Ta produkcja Amazona wyprzedza nasze czasy i udowadnia, że filmy może czekać kiepska przyszłość
Ten tytuł ukazał się moim oczom całkowicie przypadkowo. Film „Sayen: Łowczyni” trafił na platformę Amazon Prime Video jeszcze w kwietniu tego roku, ale zniknął gdzieś w natłoku innych propozycji serwisu. Coś mnie podkusiło, najprawdopodobniej ciekawość, żeby sprawdzić, dlaczego tak się stało. Zapowiadał się naprawdę ciekawie, dlatego byłam lekko zdziwiona tym, że wcześniej się na niego nie natknęłam. Teraz wiem już, że mogłam żyć w niewiedzy i oszczędziłabym sobie tym samym miernego seansu.
Film „Sayen: Łowczyni” to mimo wszystko dość… interesujący przypadek. Oglądając go byłam przekonana, że jest to dzieło przedstawiciela młodego pokolenia. W pewnym momencie stwierdziłam, że musiał nakręcić to ktoś nawet nie z generacji Z, a z Alfa. Wszystko dlatego, że w trakcie seansu czułam się tak, jakbym bardzo długo przeglądała TikToka albo zwyczajnie jakiś zlepek przypadkowych scen. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że reżyserem tej produkcji jest 72-letni Alexander Witt. Tego akurat się nie spodziewałam. Oczywiście nie chodzi w tym miejscu o odgórne złe nastawienie, zarówno w odniesieniu do twórczości młodego pokolenia, jak i dzieł osób nieco starszych. Zwyczajnie byłam w szoku, że zdecydowano się na obranie tak dynamicznej i nieskładnej formy tytułu, który w samym założeniu wcale nie jest tak zły, jak mogłoby się wydawać. Liczyłam na coś więcej, a ostatecznie dostałam produkcję miałką i bez wyrazu.
Sayen: Łowczyni – o czym jest film w serwisie Amazon Prime Video?
Film „Sayen: Łowczyni” to opowieść o walce, której na pierwszy rzut oka nie da się wygrać. Tytułowa Sayen (Rallen Montenegro) jest typem wojowniczki. Jeżeli ustali sobie cel, to dąży do niego bez względu na wszystko. Osobiście uważa, że działa w słusznej sprawie. Przeciwstawia się niemoralnym działaniom właściciela ogromnej korporacji, Fiska (Aarón Díaz). Mężczyzna przekupuje polityków, aby ci uchwalili ustawę dotyczącą zasobów wody w Chile. Oczywiście trafi ona wtedy w ręce prywatnych firm, a życie wszystkich obywateli będzie od nich zależne. Sayen nie może się z tym pogodzić. Chce powstrzymać ten proceder i nie jest to jedynie jej „zachcianka”. Czuje się do tego zobowiązana, co z kolei związane jest z tragicznymi wydarzeniami z jej przeszłości. Zdaje sobie sprawę z tego, że samodzielnie nic nie zdziała. Prosi o pomoc grupę utalentowanych hakerów. Wspólnie działają dla dobra sprawy.
Przede wszystkim muszą ujawnić zbrodnicze czyny Fiska. Każdy obywatel powinien dowiedzieć się o korupcji w senacie. Nie będzie to zadanie łatwe, gdyż właściciel korporacji wie, że ktoś działa na jego niekorzyść. Cały czas jest czujny. Zdaje sobie sprawę z tego, że od tej ustawy zależy jego dalszy los. Czuje presję i właśnie dlatego nie odpuści tak łatwo. Grupa buntowników musi więc postępować ostrożnie. Nie mogą pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd. Niestety nie mają praktycznie żadnego wsparcia z zewnątrz. Wszelkie media okrzyknęły ich ekoterrorystami. Ludzie uważają więc, że pod ich rzekomą troską o środowisko kryją się niecne zamiary. Po prostu nie wierzą w ich misję. Sytuacja nie jest dobra, to trzeba przyznać. Jednak nikt z ekipy nie chce odpuścić. Każdy wie, że trzeba walczyć o wolność i dostęp do wody. Jeżeli tego nie zrobią, to wszyscy będą zależni od decyzji chciwych korporacji.
„Sayen: Łowczyni” to film, który chciał mieć w sobie wszystko, a ostatecznie nie ma nic
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam tak bardzo niepoukładanego tytułu. Pod względem konstrukcyjnym produkcja „Sayen: Łowczyni” jest zwyczajnie jednym wielkim śmietnikiem. Tutaj zabrakło nawet tak podstawowego elementu, jak ciąg przyczynowo-skutkowy. Dosłownie wszystkie sceny są porozrzucane bez większego ładu i składu. Chyba najlepszym dowodem na to, jak duży bałagan tutaj planuje, jest fakt, że o tym, kim właściwie jest główna bohaterka i jakie ma zamiary, dowiadujemy się tak naprawdę w połowie filmu. A przypominam, że akcja cały czas się toczy. Przecież kto by się przejmował faktycznymi motywacjami i osobowością najważniejszej postaci, prawda? W pewnym momencie miałam wrażenie, że ten tytuł się ze mnie wręcz śmieje. Nie byłam w stanie uwierzyć, że ktoś faktycznie to obejrzał, efekt końcowy oczywiście, po czym stwierdził, że wszystko się zgadza, można puszczać w świat. Tak się jednak stało i nie potrafię tego pojąć. Do tej pory nie wiem, co ja właściwie obejrzałam. To była historia z ważnym przesłaniem? Opowieść o odwadze i nieustępliwości? Może ukazanie przestępczych działań złych, chciwych korporacji? Nie mam pojęcia i chyba nie chcę już nawet dalej tego dociekać.
Najbardziej w tym wszystkim denerwuje fakt, że przez taką formę młode pokolenie zostało ukazane jako grupa ludzi kompletnie niezorganizowanych, chaotycznych, a momentami wręcz rozwydrzonych. Wygląda to trochę tak, jakby reżyser przed rozpoczęciem zdjęć starał się uważnie przestudiować aktualne zachowania młodzieży, popularne poglądy oraz panujące nastroje społeczne. Zrobił to jednak z pozycji osoby starszej, która niekoniecznie jest w stanie to zrozumieć i należycie przełożyć na ekran. Prawdopodobnie właśnie dlatego w jednej ze scen pewna dziewczyna wspomina przy śniadaniu o tym, że jest weganką. Nie byłoby w tym oczywiście nic dziwnego, gdyby nie fakt, że aktualnie cała grupa ukrywa się przed ludźmi, którzy chcą ich zabić, w jakimś zdewastowanym mieszkaniu. W takiej sytuacji, gdy liczy się przede wszystkim przetrwanie, raczej nikt nie zastanawia się, co zazwyczaj je. Każdy powinien się cieszyć, że w ogóle jest co włożyć do garnka i nie jest to nic zepsutego. Już pomijam fakt, że informacja o konkretnym sposobie odżywiania rzucona jest zupełnie bez kontekstu. Nic nie wnosi do fabuły. Brzmi to śmiesznie, a wcale nie powinno. Rozumiem, że przez cały film przewija się motyw ekologii, ale inni bohaterowie walczący w imię dobrostanu środowiska nie mają problemu z tym, żeby jeść jajka. Widzicie już ten brak konsekwencji?
Podobnych kuriozalnych wątków w tej produkcji jest o wiele więcej. Właśnie dlatego uważam, że młode pokolenie jest tutaj ukazane w niezwykle obraźliwy sposób. Ideologia i przekonania sprowadzone są do poziomu trendów czy chwilowej mody, co jest niezwykle krzywdzące. Reżyser tej produkcji może i chciał dobrze, ale wyszło to tragicznie. Warto przyjrzeć się jeszcze jednej kwestii, a mianowicie dynamice. W pełni rozumiem, że ludzie są aktualnie przyzwyczajeni do ogromnej częstotliwości różnych bodźców. Wielka popularność platformy TikTok jest jego wręcz idealnym przykładem. Jednak filmy ogląda się po to, aby nieco zwolnić. Widzowie są w pełni świadomi tego, że będą zmuszeni, o zgrozo, spędzić przy jednym tylko tytule ponad półtorej godziny. Naprawdę nie trzeba tego zmieniać w aż tak inwazyjny sposób. Mam wrażenie, że oglądanie produkcji „Sayen: Łowczyni” można rozpocząć od 40 minuty, a i tak nie odczuje się jakiejś większej straty fabularnej. Sensu i tak w tym wszystkim nie ma, więc niż straconego. Oczywiście do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jednowymiarowość bohaterów, mierne dialogi oraz przerywana narracja. Dramat, a szkoda, bo mógł z tego wyjść naprawdę przyzwoity film o tym, jak ważne jest dbanie o środowisko naturalne. Ostatecznie powstało coś, co faktycznie powinno zniknąć w odmętach platformy Amazon Prime Video.
Film „Sayen: Łowczyni” można obejrzeć na platformie Amazon Prime Video.
Więcej o produkcjach dostępnych w serwisie Amazon Prime Video, czytaj na łamach Spider's Web: