REKLAMA

Need for Speed: Carbon

Zaczynam powoli czuć się jak biała myszka laboratoryjna. Jestem w równych czasowo odstępach karmiony bliźniaczo podobnymi do siebie samochodówkami od EA z nielicznymi tylko zmianami, które sprawiają, że te produkcje przyjmują formę ankiety typu "A może dodajmy to i odejmijmy tamto i zobaczmy jak teraz będzie się podobać...", "O, tak może zostać, ale to spróbujmy zmienić" itp. Więc na samym początku mogę z pełną odpowiedzialnością (nastawiając się na krytykę zagorzałych fanów serii) stwierdzić, że lepiej jest zainstalować sobie na nowo któryś z Undergroundów lub w ostateczności Most Wanted (jest co prawda najbardziej zbliżony do Carbona, ale wg mnie cechuje się najmniejszą grywalnością), bo różnice są minimalne.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Na początku był chaos

REKLAMA

Jeżeli jednak mimo wszystko czekacie z niecierpliwością na kolejne części NFS i chcecie bliżej je poznać, to postaram się Wam jak najładniej opowiedzieć o co tym razem poszło i czemu znów się ścigamy. Odzyskując w poprzedniej części nasze piękne BMW znowu stajemy na szosach przeciwko najlepszym kierowcom tego świata. Podczas jednego z wyścigów robi się nie lada zamieszanie, policja zgarnia wszystkich używając broń unieruchamiającą pojazdy i kończy się dla nas życie na wolności. Zdarzenia jednak potoczyły się pomyślnie, bo po jakimś czasie ponownie siadamy na fotelu kierowcy i ruszamy na podbój Palmont City. Po krętych kanionach ściga nas znany nam już stróż prawa (a właściwie były stróż prawa, bo przez naszą ucieczkę został zwolniony, co dodatkowo daje mu motywacje do zemsty) Cross. Z intra przerzucamy się za kierownicę i na zakończenie pościgu rozwalamy swoją piękną furę (a już się zastanawiałem pod jakim pretekstem będziemy musieli wybrać nowy wóz). Na scenę wkracza jednak Darius, który pomaga nam w ogarnięciu się po niewesołej przygodzie i później dochodzi do nas wesoła ekipa, w tym zabawny grubasek Neville i nowa dziewczyna do towarzystwa, Nikki, którzy pomogą nam w naszej karierze. Ogólnie jestem dość mile zaskoczony fabułą, bo pierwszy raz w serii przy spotykaniu nowych ludzi dowiadujemy się kolejnych faktów, a wszystko zaczyna układać się w logicznie spójną całość.

Ekipy, tereny i wozy

We właściwej części gry jesteśmy najpierw stawiani przed wyborem samochodu, którym będziemy się na początku ścigać. Nie mamy tu, tak jak nas do tego przyzwyczaiły poprzednie części, wyboru jedynie po marce, ale bardziej przy kupowaniu pojazdu patrzymy na jego rodzaj. Tak więc weźmiemy muscle, który z dużą liczbą koni mechanicznych i wysokim przyspieszeniem wygląda przerażająco, tuner, zadowalający dużą sterownością i prędkością maksymalną lub exotic, który jest niejako połączeniem dwóch wcześniej wspomnianych typów. Ciekawe jest to, że po wyjechaniu z garażu wybranym modelem możemy sobie sprawdzić go jeszcze w wyścigu testowym i w wypadku, gdy nie będzie nam się nim dobrze jeździło, spróbować coś innego.

Gdy już przez to wszystko przebrniemy, zostajemy zapoznani z zasadami w Palmont City. Miasto podzielone jest na cztery części (początkowe dostępne są trzy, a zaczynać możemy w różnych, zależnie od typu wybranego samochodu) i tylko jedna jest początkowo niedostępna. Każdy z terenów jest kontrolowany przez pewną grupę. Dopóki uda nam się więc uczynić dostępnym całe miasto, będziemy musieli zmierzyć się z kilkoma liderami grup, ci jednak zechcą się z nami zmierzyć dopiero jak po kawałeczku przejmiemy całe ich terytorium - wtedy to staną z nami do ostatecznej walki i kontrolę w danej części miasta. Wszystko więc sprowadza się do nieustannego ścigania się. Typy zawodów są zróżnicowane, a mianowicie musimy przebrnąć przez:

Circuit - najbardziej znany i rozpowszechniony tryb jazdy, mamy wyznaczoną trasę i liczbę okrążeń i po prostu musimy pierwsi dojechać do mety

Sprint - jazda z jednego punktu do drugiego, dość krótki typ wyścigu z powodu braku okrążeń i dzięki temu emocjonujący, gdy musimy wyprzedzić jeszcze paru konkurentów a meta tuż, tuż...

Drift - Jest to wg mnie okropnie męczący etap gry. Dopóki nie poczuje się dobrze swojego wozu i nie ogarnie się tego trybu czujemy się jak główny bohater filmu "Fast and Furious: Tokyo Drift", czyli ogólnie rozbijamy się po bandach. Przez pierwsze wyścigi tego typu musiałem każdy z nich zaliczać po kilkanaście razy, żeby wreszcie wyjść na prowadzenie. Poziom trudności znacznie odbiega od reszty gry.

Speedtrap - Tu również liczy się czas w jakim dojedziemy do mety, ale głównie chodzi tu o prędkość z jaką miniemy rozmieszczone na całej trasie punkty kontrolne. Przydaje się tu dobra taktyka, odpowiednie korzystanie z dopalaczy i kumpli z ekipy.

Checkpoint - Mamy do przejechania w pojedynkę odcinek miasta i dodatkowo presję na nas wywiera odliczający czas zegar, który pokazuje nam jak dużo mamy jeszcze czasu, aby dojechać do najbliższego punktu, w którym dostajemy kolejne cenne sekundy i ze zwiększonym limitem kontynuujemy szaleńczy wyścig z czasem.

Canyon Boss Race - Specjalny typ wyścigów odbywających się w wąskich kanionach. W pierwszym etapie jedziemy za przeciwnikiem i im bliżej niego jesteśmy, typ szybciej naliczają nam się cały czas rosnące punkty. Jeżeli go wyprzedzimy, to po paru sekundach prowadzenia pojedynek automatycznie się kończy. Zazwyczaj jednak dojeżdżamy do mety siedząc komuś na ogonie i przechodzimy do drugiej części w której role się odwracają i nie możemy pozwolić wrogowi na zdobycie większej liczby punktów (w rzeczywistości cały czas wyświetlony jest nasz wynik, który spada tym szybciej, im bliżej daliśmy się podejść).

To by było na tyle, jeśli chodzi o typy konkurencji. Bardzo brakuje mi wśród nich dragów, jednak zamiast tego autorzy postanowili urozmaicić nam życie wprowadzając pomoc ze strony kompletowanej przez całą grę załogi. Pomocnicy pod względem wspomagania nas podczas jazdy dzielą się na trzy grupy: Blocker, Drafter i Scout. Osobiście najczęściej korzystam z pierwszej grupy, bo po załadowaniu się paska pomocnika możemy skorzystać z niego i wtedy będzie starał się dokonać swoim wozem zderzeń z konkurentami, przez co oddala ich od wygranej. Ciekawe jest to, że po takich manewrach "blokerzy" spadają na niższe pozycje i zaraz potem błyskawicznie te straty odrabiają, żeby móc jechać tuż za nami. Kolejna grupa, drafterzy, po wezwaniu jadą przed nami tworząc tunel aerodynamiczny, dzięki któremu możemy nabrać większej prędkości. Scout natomiast jest to człowiek, który zawsze chętnie wskaże nam najkrótszą drogę na danym torze i wszystkie skróty. Do jednego wyścigu możemy wybrać sobie tylko jedną osobę z załogi. Dodatkowo w zależności od tego, kogo aktywujemy dostajemy różne bonusy, jak np. zwiększenie wygranej po wyścigu, czy zniżkę na zakup nowych części. Tak więc z ekipy warto nauczyć się korzystać, bo bez niej nasza kariera z góry skazana jest na porażkę.

Grywalność, czyli w jakim stopniu gra wciąga

Mam zwyczaj kończyć gry, jeżeli nie dla przyjemności, to z recenzenckiego obowiązku. Po tym, co przeżyłem w Most Wanted obawiałem się, że po połowie Carbon tak mi się znudzi, że nie będę miał siły w niego grać. Myliłem się, bo znudził mi się po około trzech czwartych. Po rozpoczęciu przygody w świecie wyścigów ok. godziny 21 odszedłem od monitora o ok. 3 nad ranem następnego dnia z 50% zakończonej kariery. Planowałem kolejny dzień spędzić podobnie, ale gdy pokonałem trzeciego bossa i zająłem jego teren musiałem spasować i rozłożyć grę na mniejsze porcje. Podejrzewam, że gdyby nie zapał z jakim podszedłem do tej pozycji, znudziłaby mi się ona dużo szybciej, więc w tej kwestii na pewno jest słabiej niż w Undergroundach. Przeszkadza mi też zbytni wpływ na rozwój samochodu. Może wielu uzna to za zaletę jednak mnie wkurza to, że trzeba ustalać każdy szczegół. Przy kupnie nowego spojlera czy zderzaka muszę ustalić szerokość i wysokość każdej jego części, a przy montowaniu silnika, czy nitro też wybieram dla nich odpowiednie parametry. Przy tym wszystkim idzie dostać białej gorączki, minęły już niestety czasy pierwszego Undergrounda, gdzie spokojnie wybierałem sobie z menu wyścigi i niczym się nie przejmując ruszałem w trasę, a od czasu do czasu coś tam przebudowałem, czy pomalowałem. Teraz trzeba patrzeć na zawieszenie, ustawienia klocków hamulcowych, wysokość świateł, rodzaj farbki na trzeciej fałdce w drzwiach, czy kąt nachylenia śrub w silniku (oczywiście w miarę wyliczania coraz bardziej przesadzam, ale oddaje to moją rzeczywistą frustrację) - po prostu parodia. No ale taki już mój gust, że to, co inni uważają za szczyt zaawansowania dla mnie jest po prostu wydłużeniem rozgrywki na siłę. Kolejną taką sztuczkę jest odbijanie nam zdobytych już terenów. Po zdobyciu paru fajnych osiedli możemy dostać informację, że ktoś chce się ścigać na naszych ulicach i jeżeli nie przyjmiemy wyzwania, tracimy dany obszar. Oczywiście za każdym razem stawiałem się na linii startu, ale kilkukrotne przechodzenie tej samej trasy jest co najmniej sztuczne. Dodatkowym urozmaiceniem są "Reward Cards" czyli swoiste karty z zadaniami, które zbieramy podczas odkrywania świata. Ich podgląd jest dostępny w osobnym menu, możemy tam zobaczyć co dostaniemy (najczęściej są to części wizualne do naszych fur) za zaliczenie odpowiednich wyzwań, takich jak np. utrzymanie pościgu dłużej niż przez trzy minuty i na końcu ucieczka od policji. Większość z zebranych warunków wykonałem nawet o tym nie wiedząc.

Piękne auta - tak, porządne dźwięki - nie

REKLAMA

Zmiany w grafice są przewidywalne. Nie ma jakiś wielkich innowacji. Dostajemy to, co mieliśmy już w poprzednich częściach, tylko odświeżone i odpowiednio zmodyfikowane, żebyśmy musieli kupić sobie nowe karty graficzne. Ogólnie wszystko jest tak, jak być powinno, samochody ładnie się błyszczą, animacje i przerywniki filmowe są dobrze wykonane, w takim fajnym stylu przywodzącym mi na myśl film Sin City. Nie mam też nic do zarzucenia teksturom otoczenia, które prezentują się nader poprawnie. Nieco inne zdanie mam o muzyce, która towarzyszy nam przez całą rozgrywkę. O ile ta z wspomnianych już przeze mnie Undergroundów pasowała do klimatu wyścigów i doskonale dodawała tempa akcji, tak ta obecna po prostu mnie denerwuje i najczęściej sprowadza się do tego, że puszczam sobie soundtracki z poprzednich części w foobarze, a audio w Carbonie wyłączam.

Słowem podsumowania - najnowszy Need for Speed to wciąż dobra gra zręcznościowa opowiadająca o zmaganiach w szybkich samochodach. Wprowadza ona parę nowych rzeczy i kuleje w niektórych miejscach, ale mimo to jest warto zobaczenia. Jeżeli jednak wolisz oszczędzić pieniądze, pogódź się z leżącymi na półce pod warstwą kurzu poprzednimi częściami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA