REKLAMA

"Problem trzech ciał" jest najważniejszym serialem twórców "Gry o tron" - recenzja

"Problem trzech ciał" to nowy serial ekipy od "Gry o tron" (wzbogaconej jeszcze o Alexandra Woo). To może być jeden z najważniejszych seriali w ich karierze. Czy jest tak dobry, jak możemy oczekiwać? Sprawdziłem to.

problem 3 cial netflix opinia
REKLAMA

Jest taka anegdota, że gdy ważyły się losy „Gry o tron”, Michael Lombardo, jeden z dyrektorów HBO spotkał Dana Weissa na siłowni. Przyszły showrunner trenował właśnie na rowerku i jednocześnie czytał „Pieśń lodu i ognia”, a egzemplarz jego książki nosił ślady intensywnej lektury – był pogięty, pozawijany i pełen pozaznaczanych fragmentów. Lombardo mówił, że to właśnie wtedy, gdy uświadomił sobie, że Dan Weiss i David Benioff poświęcają swojemu serialowi każdą wolną chwilę i żyją książką, którą chcą zekranizować, zapadała decyzja, by dać im pieniądze na stworzenie pilota „Gry o tron”.

Weissowi i Benioffowi udało się przenieść na srebrny ekran wielotomową, wielowątkową opowieść, która - również za sprawą bezprecedensowej brutalności - wydawała się ekstremalnie trudna do ekranizacji w telewizji. Zwłaszcza że po doświadczeniach z „Rzymem” HBO każdego dolara wydanego na gigantyczną produkcję kostiumową oglądało z każdej strony. Dalsze losy serialu są znane. „Gra o tron” okazała się gigantycznym sukcesem i dopiero pod koniec emisji widzowie zaczęli zauważać spadającą jakość scenariusza. I mimo wielu lat świetnych recenzji i absolutnie doskonałej oglądalności Weiss i Benioff nagle znaleźli się pod pręgierzem. Zarzucano im przede wszystkim, że gdy skończył się materiał źródłowy, czyli książki Martina, showrunnerzy nie umieli poradzić sobie z mnogością wątków i rozwojem postaci, doprowadzając do niesatysfakcjonującego i naciąganego finału.

Benioff i Weiss znaleźli się więc w dość nietypowej sytuacji. Z jednej strony mieli status legend telewizji, bo z brawurowo przenieśli na ekran ekstremalnie trudną do zaadaptowania powieść, a z drugiej musieli mierzyć się z krytyką, że ich sukces to w gruncie rzeczy sukces Martina, a oni sami jedynie wykorzystali doskonały materiał źródłowy. Co oczywiście nie jest prawdą. Przynajmniej nie do końca.

Bez względu na oceny zakończenia „Gry o tron” jej twórcy stali się gorącymi nazwiskami na serialowym rynku. Każda platforma streamingowa i każda telewizja chciała przecież powtórzyć sukces HBO. Wygrał Netflix, a Benioff i Weiss połączyli siły z Alexandrem Woo i zdecydowali się zekranizować „Problem trzech ciał”. Dla twórców „Gry o tron” będzie to prawdopodobnie najważniejszy serial w karierze, bo to on ma pokazać, czy są w stanie powtórzyć swój sukces, czy też może rację mieli krytycy, którzy wyszli spod ziemi w okolicach 6. sezonu hitu HBO.

REKLAMA
Problem trzech ciał - Netflix

Problem trzech ciał – recenzja

Najostrzejsi krytycy nie mieli racji. „Problem trzech ciał” to bowiem serial, który udowodnił, że Weiss i Benioff poprawnie radzą sobie z adaptacjami, nawet bardzo trudnymi. Bo powieść, którą postanowili zekranizować, to przede wszystkim dzieło dla fanów „twardego” (choć tu lepiej pasuje słowo „suchego”) science fiction. Świetnie, choć dalekie od ideału.

„Problem trzech ciał” zaczyna się do makabry. Najpierw oglądamy brutalną scenę egzekucji w czasie rewolucji kulturalnej w Chinach, następnie kolejną zbrodnię, tym razem już współczesną. Oto ginie genialny fizyk, jeden z tych naukowców, którzy posuwają do przodu wiedzę o świecie i dokonują spektakularnych odkryć, które w konsekwencji posuwają naszą cywilizację do przodu. Szybko okazuje się, że to nie pierwsza tajemnicza śmierć człowieka nauki, a międzynarodowe śledztwo w tej sprawie prowadzi tajemniczy detektyw o podejrzanie dużych kompetencjach (w tej roli niesłychanie charyzmatyczny Benedict Wong).

Sprawa jest poważna, tajemnicza i międzynarodowa.

Nieoczekiwanie w jej centrum staje paczka przyjaciół, którzy znają się jeszcze z (prestiżowych) studiów, a których losy w mniejszym lub większym stopniu kształtowała nauka, a konkretnie fizyka. To bardzo popularna we współczesnych serialach klisza, aby opowiadać losy tak zwanej rodziny z wyboru, która jednoczy się, aby rozwiązać poważny problem i przetestować swoje nadwyrężone więzi.

Na dalszych, ale równie istotnych planach obserwujemy tajemnicze organizacje ponadnarodowe, dziwną parareligijną grupę, a także trochę retrospekcji z najciemniejszego okresu komunistycznych Chin. W nowym serialu Netfliksa w oczy rzuca się przede wszystkim rozmach. Wielka intryga, w której chodzi o los planety przeplata się z intymnymi historiami bohaterów żyjących na szczycie kapitalistycznego i naukowego łańcucha pokarmowego. Chętnie opowiedziałbym dokładniej, na czym ta wielka intryga polega, ale niestety ograniczają mnie zasady embarga, narzucone mi przez Netfliksa.

3 Body Problem. Episode 101 of 3 Body Problem. Cr. Courtesy of Netflix © 2024


Warto tu jednak podkreślić, ze „Problem trzech ciał” na podstawowym poziomie jest metaforą dwóch zagadnień, z jakimi próbuje poradzić sobie współczesna cywilizacja dla uproszczenia zwana „zachodnią”. Chodzi rzecz jasna o kryzys klimatyczny i stosunek, jaki może mieć jednostka w obliczu nadciągającej katastrofy. Interesujące w tej metaforze jest przede wszystkim to, że całą opowieść widzimy tu z perspektywy naukowców, którzy są (dosłownie) na pierwszej linii frontu walki z nadchodzącym zagrożeniem.

Więcej o nowym serialu twórców "Gry o tron" poczytasz na Spider's Web:

Problem trzech ciał w praktyce

Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo z jednej strony to poprawny serial, który pracuje na bardzo trudnym materiale źródłowym. Musi radzić sobie z ograniczeniami budżetowymi, gatunkowymi i przede wszystkim przełożyć tę niełatwą powieść na język popularnego medium. Świetnie radzi sobie tutaj obsada aktorska, bo na ekranie pojawia się choćby Liam Cunnigham („Gra o tron”) czy John Bradley (również „Gra o tron), a niezłe występy notują także Eiza Gonzalez („Baby Driver”) czy Alex Sharp („Proces siódemki z Chicago”).

Problemy produkcji Netfliksa zaczynają się pojawiać w okolicach 3. odcinka, gdy serial ujawnia, o co chodzi w intrydze. Ta okazuje się nie tyle nawet banalna, co bardzo mało angażująca. Zagrożenie jest poważne, ale na tyle odległe, że nie budzi realnej grozy. Nie pomaga tu także fakt, że z czasem interesujący bohaterowie okazują się, cóż, papierowi, a ich relacje oczywiste i zrealizowane powierzchownie. Nie chcę przez to powiedzieć, że coś tu nie działa, bo z na poziomie scenariusza wszystko jest w porządku. Niestety, wszystko to, co widzimy na ekranie w mniejszym lub większym stopniu inne seriale realizują lepiej.

problem 3 cial
Problem trzech ciał
REKLAMA

Po 2 pierwszych odcinkach mija zachwyt nad poziomem realizacyjnym, intrygującym zawiązaniem akcji, a zaczyna pojawiać się nuda. Coraz dokładniej widać powierzchowność produkcji. Nawet realizacja jakoś blaknie. Coraz bardziej rzuca się w oczy, że zatłoczone place są jakby puste, piękne rządowe wnętrza pełne są statystów, a nie prawdziwego, żywego tła. Widać to bardzo, gdy zagrożenie dla Ziemi staje się realne, a twórcy chcą pokazać za pomocą serwisów informacyjnych, jak reagują na to zwykli zjadacze chleba – to właśnie wtedy okazuje się, że twórcy nie tylko nie mają nic głębszego do powiedzenia, ale nawet, że nie potrafią pokazać więcej niż kilki generycznych obrazków, jakby pochodzących ze stocków wideo.

Odnoszę wrażenie, że produkcja ma wszystko, czego potrzebuje udany serial, ale nie potrafi wykorzystać swoich atutów, aby zrobić dobry serial na miarę 2024 roku. Może brzmi to dość surowo, ale współczesny widz szybko zobaczy, że jeśli świetnemu pomysłowi i przyzwoitej realizacji nie towarzysza sprawne tempo, pełnokrwiści bohaterowie i realne zagrożenie, to zmieni kanał lub serwis.

„Problem trzech ciał” to produkcja bardzo osobliwa i wbrew recenzenckim narzekaniom, warto dać jej szansę. Choćby po to, aby zobaczyć, jak radzą sobie uzdolnieni twórcy i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy istnieje życie po „Grze o tron”. Odpowiedź nie jest może jednoznaczna, ale to jest w tym wszystkim najciekawsze.

Premiera serialu już 21 marca w serwisie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA