Zapamiętajcie dobrze, imię me to Neverwinter Nights 2 ("dwójkę" nadano mi ze względu takiego, iż jestem spadkobiercą "pierwszego" i kontynuatorem tego, co On zaczął). Zapamiętajcie, bo spotkamy się raz jeszcze, a wrócę wtedy z podwojoną siłą! Znany jestem na całym świecie, słyszano o mnie wiele powiastek, a także pieśni i ballady tworzono na mą cześć. Nie zyskałem jednakże tak wielkiej sławy jak mój starszy brat. Lud nadał mi nowy przydomek - Mask of the Betrayer, co w przełożeniu na mój język brzmi Maska Zdrajcy. Zdobywszy złą sławę ponownie wyruszę w wielką podróż do Zapomnianych Krain, by zacząć od nowa lub dalej ciągnąć to, co sam zapoczątkowałem! Odnaleźć swe prawdziwe przeznaczenie!
Przygotowania trwały krótko, postanowiłem długo nie zabawić w pobliskiej wiosce pełnej pań niskich obyczajów (aż żal było się rozstawać). Lepiej jednak nie być lekkomyślnym i nie ulec zbytnio rozpuście i popijawom. Trzeba mieć łeb na karku. Kto wie i gdzie na mnie czyha ktoś lub coś. Idiotą w każdym bądź razie nie jestem.
Zapewne pamiętacie moją poprzednią historię? O Królu Cieni? Dobrze, że nie każecie mi jej ponownie opowiadać. Ach... sam zaś pamiętam, jak by to było wczoraj. Dawno żem nie miał takiej przygody, tak męczącej i tak długiej. Dobrze chociaż, że ta, którą planuję wydaje się być w sam raz dla niziołka. Powinienem obrobić całą misję w jakieś... niech no pomyślę... w jakieś 15-20 godzin, nie więcej. Jak dobrze, że nie muszę znowuż ratować świata od złych czarnoksiężników, wiedźm i innych okropieństw. Już mi się to, dzięki Bogu, przejadło. Powiedziałbym nawet, że rzygać mi się od tego zachciewa. Bleee...
Chwila przerwy dobrze mi zrobiła, ale nie mogę nadto się obijać. Zdobyte dawniej doświadczenie z pewnością pomoże w wyprawie do krainy Rashemen, niedaleko której działalność pełnią Czerwoni Czarodzieje z Thay. Mogę się najpewniej spodziewać tam jakichś nowych pokrak, fantastycznych stworzeń, w sam raz do poszatkowania i na ruszt. Bitek nigdy nie za mało, a korzyści nigdy za wiele. Ponadto muszę wyruszyć też choćby do mroźnego Lasu Ashen, och jak dobrze, w końcu na coś przyda się nowy ekwipunek, który z niemałą trudnością zdobyłem niedawno. A trochę tego było (prawie cały set, tak między nami - jak ja lubię swoją skromność! :)).
Już myślałem, że zapomniałem o - dopiero co zakupionych - narzędziach i materiałach do wyrobu potionów wszelakich. Już nie ten wiek, skleroza daje się we znaki. Nie raz pomogły mi w dłuższych podróżach, a zresztą - jako świetny alchemik - nie mogę tego nie kochać robić! A zwłaszcza, że skusiły mnie poniekąd znalezione niedawno składniki, o których wcześniej ani słowa nie słyszałem. Ale czego to się nie robi, by móc posiąść nieodkryte dotąd przepisy i wynaleźć specjalne mikstury, o których nawet najwięksi alchemicy nie śnili! Może jakiejś fortuny się dorobię, jeden smok tudzież smoczyca wie.
A propo tych wielgachnych latających cudów świata - krążą plotki o jakoby istnieniu w tamtejszych rejonach smoków, na dodatek niebieskich (czarne, czerwone widziałem, ale niebieskie?!). Kolejny powód, dla którego muszę się tam wybrać! Specjalnie, aby się upewnić, wybrałem najkrótszą drogę do wróżbiarza takiego jednego cwanego niczym lis, który potwierdził owe słuchy, co mnie uspokoiło nieco, bo zamiaru na darmo iść nie miałem.
Po raz kolejny zdobędę niezbędne doświadczenie (nawet do 30 poziomu wtajemniczenia), a i będzie co wnukom opowiadać po dobranocce. Władać biegle sztyletem to ja umiałem w wieku pięciu lat, żaden wyczyn, ot drobnostka. Ale największa frajda zaczyna się, gdy już się nieco wie na temat ubijania wygłodniałych wilków mieczem albo machania toporem, mając naokoło siebie gromadę orków. Tak się przynajmniej mówiło. Ale ja jako specjalista w "cichych" zabójstwach, preferuję walkę sztyletem/sztyletami. Słyszałem, że w nowych krainach, do których pragnę wyruszyć - już niedługo - można nauczyć się wielu nowych umiejętności, a także podszkolić stare. Nawet ja w tym wieku, w którym można się na głowie doszukiwać siwego włosa, życzę sobie "małych" wyzwań. W końcu starość nie radość, więc jeno trzeba o niej zapomnieć i dać się ponieść przygodom! Młodzi tego nie rozumieją, jednak potem w wieku sędziwym pojmą me słowa.
Jako niziołek ciekawy świata, chciałbym ujrzeć jakieś nowe rasy. Przebyłem tyle ziem, że już chyba nic nie zdoła mnie zaskoczyć, a jednak spotkać jakiegoś fascynującego stwora, którego nigdy wcześniej nie widziało się na oczy, to przeżycie bezcenne. A tamtejsze tereny zapewne do większych, niż te co widziałem ostatnimi czasy, nie należą. Doszły mnie tylko słuchy, że jaskiń tam nie brak, nie ma to jak przeprawa, przez pełne czeluści i groźnych fantastycznych zwierząt, groty spowite mrokiem.
Ostatnie widoki nie bardzo przypadły mi do gustu, brakowało mi monumentalnych budowli oraz powodujących grozę i niepewność świątyń. Ponoć terytoria, na które jeszcze nie stąpnęła moja stopa, prezentować się moją ociupinkę lepiej. Oby, bo mam dosyć szarawych, bezpłciowych, pustych miast i podobnych do siebie lasów. I liczę, że woda nie będzie tam śmierdzieć! Tylko tyle? Wmawiali mi żem taki wymagający jest. Będę musiał ino popracować nad współpracą z innymi, nie wiem czemu, ale zawsze lubiłem być przodownikiem. Być może dlatego moi starzy druhowie nie chcą mnie widzieć?
No nareszcie, myślę że już wszystko spakowałem. Czek... nowe buciory są, sztylecik specjalnie na tą okazję jest, lśniące odzienie również, bochenki chleba, pasztetówki, parę złociszy na wszelki wypadek, no to chyba wszyściunio... a jak mogłem zapomnieć o trunku bogów i o kufelku mojego pradziada. To chyba na mnie pora... ciekaw jam jest, jak tam radzą sobie moi dawni towarzysze... no nic, może spotkamy się w okolicy Rashemen!