Internet kładzie się szerokim cieniem na nakładzie pism komputerowych. Właściwie nie od wczoraj, ale z dnia na dzień ubywa stałych czytelników papierowych periodyków, które to zalegają obecnie na kioskowych półkach. Dlaczego tak się dzieje?
Według Głównego Urzędu Statystycznego, w roku 2005, 30% Polaków posiadało Internet. Mamy rok 2007, a liczba powinna, w porównaniu statystyk, wynosić około 40%. Wychodzę z założenia, że 70 do 80 procent Internautów interesuje się grami, czy, dosadniej, "używa ich". Czyż nie łatwiej jest włączyć przeglądarkę i wejść na portal?
Odpowiedź jest jaśniutka jak słoneczko w kształcie czerwonej dłoni. Pewnie, że tak. Wpisanie paru literek jest banalne, a kupienie pisma za piętnaście złotych (nie oszukujmy się, innego dzisiaj nie kupimy, bo przeważnie nie warto), jak mogłoby się wydawać, już mniej. Wygoda, wygoda i każdej chwili szkoda… Niestety, nie. W każdym razie w większości przypadków. Trudno znaleźć portal, który oferuje całą swoją zawartość za bezcen. To z profesjonalnych portali, bo nie interesujemy się mało wartościowymi, pseudo dziennikarskimi tworami, których jedynym prospektem jest porażka lub letarg.
Mamy więc 200 stron za 15 złotych, albo "SMS za wejście". Wybieram pismo. Zresztą czyta się wygodnie, można na leżąco, stojąco, siedząco i jakkolwiek nam się chce. Nie przemęczamy wzroku, czytamy z chęcią i bez potrzeby denerwującego scrollowania tekstu. To ważne, ponieważ higiena czytania jest obecnie zaniedbywana. I tak zbyt dużo czasu spędzamy przed monitorami, by jeszcze bardziej go wydłużać. Delektując się literkami na miłym, kredowym papierze…
Czytamy recenzje gier, które swoją premierę miały już jakiś czas temu. To główny zarzut, jaki postawić można pismom. Jeżeli data premiery nie pokrywa się jakoś z oddaniem tekstów do druku, to musimy czekać na następny numer. A nieraz się zdarzy, że dawno tytuł ukończymy, kiedy to recenzja ukaże się w "najnowszym" numerze pisma. To boli. Zwłaszcza tych, którzy kupują (ha, ha…) wszystko na bieżąco. Portale wysuwają się na prowadzenie, mamy więc dwa do jednego.
W dobie Internetu, kiedy pisać może każdy - i uzdolniony fachowiec i znudzony życiem grafoman - jakość pism jest niepodważalna. Wiadomo, że będzie ona generalnie na poziomie zadawalającym. Możemy nie zgadzać się z opinią autora, ale sam tekst nie będzie wydumany i wyciągnięty z nikąd. Możemy podważać ocenę, jaką gra uzyskała, ale w większości przypadków nie mamy prawa zarzucić nic złego umiejętnością redaktora. Portale prezentują poziom przeróżny, raz lepszy, raz gorszy i trzeba liczyć się z tym faktem. Remis; po dwa.
Mianem bramki samobójczej uznać można fakt, że pisma tworzą portale, gdzie udostępniają część artykułów. Nie wiem na ile zachęca to ludzi do wyjścia po wersję na papierze, ale, cóż, pewnie niewielu. To żadna wada pism, ale trochę, jak napisałem, przypomina mi to bramkę samobójczą. Może to pomaga, nie jestem specem i nie mam dostępu do statystyk takich portali, ale, moim zdaniem, użytkownicy składają się albo ze stałych czytelników owych pism, albo ogólnie portali.
Tymczasem pisma po straconej bramce samobójczej nie próżnują. Mowa o statystykach. Gadanie, że portal ma x unikatów nie przedstawia jego prawdziwej odwiedzalności. Jeżeli taką samą skalę wprowadzić dla pism, to każdy, kto muście okładkę, byłby wliczany do licznika. Mamy więc wejścia i nakład. Porównywanie tych dwóch jest, jak dla mnie, niesprawiedliwe. Nakład naliczony portalom byłby po przeczytaniu jednego, czy paru artykułów, a nie paru newsów w formie notatki.
Doszliśmy do notatek. Są zwolennicy napakowanych informacjami notek i są również długich, tzw. opiniotwórczych artykułów. Czasem potrzebujemy rzucić okiem na datę wydania jakiejś gry, a czasem dowiedzieć się czegoś więcej, ujętego przy okazji w ciekawą formę, na przykład wywiadu. Tu rozdzielają się drogi portalu i pisma, a każde idzie w swoją stronę. Nie możemy porównywać tych rzeczy, ponieważ założenia są zbieżne.
Ostatnią rzeczą jest pojemność. Pismo jest ograniczone stronami, portal, co prawda, serwerem, ale to nie jest przeszkodą do zamieszczania dem i wszystkich wydawanych screenów w dobrej rozdzielności. Obrazki w pismach są często małe, a ich ilość niewielka. Wniosek jest prosty: potrzebujemy zrzutów z gier - szukamy w Internecie.
Tym oto sposobem mamy wynik cztery do trzech dla portali. Nie wszystkie "bramki" się równoważą, ale sumując poszczególne punkty mamy takiż to wynik. Czy to dobrze? Dla mnie, wiernego obrońcy słowa drukowanego, nie. Trzeba czytać, ale czytać zdrowo i z głową. Tekst na monitorze razi po oczach, które psują się równie dobrze jak wszystko inne. Nie możemy przesadzać. Pewnym rozwiązaniem jest drukowanie tekstów, ale może to być ponad czyjeś możliwości. Oczywiście portale nie są ani fe, ani be. Trzeba jedynie poznać zdrową granicę.
Na koniec jeszcze jedno pytanie - czym jest zin? Jest wypadkową wad i zalet portali, jak i pism. Skoro możemy mieć dobre teksty za darmo, to dlaczego chociażby nie drukować by ich? Jeżeli nie mamy pieniędzy, a chcemy poczytać teksty, może nie równającym się poziomowi zawodowego dziennikarza, to co najmniej dobre. Ot, taka reklama i zachęta. :)