Rozkojarzony spoglądałem przez samochodową szybę na te wszystkie pokraczne drzewa skąpane w lekkiej mgiełce. Jechaliśmy jakąś leśną drogą, na pewno nie było to zbyt komfortowe, ale powiedzieli mi, że to jedyna trasa, którą mogę dostać się do wioski. Zwłaszcza, że czas to ostatnia rzecz, której mam teraz pod dostatkiem. Spojrzałem na kierowcę. Hiszpan, nieco starszy ode mnie. Charakterystyczne rysy twarzy, charakterystyczny akcent, no i pali papierosy... eh ci Europejczycy. Zgubny nałóg. Może się to wydawać dziwne, ale te drzewa naprawdę mi nie dawały spokoju. Jakbym gdzieś już je widział... Zaraz! Co to był za cień?! Jakiś człowiek? Tutaj? A może to tylko moje halucynacje... Nigdy nie narzekałem na nadmiar wolnego czasu. Kiedy to wszystko się skończy, wezmę sobie długi urlop. Te drzewa naprawdę nie dają mi spokoju...
W końcu dotarliśmy na miejsce. Wyszedłem z samochodu i rozprostowałem nogi. Było bardzo chłodno, trudno się zresztą dziwić, byliśmy w centrum lasu teoretycznie zapomnianego przez całą ludzkość. Tylko ci dziwni tubylcy... Nasz informator doniósł, jakoby w tych rejonach napotkał dziewczynkę podobną do tej, której poszukujemy. Ale co córka amerykańskiego prezydenta robi w takim miejscu? Została uprowadzona przez miejscowych wieśniaków? Tylko po co, jaki mają w tym cel? Mogą co prawda zażądać okupu, ale jeżeli taki byłby zamiar tutejszych ludzi, już dawno by kogoś o zakładniku poinformowali. Wszystko to wydaje się mi naprawdę dziwne, dodatkowo naprawdę nie będę zaskoczony, jeżeli ta cała dziewczynka to tylko jakieś miejscowe dziecko. Eh, muszę jednak to zbadać. W końcu to moje zadanie: ochrona rodziny prezydenta.
09 March 2004, 16:32
Kilka pierwszych kroków wystarczyło, aby przekonać mnie co do dziwności tej ich Hiszpanii. Co prawda byłem już na starym kontynencie kilka razy, lecz tylko w wielkich miastach. Wycieczki na łono natury postanowiłem odłożyć sobie na czas emerytury, toteż pierwszy raz widzę coś takiego... karłowate, gałęziste drzewa, wieczna mgła, zimny wiatr... no i te szeleszczące liście. Są dosłownie wszędzie. Dodatkowo, co chwila czuje się, jakby ktoś na mnie spoglądał. Może to przez te cholerne kruki, które są dosłownie wszędzie. Czasem mi się wydaje, jakby patrzyły na mnie jak na przekąskę. Dziwne, koszmar z Racoon City sprzed sześciu lat mam już za sobą, ale to miejsce... to miejsce wydaje się mieć zupełnie identyczną atmosferę. Wspomnienia odżywają.
23 September 1998, 18:54
Pierwszy, i na całe szczęście ostatni, raz miałem do czynienia z tym koszmarem jeszcze za czasów mojej służby w policji. Heh, tak właściwie to był to mój pierwszy dzień w pracy, pierwszy patrol. Byłem naprawdę dumny, spoglądając na odznakę z napisem "Leon Kennedy". Chwilę potem rozpętało się to piekło. Początkowo wyglądało, jakby sama śmierć wyszła na ulice. Chodzące trupy, dosłownie wszędzie. Opór policji został po czasie przerwany, trudno się zresztą dziwić. To wszystko wyglądało jakbyśmy walczyli z nieuniknionym. Każdy zabity mieszczanin dołączał do nich. Gdy policja zawiodła, był już tylko chaos. Mieszkańcy próbowali się jakoś uratować, niestety, przed zombie nie było ratunku. Byli dosłownie wszędzie. Ja... ja jestem jednym z kilku wyjątków, zdążyłem opuścić Racoon City zanim zostało wysadzone. Wszystkie materiały dowodowe na mój temat zebrano i zatytułowano jako "Resident Evil 2". Powstały również inne kartoteki, a każda z nich opisywała osobę, która jakimś cudem zdołała uciec z tamtego koszmaru na jawie. Niestety, jak się potem okazało, to ludzie ludziom zgotowali taki los. Pod Racoon City bogata firma farmaceutyczna - Umbrella - prowadziła skrycie swoje badania pod przykrywką jakichś leków. Planowali stworzyć żołnierza doskonałego, a wszystko to za pomocą specjalnego wirusa, wstrzykiwanego odpowiedniej osobie. Niestety, wszystko wyszło odwrotnie, niż korporacja zamierzała. Dodatkowo eksperyment wymknął się spod kontroli... miasto zamieniło się po czasie w prawdziwą epidemię zombie. Epidemię, która na stałe zmieniła moje życie. Od teraz pracuje dla rządu U.S.A. Sami się do mnie zgłosili. Podobno należę do najlepszych. Czas pokaże... Wróćmy jednak do rzeczywistości.
09 March 2004, 16:39
Pierwsze na co zwróciłem uwagę podczas przechadzki po tym lesie, to... ta cała groteskowość. Jest tutaj bardzo szczegółowo, ale gdy podejdę do jakiegoś drzewa, wszystko wydaje się być rozmazane. Naprawdę, dziwne te ich europejskie lasy. Tak samo jest zresztą z ziemią i jakimiś opuszczonymi zabudowaniami, które widziałem z daleka. Wtedy robiły fenomenalne wrażenie, ale stojąc na wyciągnięcie ręki, wydają się być naprawdę szkaradne. Nie wiem, jak mam to zinterpretować. Zwłaszcza, że ja na tle tego otoczenia prezentuję się naprawdę szczegółowo, zarówno z bliska jak i z daleka. Nie chcę, abyście mnie wzięli za jakiegoś narcyza, ale moje włosy, jak i ubranie, realistycznie poruszają się zarówno podczas ruchu, jak i przez sam wiatr. W porównaniu do otaczających mnie elementów jestem jakiś taki... dokładnie zbudowany? Hiszpan w samochodzie mówił coś o pikselach i rozdzielczości, ale nie do końca rozumiem, o co mu chodziło. Mimo wszystko, choć całe to otoczenie napawa mnie gęsią skórką, to w pewnym sensie wygląda dosyć urzekająco. Czuć tutaj klimat starego kontynentu, jakiejś wielkiej tajemnicy... Zaraz! Widzę jakiś dym! To chyba ta wioska... wybaczcie, muszę to zbadać.
09 March 2004, 16:58
Cholera jasna! Ta suka mnie ugryzła! Ugryzła mnie swoimi własnymi zębami! Ci mieszkańcy... oni się na mnie po prostu rzucili! A ich oczy... w ich oczach widziałem tylko obłęd. Wyglądali, jakby lunatykowali. Dobry Boże, byli niemal jak zombie. Mimo to wydaje mi się, że to jednak zwyczajni ludzie. Wołali do siebie, używali różnego rodzaju przedmiotów, od wideł po sierpy, nie byli bezmyślni, robili nawet na mnie zasadzki! Dobrze, że miałem przy sobie broń. Nieco się zdziwiłem, gdy oddałem kilka pierwszych strzałów. Teraz musiałem mocno się namęczyć, żeby dobrze wycelować, w Racoon wychodziło mi to bardziej... automatycznie. Mimo to miałem większe pole do popisu. Mogłem powalać tych wieśniaków strzałami po ich nogach, mogłem wytrącać im kulami broń z ręki. Mimo to było ich zbyt wiele, a cholerne naboje się skończyły. Dobrze, że wziąłem ze sobą mój wysłużony nóż myśliwski. A kiedy podeszli zbyt blisko... zawsze zostawał mi kop z półobrotu. Mimo tego oni ciągle nadchodzili. Byli jak zaraza, nie było miejsca w wiosce, gdzie mógłbym się przed nimi schować. Kiedy porzuciłem już nadzieję, że wyrwę się jakoś z ich kleszczy zadzwonił nagle kościelny dzwon. Tłumy wieśniaków zaczęły się wycofywać... Siedzę teraz oparty o ścianę, spoglądając na moją ranę. Byli tak cholernie podobni do zombie... Kim... czym oni do cholery byli? W każdym bądź razie mam chwilę wytchnienia. W sam raz aby rozejrzeć się po tej wiosce, coraz bardziej wydaje mi się, że Ashley naprawdę może być gdzieś tutaj...
09 March 2004, 17:34
Splądrowałem całą wioskę. Znalazłem kilka paczek naboi, dodatkowo odkryłem, że czasem, gdy zniszczę jakąś beczkę, w środku również znajdzie się coś cennego. Zwłaszcza te dziwne rośliny, które mają działanie lecznicze. Już niemal nie czuję tego ugryzienia na barku, gdy posmarowałem to miejsce liściem tego zielonego chwastu. Co ciekawe, mogę zmieszać go z czerwonym, co daje jeszcze większe działanie przeciwbólowe, bądź z żółtym... taka mieszanka na stałe zwiększa moją kondycję. Początkowo bardzo mnie to zdziwiło, ale znajduję tutaj również pieniądze i kosztowności... Jeszcze nie wiem po co one tutaj są, ani do czego mi się przydadzą, ale na wszelki wypadek wezmę je ze sobą. Niestety, miejsce w moim ekwipunku nie jest nieskończone, musze rozsądnie wybierać, z czym ruszać w dalszą drogę. Więcej środków przeciwbólowych, czy może więcej naboi? Shit! Zawsze nienawidziłem podejmowania tych decyzji.
09 March 2004, 19:21
Jednak promyk nadziei pojawił się w tym całym szaleństwie. Spotkałem normalnego człowieka, niejakiego Luisa Sorę, byłego policjanta... Co za ironia, jego los jest całkiem podobny do mojego. Znalazłem go zakneblowanego w szafie, miał związane ręce i nogi. Jedno co mnie zastanawia, to dlaczego tamte bestie w ludzkiej skórze go jeszcze nie zabiły? Im dalej zapuszczam się w tą wioskę, tym więcej mam pytań. Mimo to, nie wygląda mi to na zbyt rozbudowaną sprawę. A szkoda, zwłaszcza, że w Racoon sekret gonił sekret, a każda postać miała do powiedzenia coś ciekawego, każda miała też swoje tajemnice. Nie oszukujmy się, w porównaniu z "Resident Evil 2" ta sprawa jest prosta niczym ta cała zasrana budowa cepa, którym poganiają mnie teraz ci szaleni wieśniacy. Widły, noże, sierpy... teraz już nie walczę o odnalezienie Ashley. Do diabła, teraz walczę o własne życie! Na szczęście mam tutaj małą pomoc... w postaci kupców. Początkowo byłem naprawdę mocno zdziwiony takim obrotem spraw, handlarze byli przecież tutaj zupełnie nie na miejscu, nie wpasowywali się w klimat. Mimo wszystko, po upływie czasu doszedłem do wniosku, że może pomysł aż nadto prowokacyjny, to jednak był strzałem w dziesiątkę. Znalezione kosztowności mogę wydać w tych dziwnych sklepach, niestety ceny maja tutaj naprawdę szalone! Nowe bronie, apteczki, upgrade starych giwer... niestety, brakuje tutaj naboi, z którymi czasem jest naprawdę kiepskawo. Mimo to, idę wciąż dalej... W końcu i tak nie mam innego wyboru. Tylko w ruchu ci popaprańcy mnie nie dorwą.
10 March 2004, 01:12
Znalazłem tego dzieciaka. Te jej duże, wystraszone oczy... Chodzi teraz za mną niczym cień. Pozostało mi tylko uciec z tego małego piekła... Niestety, okazało się, że helikopter ratunkowy został zestrzelony. Nie wiem co tutaj się dzieje, ale jakaś siła nie chce mnie stąd wypuścić za żadne skarby... Cóż, skoro nie mogę stąd wyjść normalnie, utoruje sobie drogę ciałami, choćbym miał wybić całą tą wioskę i cały ten cholerny zamek! Przynajmniej dziewczynka nie sprawia problemu. Mogę jej wydawać proste komendy, potrafi się chować w kontenerach, bądź czekać w wyznaczonym przeze mnie miejscu. Mimo wszystko, te dupki wciąż starają się ją przechwycić... Ona musi być dla nich naprawdę ważna. Cóż, mają pecha. Teraz jest ze mną i prędzej padnę tutaj trupem, niż ją im oddam... Boże, to przecież jeszcze dziecko. Nie powinna patrzeć na to wszystko...
10 March 2004, 04:36
Można już powiedzieć, że nabyłem nieco doświadczenia w tej całej rozgrywce. Co prawda początkowo było naprawdę trudno, ale Luis poradził mi używać niejakiego... pada?! Nie wiem co to jest, noszę to w plecaku, ale jest teraz naprawdę lepiej i bardziej komfortowo. No i celowanie jakieś takie łatwiejsze się stało... Wszystko to jest naprawdę dziwne. Cóż, przynajmniej działa. Bardzo dobre wrażenie wywarły na mnie wszystkie zaawansowane sceny akcji. Luis mówił o przyciskach pojawiających się na ekranie. Muszę naciskać te odpowiednie, aby udała mi się dana akcja. A te są naprawdę przekozackie. Dziwne... W Racoon byłem ospałym, powolnym policjantem, teraz radzę sobie z tymi wieśniakami z użyciem samego noża... Dalej panienki. Role się odwróciły. Teraz ktoś inny jest tutaj myśliwym, a kto inny zwierzyną. Lekko śmierdzącą, trzeba dodać. Jezus... Widziałem, co oni jedzą.
10 March 2004, 8:15
Czuję, że pomału zmierzam do końca mojej przygody. Depczę niejakiemu Saddlerowi po piętach, choć muszę przyznać, że jest to kawał twardego bydlaka. Czasem mam wrażenie, że żaden ołów się go "nie ima". Wydaje mi się, że to on stoi za tym wszystkim. Nie wiem jeszcze, jak go powstrzymam, ale coś wymyślę. Nie z takimi już walczyłem. No właśnie! Bossowie. To już zupełnie inna bajka niż ci tępi wieśniacy albo odrętwiali mnisi. Na każdego jest jakiś unikatowy sposób, każdy z nich to oryginalna potyczka... a naprawdę potrafią przyłożyć. Walki z nimi są emocjonujące, poza tym zmuszają do zastanowienia... Jakim cudem takie mutanty zdołały wyrosnąć poza Racoon City? To nie jedyne nawiązania do poprzednich części. Podczas mojej wędrówki przez ogromny zamek napotkałem na piękną kobietę w czerwieni - Adę Wong. Eh te kobiety... Ta sama ponętna osobowość maczała swoje piękne palce w incydencie z zombie. Czego tutaj szuka? Robi się naprawdę tajemniczo... wspomnienia po raz kolejny odżywają.
15 March 2004, 15:30
Zadziwiające, chociaż wszystko skończyło się dobrze i mała Ashley jest już w domu, a ja się kuruję, to nie wszystko co mi pozostało. Mogę wrócić tam ponownie, tym razem w zupełnie innych ubraniach. Chyba do twarzy mi w moim starym, policyjnym uniformie. Co ciekawsze, mogę poznać motyw przewodni Ady Wong w trybie Separate Ways. Świetny dodatek do mojej przygody. Dodatkowo mam również możliwość powrotu do wioski uzbrojony po zęby. Każdy zabity staje się wtedy zwykłymi punktami. Naprawdę wiele dodatków... Moją historię warto powspominać drugi i nawet trzeci raz... wszystko wtedy wydaje się być nieco inne. A może od początku takie było? Eh... naprawdę należą mi się wakacje.
15 March 2005, 15:31
A co teraz właściwie robię? Leżę sobie w łóżku i przeglądam moje najnowsze akta. Jestem lekko zszokowany, bo niedawno dostałem list od jakiegoś "Capcom". Chcą o mnie zrobić grę! Może jestem nieco zapatrzony w siebie, ale wydaje mi się, że stanowię do tego świetny materiał. Chociaż moje przygody nie są takie jak w Racoon, stanowią zupełnie nową jakość. I bardzo dobrze, bo ile można eksploatować te same, zużyte już pomysły? Heh, jak dobrze, że wprowadzam powiew świeżości w te zakurzone akta.