Go. go. Power Rangers! Któż z Was nie krzyczał donośnie tych słów, wprost z popularnego niegdyś (dziś być może też, w każdym razie dalej kręci się nowe serie) serialu? Pierwsze sezony Power Rangers to perełki - denna fabuła, nędzna gra aktorów, kartonowe miasta, plastikowe zordy. No i Mięśniak i Czacha! Aż się łezka w oku kręci. Że też takie badziewie ruszało mnie, jak miałem te 7-8 lat...
Powstało już wprawdzie kilka gier z "Power Rangers" w tytule, w tym większość na konsole przenośne, ale Super Legendy to pierwsza gra, która zawitała także na pecety. I bardzo dobrze, że zawędrowała w te rejony. Jest na tyle dobra, że nie zostanie wyśmiana przez pięciolatków. Poza tym - dawno nie miałem okazji pograć w dobrą platformówkę, a ta jest chyba pierwszą od czasów Duke Nukem Manhattan Project, która mnie wciągnęła.
Jesteśmy świadkami powrotu do świata żywych złowieszczego lorda Zedda, głównego serialowego "bad boya". Tym razem chce on zniszczyć wszystkich wojowników Power Rangers i wykreślić ich z historii. A trochę tych "Strażników Mocy" było, sądząc po ilości serialowych sezonów.
By stanąć Zeddowi na drodze, wcielimy się kolejno w różnych wojowników, by zetrzeć w proch różnych sługusów zła. Wspomnę tylko, że wojownicy ci nieco różnią się od siebie "potencjałem" w niektórych cechach i podczas gry możemy je rozwijać do określonego poziomu. Szkoda tylko, że wszyscy z nich mają taką samą gamę ciosów.
Należy dodać, że dostępne ruchy opisane są w instrukcji, co ułatwia zadanie tym ambitniejszym. Ci mniej ambitni (jak np. ja) będą musieli jednak zmagać się z wszechobecnym chaosem towarzyszącym walkom. Może to ja nie jestem tak rozwinięty manualnie jak dzisiejsza dzieciarnia, ale cały czas miałem wrażenie, że wszystkie ciosy wyprowadzam tak przypadkowo, bez ładu i składu. Później pojąłem, o co biega, ale i tak nie panowałem nad ruchami swej postaci w 100%.
Jednak walki z hordami płotek to nie wszystko - oprócz tego pojedynkujemy się także z bossami, doskonale znanymi fanom serialu (sam, choć oglądałem tylko dwie pierwsze serie, skojarzyłem parę z postaci). Te jednak są niespecjalnie rajcujące, polegają wyłącznie na zręcznym uciekaniu ciosom i klepaniu ich tychże bossów, ile fabryka dała, gdy dostaną ataku "maniakalnego śmiechu geniusza zła".
Jeszcze gorzej sprawa ma się z pojedynkami megazordów, z którymi wiązałem największe nadzieje. Niestety, polegają one jedynie na wciskaniu kursorów w odpowiedniej kolejności w celu wyprowadzenia ataku bądź obrony przed szarżą wroga. Gorzej się nie dało tego zrobić, zaiste.
Te ostatnie są bardzo proste, jednak reszta gry jest o wiele bardziej nierówna. Gdy na ekranie przeciwnicy mnożą się jak króliki, ciężko zachować zimną krew. Poczucie chaosu potęguje się z każdą chwilą, a pasek zdrowia wprost proporcjonalnie spada na łeb, na szyję. Dzięki jednemu prostemu mykowi gra jednak staje się wprost banalna - mamy nieograniczoną liczbę żyć. Genialne rozwiązanie, żadnych ciśnień, że będziemy musieli powtarzać poziom.
Sprawy nie ułatwia zaś sterowanie, moim zdaniem nieco przekombinowane. Co jak co, ale 8 klawiszy (oprócz kursorów)? Trochę to dużo. Z początku próbowałem grać na klawiaturze, ale szybko zrozumiałem, że to bardzo kiepski pomysł. Po pierwsze - bo skonfigurowanie sterowania jest albo niemożliwe, albo jest tylko dla wybrańców, skoro nawet ja nie wpadłem, jak zmienić obłożenie klawiszy. Po drugie - domyślne konfigurację twórcy mogą sobie wsadzić - wiadomo, gdzie. Po trzecie - wspomniana liczba klawiszy. Po odkurzeniu pada jednak zabawa nabrała rumieńców - wszystko stało się prostsze, mniej denerwujące, bardziej przejrzyste. A to uczucie po wyprowadzeniu powalającego kilkukrotnie combo - bezcenne!
Warto wspomnieć też o możliwości gry we dwójkę przy jednym komputerze, gdzie każdy z graczy przejmuje stery jednego z wojowników, a podczas pojedynków megazordów współdziałają w celu eliminacji przeciwnika.
Dzieciakom (przynajmniej tym niewychowanym na najnowszych strzelankach) z pewnością spodoba się grafika, wzorowana na komiksową. Gruba kreska, mnóstwo żywych kolorów, widowiskowe eksplozje - jest czym cieszyć oko (i to bez mocarnego sprzętu, wymagania są dosyć niskie jak na dzisiejsze standardy). Podobnie jest z muzyką - żywe, rockowe granie tylko zachęca do dalszej walki.
Na uwagę zasługuje też fakt, że gra jest w pełni spolszczona, tzn. oprócz napisów występuje też dubbing. Głosy podłożone pod postacie są naprawdę dobrze dobrane, niektóre można też poznać z serialu. Polonizacja jest dobra, zrobiona z jajem i polotem. Tłumacz nie bał się tu i ówdzie wcisnąć np. słowo "frajer" (nie zważając na dopiero kształtującego się młodego człowieka jako odbiorcę :) ).
Co by tu dużo i mądrze nie mówić - Power Rangers: Super Legendy to gra najzwyczajniej w świecie dobra. Żadnych fajerwerków, żadnego trzęsienia ziemi czy innego globalnego kataklizmu - ten tytuł nie miał zachwycać i tego nie robi. Jedynym jego zadaniem jest dobrze bawić i te spełnia naprawdę świetnie. Tak, mogło być lepiej, ale kogo to obchodzi? I tak jest aż za dobrze.