Czy nie macie czasem wszystkiego serdecznie dość? Nie macie ochoty cisnąć krzesłem przez okno, kopnąć kota śpiącego obok, przywalić z bańki w monitor? Już nie musicie w ten sposób wyładowywać frustracji. Po prostu odpalcie Serious Sama, on zrobi to za Was.
Można powiedzieć, że oryginalność SS-a polega paradoksalnie na braku oryginalności. Wesoła wyrzynka wszystkiego, co się rusza. A jednak gra chorwackiego Croteam zachwyciła wszystkich w dobie gier "oryginalnych na siłę" (no bo skąd te wszystkie udziwnienia w dzisiejszych FPS-ach - elementy RPG, wymyślne umiejętności bohatera, manipulowanie czasem, etc.). Zamiast tego postawiono na inspiracje serią Quake i Duke Nukem 3D oraz tony mięsa armatniego do przedziurawienia. Zainteresowani?
Sam "Poważny" Stone jest jednoosobową armią, wysłaną w czasy starożytnego Egiptu w celu powstzrymania inwazji Obcych. Ma on pokonać wszelkie Zło już w zalążku i odwrócić bieg wydarzeń. Oczywiście udaje mu się to i w "Drugim Starciu", gdy ma wracać już statkiem Obcych do domu, przytrafia mu się mały wypadek i ląduje w Ameryce Południowej. No i po raz kolejny lufa shotguna rozgrzewa mu się do czerwoności.
Zazwyczaj na akapit dotyczący fabuły i realiów poświęcam nieco więcej miejsca, w tym wypadku jednak nie ma to większego sensu. Właściwie to nie ma co się zastanawiać nad czymkolwiek, wystarczy przeć dzielnie do przodu i tępić wszelkie przejawy szkodnictwa społecznego. Źle dobrany kombinezon, obnażanie się w miejscu publicznym czy zakłócanie porządku zbytnim hałasowaniem będą usuwane natychmiast. A jest kogo uciszać, pod lufę (bez skojarzeń) pcha nam się cała galeria osobliwości - ścięci kamikadze, kościotrupy, wielkie stawonożne "cosie", biomechanoidy, bykołaki, golemy lawy, klubowicze "Niedzielnego Koła Przyjaciół Piły Łańcuchowej" i inni. Na każdego oczywiście jest jakaś metoda - kamikadze warto ustrzelić z dużej odległości (bo wybuchają tuż po śmierci), bykołakom należy odskakiwać w bok, a biomechanoidy i stawonogi trzeba po prostu odstrzeliwać możliwie najszybciej, bo są niezwykle niebezpieczne. A nie jest to takie proste, gdy wokół ciebie biegają szkielety i "piłowacze". Pół biedy gdyby ich było tylko kilka, ale czasem musimy się użerać dosłownie z całymi hordami. Chciałbym jeszcze w tym miejscu wspomnieć o jednym, niezwykle irytującym przeciwniku - jaszczuroidach. Zazwyczaj stoją one oddalone od nas, a ich bronią są samonaprowadzające magiczne pociski. Chyba nie muszę wspominać, jak irytującym jest, gdy zamiast rozprawiać się z setkami szkieletów, próbujemy ustrzelić takiego gada. Nie tylko jest on trudnym przeciwnikiem, ale i spowalnia grę, czyniąc ją mniej dynamiczną. A nie o to chyba tu chodzi, prawda?
No dobra, my tu tak gadu gadu, a giwery aż palą się do spotkania z nami. A jest z czego wybierać, każdy znajdzie coś dla siebie - jeśli lubisz kontakty trzeciego stopnia, zapewne pokochasz dwururkę, jak wolisz zestrzeliwać wrogów z większej odległości - rakietnica powinna Ci przypaść do gustu. A jeśli nie lubisz, jak ktoś pcha Ci się w kolejce pod lufę - wybierz granatnik lub miniguna - załatwisz wszystkich naraz. W "Drugim Starciu" pojawiają się jeszcze snajperka, miotacz płomieni, poważna bomba oraz, hit sezonu, piła łańcuchowa. Idealna, gdy łamie w kościach.
A więc - anihilujemy tysiące maszkar, to już wiecie. Muszę szczerze pochwalić twórców za pomysłowość w przygotowaniu dla nas zasadzek. Poruszamy się nie tylko na otwartych przestrzeniach, gdzie trudno o zaskoczenie gracza, ale i w zamkniętych pomieszczeniach. Tam Croteam wykorzystał dane samym sobie pole do popisu - nie raz i nie dwa zostaniemy zapędzeni w kozi róg, a wrogowie będą atakować zewsząd. I tu ciekawostka - pamiętacie zapewne, jak denerwujące w niektórych FPS-ach było, gdy wrogowie pojawiali się znikąd za naszymi plecami. Tutaj ta sytuacja powtarza się i to bez zbędnego ukrywania - przeciwnicy po prostu materializują się na naszych oczach, jednak nie sprawia to przykrego wrażenia. Wręcz przeciwnie - wzmaga tylko adrenalinę, nienawiść do nich i chęć skopania im tyłków. Oprócz eksterminacji zmierzymy się co jakiś czas z "zagadkami" (czyt. wciśnij przełącznik). Jednak ani one ziębią, ani grzeją. Wystarczy czytać ze zrozumieniem informacje przekazywane nam przez system NetriaWeb. Warto je też przeglądać z innego powodu - momentami można się autentycznie uśmiać.
Jeśli już przy tej kwestii jesteśmy - SS aż pęcznieje od easter eggów i tym podobnych atrakcji. Nie wszystkie z nich odkryłem osobiście, jednak z pewnego źródła wiem np. o możliwości spotkania w czasie gry ich twórców, skaczących drzew samobójców, itd. Nie mniej zabawy dostarczy nam też uważne słuchanie komentarzy Sama. W końcu gra jest wyraźnie inspirowana serią Duke Nukem, więc nie mogło zabraknąć uwag sarkastycznego mięśniaka. Bez tego gra straciłaby swój klimat. I tu mam pewne zastrzeżenie - w Drugim Starciu kto inny dostarczył głos bohaterowi. Może to paradoksalne, ale jest on bardziej żywy i zaangażowany, przez co po prostu gorszy. No i komentarze wydają się być jakieś mniej ciekawe niż w Pierwszym Starciu. Większość z nich, widniejących pod screenami, pochodzi właśnie z pierwowzoru.
Tak naprawdę Serious Sam miał być pierwotnie tylko prezentacją technologii opracowanej przez chorwackie studio, ale gra naprawdę przypadła graczom do gustu. No i engine w czasie premiery był niczego sobie - gra nie zwalniała nawet podczas pojawiania się większej ilości maszkar; wymagania też jakoś specjalnie kosmiczne nie były. A mimo to było co oglądać - realistyczne animacje, szczegółowe do bólu tekstury oraz różnego rodzaju efekty świetlne i cząsteczkowe. Teraz oprawa wideo zestarzała się dokumentnie, lecz mimo to nie razi. Za to dźwięk - istna kakofonia odgłosów broni, krzyków tak wrogów, jak i Sama. I to jest piękne. Na plus zaliczyć można też muzykę, szczególnie tę z Drugiego Starcia.
No więc powtórzę to, co napisałem już parę akapitów temu. Serdecznie polecam Serious Sama każdemu żądnemu krwi maniakowi. Pozostałym graczom też. Dwa znakomite tytuły można nabyć w tej chwili dosłownie za grosze. Szkoda tylko, że sama zabawa kończy się tak szybko, jednak tutaj to absolutnie nie przeszkadza - grę można kończyć wielokrotnie bez większego znudzenia. Oczywiście w rozsądnych dawkach.