Tematyka drugowojenna ciągnie się za nami jak przysłowiowy smród za pospolitym ruszeniem. Gdzie nie spojrzeć tam albo sowieci, albo Alianci. Jeżeli nie walczymy na froncie zachodnim, to pewnie na wschodnim, a skoro już dowodzimy załogą czołgu to albo Pantery, albo T-34. Czy producenci zauważyli już, że nic więcej z drugiego konfliktu światowego wycisnąć się nie da, czy świadomi tego, mimo wszystko liczą na sukces swojego kolejnego shootera?
Kiedyś, relatywnie, jak na rynek gier komputerowych, już dość dawno temu, było inaczej - triumfy święcił Panzer General, a nikt jeszcze nie porywał się na kolejne FPS-y drugowojenne. Bezpieczniej było zrobić coś futurystycznego, coś typu Quake albo Doom. W każdym razie, strategie wojenne były dość często spotykane, ponieważ jak na ówczesne czasy o wiele łatwiej było stworzyć po prostu planszę i parę skryptów dla komputera. Wspomniany właśnie Panzer General, który wyszedł w roku 94. stał się grą-legendą wśród turówek i to nie tylko wojennych. W czasie kiedy jeszcze nikt nie słyszał nawet o Heroesach (przypomnę, że pierwsza część wydana została w 95, a prekursorka serii - King's Bouty - w 90), to właśnie PG stał się grą numer jeden wśród strategii.
Potem było długo, długo nic. Dopiero rok 99. rozpoczął to, czego dotyczy ów artykuł. Medal of Honor uznać można za pierwszy shooter nowej (wtedy nowej) generacji, chociaż wydany został na Szaraka. Gra była bardzo dobra, co przełożyło się na popularność i wyniki sprzedaży. Dniem 11 listopada (oficjalna premiera pierwszego MoH) zaczęła się, chwała Bogu kończąca się już, era drugowojennych FPS-ów. Ileż to takowych serii wyszło, ciągnących się niczym Simsy, z setkami dodatków przynoszącymi na myśl Heroes 3.
Wiele recenzji shooterów pewnie przeczytanie w tym numerze Playbacku. Skoro trafiły do działu Temat Numeru to oznacza to ni mniej, ni więcej to, że są dobre. Pewnie wtórne i mało historyczne (jak to dzisiaj bywa niestety), ale standardowo poprawne. Bo tak właściwie przecież FPS nie musi być realistyczny, ale dobry graficznie. Na palcach jednej ręki policzyć można te innowacyjne i przeważnie będą do gry typu Doom, które z tematyką II WŚ nie mają wiele wspólnego. Dobry FPS to dobra grafika. Far Cry, Doom 3 (którego uznaję za początek nowego rozdziału w shooterach, ale to temat na osobny artykuł) czy chociażby Call of Duty. To one święciły sukcesy na rynkach. Dlaczego? Czy było w nich coś oryginalnego? Skądże. Była grafika. To samo jest w BioShocku [żarty sobie robisz;) - Volt.].
Shooter to przede wszystkim rozgrywka niewymagająca od gracza zbyt wiele filozofii. Nie da w kość szarym komórkom jak Planescape, nie wyćwiczy palców jak zręcznościówka, a w nowych FPS-ach akurat tyle jest celowania, co w nowych strategiach myślenia. Drugowojenne shootery nie bazują tak na celności jak futurystyczny Quake. Może klimat? Gra drużynowa? Coś w tym jest. Rzadkością jest w chociażby ET, najpopularniejszej sieciówce w tym klimacie, tryb "solo", czyli jeden na jednego.
Symulatory z czasów Drugiej Wojny Światowej to osobna bajka. Te są strawne i ogólnie nie są klonami samych siebie. Prowadzenie do boju czołgu, samolotu, czy łodzi podwodnej jest dobrą rozrywką. Zdecydowanie lepszą niż przeprowadzanie po raz kolejny lądowania w Normandii, jakkolwiek by ono nie wyglądało. Jakby wszyscy uparli się na tą nieszczęsną Normandię. Nie od wszystkiego więc co związane z owym konfliktem, którego nazwy już nie mam siły wymienić, należy uciekać.
Drodzy producenci gier! Apeluję do Was, byście przestali zaprzątać sobie głowy II Wojną Światową. Czas wrócić na łono, powiedzmy, symulatorów, skoro tak bardzo tę wojnę lubicie (Pirx się chociaż ucieszy). Lecz jeżeli nie, to powiem Wam coś od serca. Kończ Waść, wstydu oszczędź.