Seria NBA Live ze stajni EA Sports - niegdyś wspaniała, dziś bliska dna. Przynajmniej w wersji na poczciwe pecety, gdyż edycje na current-geny to opowieść na inną okazję. Twórcy, tej staczającej się z roku na rok wirtualnej koszykówki, postanowili dać sobie - po raz drugi w historii cyklu - dłuższe wakacje. Co najmniej dwunastomiesięczna luka to żadna strata. Okazję wykorzystuje zupełnie nowy gracz na polu, który pojawia się znienacka. W chwili, gdy czytacie te słowa, powinniście zapomnieć o istnieniu czegoś takiego, jak NBA Live.
Opisaną sytuację ratuje inicjatywa oddziału 2K Sports - Visual Concepts - tworzącego do tej pory wyłącznie produkcje konsolowe. Tym razem, biorąc dobry przykład z japońskiego Konami, załatali dziurę spowodowaną nie tyle odpuszczeniem na jakiś czas przez EA serii NBA, ile nieudacznością wymienionego producenta. Ich edycja tegoroczna (czy raczej zeszłoroczna) na "blaszakach" była, nie ukrywając, gwoździem do trumny. Na szczęście - nowa koszykówka od zespołu 2K to nie tylko substytut, ale w głównej mierze spełnienie marzeń każdego fana tego sportu. Po raz pierwszy na komputerach i od razu z prawdziwym hukiem. Panie i Panowie. To nie bujdy. VC wespół z 2K Sports nie stworzyli w przeciwieństwie do (po)tworów od EA żadnego widma wersji na Xboksa 360 czy PlayStation 3, tylko otrzymaliśmy w 90% port z tej pierwszej konsoli. Nie martwcie się na zapas tymi 10%, ponieważ wcale to nie taka ujma dla tego produktu, choć niewątpliwie wada, toteż potem wytłumaczę obszerniej, co kryje się za tajemniczym ubytkiem procentów.
Zacznijmy od tego, co oferuje NBA 2K9. A oferuje naprawdę dużo. Poczynając od rozbudowanego treningu w różnych wariantach i z prostym, acz przejrzystym wytłumaczeniem "co w trawie piszczy", poprzez tryb Blacktop, w którym możemy wziąć udział między innymi w konkursie wsadów albo zagrać w znane zapewne miłośnikom tego sportu "21" (zaskoczenie na mej twarzy), na sezonie, "play-offach" czy karierze (na miarę "dynasty mode" z koszykarskiej serii od "Elektroników") kończąc. Oczywiście, to nie całość, tylko przykłady - odkrywanie pozostawię Wam. Początkujący z całą pewnością nie rzucą się od razu na głęboką wodą, tylko najpierw poćwiczą na hali samemu, bądź z przeciwnikiem, albo rozegrają "szybki mecz". A jest co ćwiczyć, gdyż w przeciwieństwie do "dzieł" EA niełatwo wygrać z przewagą co najmniej kilkunastu punktów po rozgrzewce w postaci krótkich 2-3 meczy. W NBA Live po paru/nastu spotkaniach miało się wrażenie, że już prawie, a może i wszystko potrafi, tu po tylu rozgrywkach nawet nie wiemy, co z czym się je. Może trochę przesadzam, ale widać przepaść między tworami oddziałów EA a 2K, na korzyść tego drugiego.
Jak się zatem prezentuje najważniejsza część 2K9, czyli gameplay? Nie będę ukrywał - jest widowiskowo. Co prawda uważam, że do doskonałości trochę brakuje, ale wysokość, na jaką wzniosła się gra Visual Concepts, w zupełności wystarcza i raczej u większości nie wywoła niedosytu. Po raz pierwszy pecetowi gracze otrzymali next-genową koszykówkę (dziś już zalicza się do standardów, tylko do tej pory nie byli oni zbytnio rozpieszczani tytułami o sportowej tematyce z prawdziwego zdarzenia). Całość jest tak rewelacyjnie wykonana, że odnosi się wrażenie, iż oglądamy mecz w TV. Widownia (w pełni trójwymiarowa!) żywo reaguje na to, co się dzieje na ekranie, zawodnicy wpadają rozpędzeni na kamerzystę, a następnie się z nim przepychają, a ławka rezerwowych wraz z trenerem wstają z krzeseł i biją oklaski po udanej akcji swojej ekipy. Powtórki wyjęte niczym z najlepszych urywek podczas finału "play-off", zawodnikom pot ścieka po czole i ramionach czy mokre podkoszulki podrygują w rytmie kozłowania piłki.
Co tu dużo mówić - wszystko nie tylko prezentuje się okazale, ale i gra się świetnie. Trzeba to po prostu zobaczyć na własne oczy (choćby po pobraniu poprzez Steama wersji demonstracyjnej). Spora ilość taktyk, efektowne sztuczki koszykarzy czy różne sposoby robienia wsadów - nie musicie się obawiać o to czy NBA 2K9 starczy Wam na długo. Rozgryzienie zajmie minimum kilkanaście godzin, a to dopiero podstawa, bo trzeba dostosować się do danej drużyny - a każda prezentuje odmienny sposób gry i przykładowo z Chicago Bulls wygrać da się o wiele łatwiej niż z Los Angeles Lakers z Bryantem na czele. Ekipy stosują inne taktyki, więc i od nas wymagana jest mobilność.
Chcecie większego realizmu? Warto "pogrzebać" w opcjach i dostosować poziom skomplikowania do swoich umiejętności. Duże znaczenie odgrywają tu tzw. "slidersy" i choćby w Sieci można znaleźć różne ich ustawienia, dzięki którym rozgrywka wespnie się na szczyty. Osobiście uważam, że najlepiej dostosować je samemu "pod siebie". Szczególnie warto poświęcić odrobinę czasu, gdyż zwiększenie poziomu trudności dla bardziej doświadczonych graczy na niewiele się zda. Natomiast "slidersy" pomogą w tym, że podczas meczu komputer nieraz zadziwi, mimo rozegrania już wielu potyczek. Czuć, że SI "pracuje" na pełnych obrotach, przeciwnicy myślą, jak przechwycić piłkę, jak wykorzystać naszą stratę czy stawić duży opór tuż przed swoim koszem, nie dopuszczając nas do udanej akcji, którą zwieńczylibyśmy efektownym wsadem.
Tyle słodzenia, teraz czas na trochę mankamentów. Zdziwieni? NBA 2K9 nie jest pozycją doskonałą i naprawdę poprawiłbym co nieco. Primo - w czasie meczu denerwować może skuteczność w rzutach za trzy punkty zawodników z przeciwnej drużyny. Zrozumiem, jeśli chodzi o prawdziwe gwiazdy, ale tu nawet podrzędni koszykarze czasem zaskakują mnie bardziej niż tacy, którzy specjalizują się w tego typu rzutach. Nawet obniżenie w ustawieniach odpowiedniej opcji w wyżej wspomnianych "slidersach" nie zdaje egzaminu z wynikiem pozytywnym.
Secundo - niewątpliwie czynnikiem wpływającym na efektowność meczu, ale także odgrywają ważną rolę w pojedynkach 1 na 1, są sztuczki. Tu wymagane jest stosowanie różnych kombinacji przycisków, ale szczerze mówiąc nieco się rozczarowałem tym, co ze sobą prezentuje w tej kwestii gra Visual Concepts. Tricków nie jest zbyt wiele, zwłaszcza gdy nie możemy ruszyć się z piłką, tylko próbujemy zmylić zawodnika z przeciwnej drużyny. Już chyba w NBA Live (choćby w 2005 czy 2006) było więcej możliwości. Dużo lepiej natomiast jest w przypadku rozgrywek "na świeżym powietrzu" - tam jest co podziwiać. Ma to co prawda wytłumaczenie, w końcu w streetballu kwintesencją są efektowne zwody czy popisy, a mecze ligi NBA nie samymi sztuczkami żyją, ale szkoda, że twórcy nie postawili na szerszy wachlarz.
Tertio - to już sprawa z natury technicznej. Kilka akapitów wcześniej chwaliłem 2K9 za wręcz telewizyjne oddanie meczów, ale znalazło się parę zgrzytów w postaci błędów wizualnych czy niekiedy mało naturalnej animacji zawodników. Zdarzyło się, że piłka przeleciała przez tarczę, a koszykarz poruszał się jakby nie wiedział w którą stronę pobiec albo dostał nagłego zdrętwienia ciała, albo też ślizgał się po parkiecie niczym po tafli lodu. To jednak drobne szczegóły na tle całokształtu.
To wszystko przyćmiewa szata graficzna, którą określiłbym następująco: F-E-N-O-M-E-N-A-L-N-A. Mały przedsmak tego, co Was czeka po odpaleniu gry, przedstawiłem już wcześniej. Ale to nie koniec zachwytów. Modele zawodników wykonano z ogromną pieczołowitością, nie tylko opracowano świetnie twarze, by przypominały jak najbardziej swoje odpowiedniki w rzeczywistości, ale i również z nie mniejszym poświęceniem wykonano tatuaże czy odzwierciedlono charakterystyczne ruchy dla koszykarskich gwiazd pokroju LeBrona Jamesa czy Kobe'ego Bryanta. Słowa nie mogą tego w pełni oddać, popatrzcie chociażby na zamieszczone w recenzji screenshoty. Weźcie ponadto pod uwagę, że na żywo jest jeszcze lepiej. Parę rzeczy zrealizowano co prawda gorzej, jak buty czy modele kibiców, które powtarzają się, lecz to i tak mały pryszcz, bo takiej widowni NIE ma w żadnej grze sportowej! Wydawać by się mogło, że wymagania sprzętowe będą horrendalnie wysokie, ale nic takiego - na porządnym sprzęcie bezproblemowo można cieszyć się płynną rozgrywką w wysokich detalach. Choć NBA 2K9 da się odpalić, a i pograć na komputerze o słabszych bebechach, to doznania estetyczne nie będą już takie same. Powiem więcej: dzieli je ogromna przepaść. Recenzowany tytuł to nie tylko najładniejsza sportówka na PC (a może nawet i wliczając konsole), ale jedna z najbardziej olśniewających gier ogólnie. Taki Crysis w swoim gatunku.
Niestety, tyle dobrego nie mogę napisać na temat warstwy dźwiękowej. O ile utwory są naprawdę bardzo dobrze dobrane, a niektóre nawet zachwycają (chociaż to zależy od gustu), to o tyle komentatorzy wypadają nie najlepiej. Na początku mogą się podobać - nie przynudzają, mówią z sensem, ale z czasem zaczynają się zwyczajnie powtarzać i po którymś meczu z rzędu ma się ich po prostu dość. Co prawda nie na tyle, że ma się ochotę ich wyłączyć, ale wystarczająco, żeby ponarzekać.
Pamiętacie jeszcze o tych 10%, o których pisałem na początku tekstu? Tak? Nie będę trzymał dłużej w napięciu. NBA 2K9 byłby produktem bliższym doskonałości, gdyby nie brak opcji sieciowych w wersji na PC. Pozbawieni zostaliśmy "living rosters", za sprawą której moglibyśmy być "na czasie" między innymi ze składami (chociaż spokojna głowa, możliwe są "poprawki", już w Sieci pojawiają się odpowiednie modyfikacje). Nie mogę jednak wybaczyć Visual Concepts za okrojenie z rozgrywek LAN-owych albo poprzez Internet. Konsolowcy mogą spać spokojnie, bo ich wersja zawiera oba elementy, natomiast my, pecetowcy, miejmy nadzieję, że za rok, w wersji 2010, dostaniemy to, czego zabrakło w recenzowanej edycji. O ile takowa wyjdzie. A póki co, jeśli komuś SI nie wystarcza, pozostaje zabawa z inną osobą przy jednym komputerze - zawsze jakieś pocieszenie.
Mimo braków i błędów NBA 2k9 jest pozycją godną uwagi. Przeznaczoną nie tylko dla fanów koszykówki i ogółem sportu, ale i dla całej reszty. Wygrana meczu jest niezwykle satysfakcjonująca, doznania z rozgrywki niesamowite i pełne emocje. Ogrom możliwości i rozmaite tryby zabiorą z całą pewnością masę czasu każdemu zainteresowanemu, gdyż po prostu jest to produkt, w który chce się grać. Dobry na zarówno długie, jak i krótkie sesje przed monitorem. Moim zdaniem najlepsza wirtualna koszykówka od czasów NBA Live 2005. Aż dziw, że rodzimy dystrybutor, Cenega Poland, ma zamiar wydać tę grę dopiero w 2009 roku. Na szczęście jest jeszcze allegro czy alternatywa w postaci sprowadzenia zza granicy na własną rękę. W każdym razie warto, bo 2k9 to jest coś, co pecetowcy powinni dostać dawno temu i coś, czego do teraz EA Sports nie potrafiło zrobić. Pozycja, którą z powodzeniem mogą zasmakować amatorzy, jak i osoby, które zjadły zęby na serii NBA Live czy poprzednich odsłonach cyklu wydawanego przez 2K Sports w wersji na konsole.