REKLAMA

Recenzja - BloodRayne

Od zawsze jasne i logiczne jest, że człowiek przewyższa na Ziemi wszystkie znane stworzenia. Nie jest on jednak z całą pewnością istotą doskonałą. Czemu więc nie sięgnąć po coś, co istnieje tylko w naszej wyobraźni, a przedstawione jest jako kreatura pozbawiona wielu ludzkich wad? Wszelkich mutantów mamy mnóstwo w literaturze, filmach, czy grach. Jeśli chodzi o tą ostatnią kategorię, to częściej zdarzało nam się chyba zwalczać odmieńców, niż stać po ich stronie. Czasami pojawia się jednak sytuacja, że postaci z nadnaturalnymi zdolnościami i modyfikacjami stoją po obydwu stronach barykady. Doskonałym przykładem takiego biegu wydarzeń jest gra ze stajni Terminal Reality - Bloodrayne.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Wszystko zaczęło się od historii pewnej dziewczyny, Rayne. Pewien wampir ośmielił się zgwałcił jej matkę i w ten sposób przyszła na świat rudowłosa morderczyni, która odziedziczyła zalety ojca bez posiadania wad jego gatunku. Bardzo podobną sytuację można skojarzyć z trylogii "Blade", w której Wesley Snipes wciela się w postać pół-wampira polującego na bestie podobne do tej, przez którą nie pozostał normalnym człowiekiem. Rayne postępuje dokładnie w ten sam sposób, skutkiem czego po jakimś czasie wstępuje do organizacji Brimstone Society, której głównym celem jest likwidowanie sztucznie "ulepszonych" bestii. Dwie misje naszej bohaterki, w których dane nam będzie jej towarzyszyć, dzieją się w okresie międzywojennym i są oddzielone od siebie o pięć lat. To, co je łączy, to pewien Niemiec, który jest naszym głównym wrogiem i jednocześnie od dawna dąży do odnalezienia tajemniczych artefaktów pozwalających mu uzyskać nadnaturalne zdolności i przywołać potężną bestię, Beliara - Jurgen Wulf. Dążąc do zabicia szaleńca, zabójcza agentka o kryptonimie Bloodrayne przemierzy wiele terenów należących do nazistów i, jak to bywa w standardowej strzelaninie umiejscowionej podczas trwania drugiej wojny światowej lub na krótko przed nią, wymorduje tylu przedstawicieli Trzeciej Rzeszy, że prawdopodobnie sama wygrałaby całą wojnę.

REKLAMA

Wypada zatrzymać się nieco dłużej przy samej postaci głównej bohaterki. O ile w grach FPP ciężko jest zasadniczo, poza przerywnikami filmowymi, oglądać w pełni kierowaną przez nas postać, o tyle obserwując akcję z perspektywy trzeciej osoby, widzimy ją w pełnej okazałości. Nie ma więc nic dziwnego w fakcie, że męska część populacji graczy woli wcielać się raczej w agentki, niż agentów. Zaskakuje fakt, że do momentu wydania Bloodrayne, jedyną postacią, która wywołała tak żywe zainteresowanie była Lara Croft. Ta kobieta już swoje lata ma i zapewne wielu z Was znudziła się na tyle, że przechodzenie kolejnej części jej przygód staje się po prostu nudne. Natomiast Rayne nie jest już taką grzeczną dziewczynką, jak nasza pani archeolog. Kusi urodą, figurą (tak wiem, to nie ona kusi wyglądem, tylko graficy polygonami ;] ) i ciętym językiem. Poza tym, sporo jest w grze drobnym smaczków, których główną twórczynią jest właśnie bohaterka - przykładem mogą być teksty wygłaszane podczas eksterminacji wrogów takie jak "Ciszej kochanie, co sobie pomyślą sąsiedzi?" lub oblizywanie ostrzy z krwi.

Skoro wspomniałem już o dwóch długich nożach przyczepionych do przedramion naszej dhampirzycy, nie mógłbym nie wspomnieć o reszcie arsenału. Wśród morderczych zabawek znajduje się ponad trzydzieści różnych broni używanych w tamtych czasach, m.in. lugery, garandy, czy Panzerfausty. Jako że Rayne plecaka nie posiada, to ilość noszonej przez nią broni jest ograniczona (choć oczywiście i tak kilka karabinów musi się gdzieś zmieścić, więc pewnie są poukrywane po nogawkach lateksowego kostiumu, bo gdzieżby indziej?) i dość często wymienia się ekwipunek na nowy, znaleziony przy walających się wszędzie ciałach. To, czego nie zmienimy na lepszy model, to naturalne kły bohaterki, ostrza i harpun, którym można skutecznie przyciągać wrogów, by lekko ich ponadgryzać lub pociągnąć z półobrotu. Likwidacja Niemców i wszelakich rodzajów wytworów ich badań genetycznych przebiega niespodziewanie łatwo. Głównie dzieje się tak dzięki zastosowaniu automatycznego celowania, nawet do dwóch różnych postaci jednocześnie, gdy tylko mamy w każdej ręce jakąś giwerę. Gra jest przeniesiona z konsol (gdzie jednak jej popularność była dużo mniejsza), więc takiemu rozwiązaniu nie ma się co dziwić. Nigdzie za to nie ma ani jednej apteczki. Jak na pół-wampirzycę przystało, pasek życia uzupełnia się poprzez zatapianie kłów w szyi ofiary i sączenie jej krwi. Co ciekawe, im bardziej uszkodzimy delikwenta, tym mniej potem zostanie nam do picia. Gdy już się na niego rzucimy, ten strzela na oślep, czasem trafiając kompanów, krzyczy wniebogłosy, wypuszcza papierosa z ust, jeśli takiego miał, a także służy nam chwilowo jako żywa tarcza. Same plusy, zero minusów! I jak tu nie chcieć kierować seksowną dhampirzycą?

REKLAMA

Żeby urozmaicić trochę rozgrywkę, w miarę odkrywania kolejnych poziomów i zdobywania artefaktów zyskujemy też nowe umiejętności. Oprócz polepszania zdolności np. walki wręcz, czy celowania, po pewnym czasie możemy przełączać się między czterema trybami gry. Pierwszy z nich, domyślny, nie ma nic nadzwyczajnego do zaoferowania. Jednak szybko dostajemy do dyspozycji nieograniczone spowolnienie czasu. Wtedy wszystko nagle robi się naprawdę łatwe, bo i kule można w prosty sposób unikać, i do wroga szybciej dobiec i zaszlachtować go, zanim podejmie jakąś akcję. Kolejna z opcji to 'aura sense', która przypomina termowizję. Oponenci są kolorowani na różne barwy, w zależności od tego, ile życia im pozostało, a cel misji świeci się tak wyraźnie, że nie da się go nie zauważyć. Ostatnim już dostępnym widoków jest tryb FPP. Niestety podczas jego używania nie można się poruszać, a jedynie strzelać, co jest dość istotne przy pokonywaniu ostatniego bossa. Gdyby tego było mało, to dość często będziemy korzystać z tzw. BloodRage. W momencie, gdy wskaźnik rosnący w miarę wzrostu poziomu posoki na ekranie dojdzie do końca, możemy odpalić swoisty "berserker mode" i cieszyć się czerwoną poświatą, lekkim zwolnieniem akcji i niesamowitymi obrażeniami, jakie przez pewien czas zadaje nasza broń biała. Wtedy to dopiero latają kończyny i leje się krew - coś w sam raz dla początkujących chirurgów - taki test na wytrzymałość.

Składając te wszystkie elementy gry w jedną całość, otrzymujemy naprawdę wyśmienity produkt. Wybredniejsi mogą narzekać, że po jakimś czasie gra robi się schematyczna i zaczyna się nudzić, ale ja osobiście przez cały czas pokonywania kolejnych przeszkód bawiłem się nadzwyczaj dobrze. Co prawda nie ma tu zbytnio czego się bać - pomimo mrocznego klimatu i takiej samej fabuły, Bloodrayne należy raczej do tych rodzajów horroru, które nie straszą otoczeniem i niezwykłymi sytuacjami, a jedynie wiadrami krwi i części ludzkich ciał.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA