Sprawa z nowym dzieckiem Monolithu jest bardziej zagmatwana niż się wydaje. Otóż, studio odpowiedzialne za pierwszego F.E.A.R.-a nie ma praw wyłącznie do tytułu, a do całej reszty - już tak. Sierra/Vivendi, posiadając prawa do nazwy pierwszej części "strachu", zleciło Timegate studios - twórcom pierwszego oficjalnego dodatku do dzieła Monolithu - zrobienie drugiego, tym razem już w pełni samodzielnego, niewymagającego podstawki, pod nazwą Perseus Mandate (premiera na dniach). Natomiast ojcowie Shogo, AvP2 czy NOLF-a grzebią przy pełnoprawnej kontynuacji F.E.A.R-a, o tytule innym, ale brzmiącym dumnie i tajemniczo: Project Origin.
F.E.A.R. 2, jeśli kiedykolwiek wyjdzie, nie będzie fabularnie dalszym ciągiem First Encounter Assault Recon, a grą o historii zgoła innej, a jakiej? To już nas - przynajmniej teraz - nie interesuje (czekamy na odwet Vivendi). Przyjrzyjmy się bliżej właśnie Project Origin, który de facto jest prawowitym sequelem "strachu".
Zanim przejdziemy do konkretów warto poświecić słówko, a nawet dwa słówka, samemu tytułowi i skąd taki znalazł się w umysłach twórców. Monolith zrobiło niespodziankę i to nie oni wymyślili odpowiednią dla kontynuacji F.E.A.R.-a nazwę, a gracze. W finale konkursu znalazły się trzy tytuły, ale o miano tego "pierwszego" walczył właśnie Project Origin i - wielki przegrany - Death Echo, a wynik - mówić chyba nie trzeba - już znamy. Podobno najbardziej pasuje do tajemniczej fabuły, o której na razie grobowa cisza i raczej nieprędko przyjdzie nam poznać co ciekawsze szczegóły. Jedyne, co teraz wiemy to to, że Alma będzie widniała na ekranach naszych monitorów częściej i w jeszcze bardziej makabrycznej formie. Grrr... brzmi strasznie i zachęcająco, nieprawdaż? Zwłaszcza, że pierwszą odsłonę trudno było nazwać rasowym horrorem, bo zwyczajnie nim nie była, jeno zawierała szczyptę grozy rodem z japońskich filmów (Alma = dziewczynka z "Ringu"). Bardziej też utożsamimy się z głównym bohaterem, który nie będzie tylko postacią "bez życia" niczym kot, Church, z książki Kinga po wyzionięciu ducha (kto wie, ten wie).
Monolith spróbuje jeszcze mocniej przemówić do graczy i po raz kolejny stworzy kolaż FPS-a z elementami horroru, tyle że w nieco większych i mocniejszych dawkach, powodujących dużo częściej dreszcze i drgawki, wraz z potem spływającym po mokrym ciele. Mrocznie, krwisto, strasznie - tak ma być. A czy spełnią się obietnice? Czy Alma, która już po trochu w expansion packu, Extraction Point, "wypaliła" się, będzie nadal powodować u nas przerażenie i okaże się przyczyną szokujących wizji, tkwiących w naszych głowach jeszcze na długo po wyłączeniu komputera? Teraz trudno cokolwiek wróżyć, po pierwszym pokazie gameplaya (tak, dobrze słyszycie!) będzie albo tak samo, albo lepiej (czyt. straszniej). Już bez Paxtona Fettela, ale z dwa razy więcej Almy, powinno naszym sercom i nerwom, by nie wysiadły, wystarczyć. Czyż nie?
Alma Almą, ale ukażą się nam nowe, czyhające w mrokach różnych zakamarków, potwory z piekła rodem, w tym widoczny na screenie nowy przeciwnik, a dokładniej mówiąc - urywek z pierwszego stopnia spotkania z odrażającymi zębiskami i nieświeżym oddechem oraz wyciekającą z ust czerwoną mazią. Będzie gorąco i czuję, że litrów potu po godzinach obcowania z Project Origin ubędzie..
Pamiętacie te widowiskowe i efektowne strzelaniny w pierwszym F.E.A.Rze? I tym razem możecie spać spokojnie (czy aby na pewno?), bo niech mnie gęś kulawa w rzyć kopnie, jeśli będą one gorzej niż w poprzedniczce zrealizowane. Ma być pełno świszczących kul, masę bullet-time'u i czystej jatki z bryzgającą po ścianach posoką! Jedno jest pewne - sequel pod tym względem będzie trzymać ten sam wysoki poziom, a dodatkowo więcej małej, bladej dziewczynki to już mamy murowany hicior (biorąc pod uwagę sukces "jedynki"). W końcu to walki były kwintesencją pierwszego "strachu".
Na pierwszym filmiku mogliśmy też zobaczyć możliwości podrasowanego engine'u poprzedniczki. Nie jest to żadna rewolucja, a jedynie dopracowany kod zdolny wygenerować nadal bardzo ładną i - co ważniejsze - klimatyczną grafikę, a także zapierające dech efekty specjalne (utrzymujący się kurz, latające strzępki kartonów, to, co - chyba większości - podobało się w pierwszej części najbardziej, jeśli mowa o wizualiach). Nie bójta się, do premiery jeszcze ho-ho i więcej czasu, a już teraz wiadomo, że zobaczymy możliwości kart zgodnych z PS 3.0. Niektórzy mogą się wydawać rozczarowani szatą graficzną na pierwszym pokazie Project Origin, ale widać, że modele postaci mają więcej polygonów, a gra świateł i cieni trzyma poziom. A jeśli dodać do tego nowinki technologiczne, to mamy całkiem udaną i wykwintną oprawę. Bo, co więcej? Ta gra ma budować nastrój, a nie powalać i rozkładać na części pierwsze (a przynajmniej nie tym razem).
Premierę zapowiedziano dopiero na rok 2008, więc zanim ujrzymy w pełny grywalny produkt, choć już wygląda na taki, upłynie sporo rzeki w Warcie, a po tym czasie Project Origin może wydawać się już tylko odgrzewanym kotletem i trudno będzie się wybić, mając na karku sporą konkurencję. Ale czy damy radę oprzeć się kuszącej propozycji Monolithu? Na pewno nie przyjdzie to z łatwością, zmiany mogą zajść tak daleko, że po sześciu miesiącach, może dziewięciu, a może dwunastu nie poznamy tego "starego" PO, którego mogliśmy zobaczyć w akcji całkiem niedawno. Pierwsze kroki posunięto, nowy hud i jak najbardziej możemy zapomnieć o apteczkach. Niewinnie się zaczyna, a skończyć może na czymś większym... Ja z pewnością i bez ukrycia dam szansę nowej Almie.