymi stworków, z którymi nie wiedzieć czemu walczymy na samym początku - są totalnie nie powiązani z fabułą). Wracając do świata Lost Odyssey - czasy średniowiecza w nim powoli mijają i wkracza on w swoisty renesans. Ten jest już bardziej oryginalny, ponieważ trzydzieści lat przed początkiem gry odkryto... magię. Ta prócz rzucania kulami ognistymi pozwala między innymi na ożywienie skomplikowanych mechanizmów, przez co przypomina naszą elektryczność. Kaim, jak to zwykle bywa z dziadkami nie jest optymistycznie nastawiony do nowego wynalazku i - jak zwykle - ma on rację.

Walka w Lost Odyssey jest raczej sprawą drugorzędną, ale mimo to stoi na wysokim poziomie. Z grubsza przypomina tą z klasycznych jRPG jak Final Fantasy VII, ale wrzucono jeszcze parę urozmaiceń, co by spotkania z wrogami nie znudziły się za szybko. Jak to bywa naprawdę w życiu, ekwipunek taki jak miecze czy pancerze bohaterzy zmieniają bardzo rzadko. Aby ulepszyć swoje ataki, trzeba założyć... pierścień. Te elementy ekwipunku są zmieniane praktycznie co walkę, wszystko aby ulepszyć swoje ataki. Zwykle te "kółeczka" oddziaływają w dwuznaczny sposób, poprawiając nasze zdolności ataku przeciw przeciwnikom używającym magii kamienia, ale osłabia nasze ataki przeciw magią wody. Są cztery typy magii - wody, kamienia, ognia i ziemi. Działają one przeciw sobie podobnie jak kamień, papier i nożyce, przez co przed każdą walką z bossem trzeba poznać jego słabość, a następnie ułatwić sobie walkę dobierając odpowiednie pierścienie. Jak się używa tych kręgów? Podczas atakowania przeciwnika należy wcisnąć prawy trigger, wtedy na ekranie widzimy dwa zaciskające się na sobie kółka. Gdy będą one leżeć dokładnie na sobie, należy puścić trigger. Im lepiej trafiliśmy pierścieniami, tym potężniejszy będzie nasz atak.

Mimo to, jak wspomniałem już wcześniej - najważniejszym elementem Lost Odyssey jest historia. Możemy poznawać ją na dwa sposoby. Standardowo biegać bohaterem, walczyć z przeciwnikami i wykonując różnego typu zadania, popychając fabułę do przodu - wtedy dowiemy się, z kim tak naprawdę powinniśmy walczyć, kto jest naszym przyjacielem i za kim Kaim tęskni najbardziej. Z drugiej strony, możemy także przeszukiwać dokładnie lokacje, które odwiedzimy, aby znaleźć... sny. Gdy położymy się do łóżka, Kaim będzie mógł sobie za pomocą tychże przypomnieć swoją przeszłość, przez co dowiemy się znacznie więcej. Fabuła sporo straci ze swojej prostoty, ale gracz przynajmniej pozna powody walki Kaima. Tym samym bohater przypomni sobie, co zrobił mu główny przeciwnik, za co należy go nienawidzić. Protagonista zapamięta także, czyją rodzinę poznał sto lat temu, my zaś będziemy mogli zauważyć kogoś o podobnym nazwisku - syna, może już wnuka naszego przyjaciela? Świat robi się głębszy z każdym snem, a fabuła coraz doroślejsza.

Cóż mogę powiedzieć o oprawie Lost Odyssey? Grafika zdecydowanie stoi na porządnym poziomie, w końcu to znany każdemu Unreal Engine. Został on znacznie zmodyfikowany na potrzeby gry, ale tak czy inaczej da się go poznać. Świat jest kolorowy i różnorodny, w końcu gra ledwo zmieściła się na czterech płytach DVD. Każda lokacja jaką odwiedzimy jest odmienna od poprzedniej, przez co szybko się nie znudzimy odkrywaniem nowych lokacji. Na pochwałę zasługują również modele naszej drużyny, a także ludzi na ulicach miast - żadna gra jaką widziałem dotychczas nie miała tak dopracowanych modeli NPC, których zobaczymy przez parę sekund mijając ich na jednej z ulic stolicy. Z drugiej strony, nasi bohaterowie wyglądają jeszcze lepiej i przypominają poziomem wykonania nawet gry takie jak Crysis.

REKLAMA

Muzyka prawdę mówiąc, jest jeszcze lepsza od oprawy graficznej. Gdybym tylko mógł, czym prędzej zakupiłbym ścieżkę dźwiękową - od dawna nie słuchałem tak pięknych i smutnych melodii, które znakomicie pasują do melancholijnego klimatu gry. Ba, nawet przeglądając mapę świata usłyszymy niesamowity utwór, który równie dobrze mógłby być odtwarzany w hollywoodzkim filmie. Podczas walk z najmocniejszymi przeciwnikami, podobnie jak w Blue Dragon, usłyszymy rockowe kawałki, ale te na szczęście nie są tak koszmarne, jak w poprzedniej grze Mistwalkera.

Studio dotrzymało obietnic i podarowało nam najlepszego jRPG na Xboksa 360. Muszę przyznać, że Lost Odyssey było dla mnie przepiękną niespodzianką i mam nadzieję, że druga część powstanie dość szybko - w końcu Mistwalker zapowiedział, iż o losach Kaima będzie opowiadała cała trylogia. Z drugiej strony, autorzy gry muszą zapamiętać, że pod koniec tego roku konkurencja będzie bardzo mocna i Lost Odyssey 2 powinno być jeszcze lepsze - w co zresztą nie wątpię. Wystarczy tylko spojrzeć na różnice między poprzednią a najnowszą grą studia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA