Dobry temat, niezłe wykonanie i całkiem niezgorszy pomysł - ostatnia z przygodówek wydanych w serii The Adventure Collection nie jest jedynie ubogim rodzeństwem Powrotu na Tajemniczą Wyspę, I nie było już nikogo oraz Sekretu Zaginionej Jaskini.
Gdy IQ Publishing wyskoczyło jak diabeł z pudełka z inicjatywą wydania spolszczonych kinowo, dobrych naturalnie, choć niewchodzących może do czołówki przygodówek - z radości podskoczyłem pod sam wysoki sufit. Od tego czasu na łamach Playbacku mogliście przeczytać aktualne recenzje wszystkich tytułów, choć jeden, z niewiadomych przyczyn, jakoś nam umknął. A że lubimy doprowadzać sprawy do końca - w tym numerze możecie przeczytać opis ostatniej z gier, a zarazem kolejnej, której produkcją zajęło się dobrze nam znane studio Kheops.
Podobieństw do poprzednich produkcji nie trzeba szukać przysłowiowym szkiełkiem i okiem, bo są widoczne już przy pierwszym kontakcie z grą. Akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Interfejs w stosunku do "Powrotu" nie zmienił się ani o jotę - w tym samym menu łączymy przedmioty, rozbieramy je na części i gromadzimy coraz to nowe komponenty. Wreszcie - podobny styl w grafice (choć z racji tego, że lwia część gry toczy się na księżycu dalszych podobieństw nie należy się doszukiwać) i sposób prowadzenia rozgrywki są identyczne.
Ale, do rzeczy. W grze wcielamy się w Michaela Ardana - podróżnika z iście einsteinowską facjatą, który budzi się w kapsule zmierzającej prosto na Księżyc. Wygląda na to, że jego dwaj przyjaciele jeszcze się nie ocknęli, a pojazd ma poważne kłopoty. Po opanowaniu trudności okazuje się, że obaj panowie leżą martwi. Naszym pierwszym zadaniem jest poprowadzenie śledztwa i odkrycie kawałek po kawałku - co wydarzyło się w drodze do ojczyzny Selenitów (o których jeszcze będzie mowa).
Początek naszej przygody jest cokolwiek interesujący - musimy wyregulować temperaturę, poziom tlenu, usunąć niepotrzebny balast i zgromadzić tropy, dzięki którym dowiemy się co dokładnie stało się w kapsule. Motyw ten został zresztą dobrze wykorzystany - natykając się na wskazówki co do losu martwych badaczy w specjalnej talii "zakrytych" kart pojawiają się odkryte, podpisane i z odpowiednimi ilustracjami, choć, trzeba przyznać, talia do samego końca przeplata fakty i niewiadome - tak więc historię składamy powoli, ale w miarę czasu kolejne białe plamy znikają jak sen złoty. I wreszcie - Ardan przybywa na Księżyc, który okazuje się, o dziwo, zamieszkanym i pełnym życia miejscem. Poza przedziwną fauną (i dość niebezpieczną na dodatek) napotykamy na Selenitów - lud, który rozwinął własną kulturę, język, do zrozumienia którego potrzebne jest naprawdę niezłe ucho oraz system znaków (ten również przyjdzie nam poznać, aby rozwiązać część łamigłówek).
Jeżeli miałeś przyjemność z poprzednimi grami Kheops - Journey wcale Cię nie zaskoczy zagadkami. Sporo kombinowania przy maszynach, nieco przesuwanek, mnóstwo (naprawdę mnóstwo) łączenia przedmiotów i tworzenia niestworzonych wynalazków (przydaje się nieco wiedza jak najbardziej rzeczywista) i zadań wymagających tak kreatywności, jak i inwencji. Stworzymy kilka mikstur, rozpracujemy system mowy i znaków Selenitów i stawimy czoło dziesiątkom innych, równie interesujących łamigłówek.
W grze natkniemy się na sporo elementów zręcznościowych, które jednak nie zaliczyłbym ani na plus, ani minus. Niemal na samym początku musimy zebrać cząsteczki wodorotlenku, kilka minut później, lądując na powierzchni Księżyca - jak najszybciej pozbyć się balastu, nieco dalej - skacząc po powierzchni ziemskiego satelity (co z racji innej niż na naszej planecie grawitacji proste dla bohatera nie jest) bierzemy udział w zabawnej, choć trudnej minigierce. Na szczęście - autorzy zdali sobie sprawę, jakie z nas, miłośników przygodówek kaleki i w przypływie intelektu (swoją drogą ciekawym motywatorem jest "wskaźnik" naszego pomyślunku, który możemy podnosić dzięki rozwiązywaniu łamigłówek i sensownym wyborom - dokładnie tak, jak w "Powrocie") sprawili, że nawet po śmierci Ardan odradza się w punkcie tuż przed rozpoczęciem zadania.
Grafika sprawia dobre wrażenie. Jak już wspomniałem, przywodzi na myśl poprzednie produkcje studio (to komplement, aby nie było), a przy tym jest bardzo charakterystyczna i ciekawa. Cóż - w końcu nie co dzień widzi się soczyście kolorowe księżycowe rośliny, niemal karykaturalne postaci ludzkie, niezwykłych bardziej od seks-afery w Samoobronie Selenitów i inne tajemnice Księżyca. Graficy naprawdę mieli szansę się wykazać i wykorzystali ją całkowicie. Co prawda nieco to wszystko zbyt statyczne, ale piękne i tak naprawdę niepodobne do niczego.
Podróż na Księżyc, podobnie jak i pozostałe produkcje z The Adventure Collection, trzyma się dzielnie i jest warta ceny (w ramach zachęty i promocji z mojej strony - wyjątkowo niskiej), za którą oferują nam ją panowie z IQ. Masa łamigłówek, niecodzienna fabuła (choć może nieco zbyt uboga) i charakterystyczna grafika - to naprawdę zabójcza kombinacja na długie, zimowe wieczory. Choć z tą "długością"... cóż - byłbym rad (i polon), gdyby wojaże Ardana na Księżycu trwały jednak kapkę dłużej... Stosunkowo niska, przynajmniej w stosunku do poprzednich gier, ocena wynika chyba z mojego prywatnego zaostrzenia systemu oceniania.