Monster vs Sheep to najdziwniejsza i najbardziej wciągająca aplikacja w jaką ostatnio grałem
Na co dzień marzymy o rozległych, otwartych światach. Przepięknej oprawie wizualnej, wyrazistych postaciach niezależnych i dojrzałej, spektakularnej historii. Kiedy jednak spojrzymy ma mobilną rozgrywkę, my gracze bardzo często stawiamy prostotę i powtarzalność nad rozmach i filmowość. Może właśnie dlatego nie potrafię się oderwać od Monster vs Sheep.
Jak pisałem rekomendując fantastyczne Crossy Road, mobilne gry opierają swoje międzynarodowe sukcesy na zupełnie innych filarach niż rozbudowane, stacjonarne produkcje na konsole oraz komputery. Chodzi o prostotę, przystępność, błyskawiczność oraz powtarzalność. Wszystkie te elementy koncentruje w sobie dziwaczne Monster vs Sheep, od którego ciężko mi się oderwać.
„Meh, 5 złotych wyrzucone w błoto” – pomyślałem sobie rozgrywając jeszcze jedną partię. Potem jeszcze jedną. I jeszcze.
Aplikacja Monster vs Sheep jest zarazem bardzo dziwaczna i bardzo prosta. Tak oto potężny, bajkowy potwór wynurza się z morza na modłę bestii pojawiających się w animowanych „Atomówkach”. Nawet jego model budzi skojarzenia z bajką Cartoon Network, bardziej bawiąc niżeli budząc przerażenie. Tłuściutki potwór zmierza w kierunku ładnie namalowanego, trójwymiarowego miasta, niszcząc wszystko na swojej drodze. Jedynym ratunkiem dla aglomeracji są… owce, którymi miota gracz chcący powstrzymać monstrualną bestię ze skorupą na plecach.
Zadaniem gracza jest trafić jak największą liczbą owiec prosto w paszczę olbrzyma. Po przekroczeniu pewnej sumy kudłatych zwierząt trafiających do gardzieli bestii ta pada przejedzona na ziemię, zniechęcona do dalszego demontażu nabrzeżnego miasta. Trafić do paszczy potwora wcale nie jest jednak łatwo, nawet mając niemal nieograniczony batalion wełniastych owiec pod palcem. Liczy się systematyczność, wprawa i celność, dzięki którym można powstrzymać bestię.
Jak łatwo się domyśleć, z poziomu na poziom Monster vs Sheep staje się coraz bardziej wymagające.
Dla przykładu bestia od czasu do czasu zamyka swoją ptasią paszczę. Kiedy indziej wśród biegających po ziemi owiec znajdą się również ludzie. Ci omyłkowo wrzuceni do paszczy monstrum jedynie złoszczą giganta, który szybciej demoluje Bogu ducha winne miasto. Takich zależności jest kilka, ale żadna z nich nie sprawia, że prosta rozgrywka staje się przesadnie skomplikowana. Sedno zabawy zawsze pozostaje to samo – najedzenie potwora nim ten zdemoluje całą aglomerację.
Produkcja nie przypadła mi do gustu przy pierwszym podejściu, tak samo drugim i trzecim. Dziwnym trafem nie potrafię jej jednak odinstalować z pamięci swojego Galaxy S5. Jej przystępność i prostota sprawia, że idealnie nadaje się do zabicia kilku minut czekając na autobus bądź stojąc w kolekcje. Dokładnie tego oczekuje ogromna grupa mobilnych graczy i dlatego Monster vs Sheep może okazać się sporym sukcesem.