Dzięki wspaniałym występom Adama Małysza podczas pucharów świata w skokach narciarskich, dyscyplina ta stała się bardzo popularna w Polsce. Czterokrotne zdobycie kryształowej kuli (trzy razy pod rząd) jest wynikiem z całą pewnością niesamowitym i bardzo wyraźnie pokazuje, że nasz orzeł jest sportowcem kapitalnie uzdolnionym. W związku z tym, z marketingowego punktu widzenia, nie skorzystać z takiej okazji to grzech. Do sprzedaży w serii "Dobra Gra" trafiła pierwsza odsłona Skoków Narciarskich, stworzonych przez zagraniczną firmę VVC w roku 2000. Odniosła ogromny sukces, choć była ciężko dostępna, a ja znalazłem ostatni egzemplarz, na dodatek z połamanym opakowaniem i w kiosku oddalonym od mojego domu o 40 km. Świadczy to tylko o tym, jak popularną zabawą stało się naśladowanie Adama Małysza, który w owej produkcji niestety musiał skakać pod zmienionym nazwiskiem. Rok później pojawiła się kolejna część serii. O wiele lepsza od poprzedniej, ładniejsza i doskonalsza. Zdecydowanie moja ulubiona, zawdzięczam jej kilkadziesiąt godzin wyjętych z życia. Czekając niecierpliwie na kolejną odsłonę, dowiedziałem się, że miałaby ona zostać stworzona przez polską firmę. Niestety, był to poważny błąd - zamiast kupować od zagranicznego producenta kolejne edycje, postanowiliśmy zrobić coś na własną rękę.
Skoki Narciarskie 2003: Polski Orzeł
Początkowo zapowiadało się bardzo ciekawie. Nowy silnik graficzny, który wykorzystuje Grand Theft Auto 3, zmodyfikowane sterowanie, udoskonalony przebieg kariery. Sądziłem, że produkcja sprosta moim oczekiwaniom. Dlatego gdy tylko pojawiła się w kioskach, czym prędzej nabyłem własny egzemplarz. Włożyłem płytę do napędu, uruchomiłem instalator z głosami Włodzimierza Szaranowicza i Dariusza Szpakowskiego. Gdy gra znajdowała się już u mnie na dysku, odpaliłem ją i ujrzałem menu. Bez zbędnych znaków towarowych, żadnego intra. Pierwsze, co zrobiłem, to kliknąłem na napis "opcje", by dopasować ustawienia grafiki i dźwięku do własnych potrzeb. Wpadka! Brak rozdzielczości wyższej niż natywna dla 15 calowych LCD to wielkie niedopatrzenie. Trudno! Pomyślałem, że w końcu gra jest z roku 2002, może wtedy nikt jeszcze nie kupował większych ekranów, bo i po co? Przeszedłem do trybu dla pojedynczego gracza. Możemy w nim stworzyć własnego zawodnika, rozpocząć karierę, praktykę pozwalającą doskonalić nasze umiejętności, rozegrać pojedyncze bądź drużynowe zawody, albo wziąć udział w jednym z pucharów. Pokaźna liczba. Bez zbędnych ceregieli zdecydowałem się na rozpoczęcie kariery.
Pojawił się ekran utworzenia własnego skoczka. Wpisałem imię, nazwisko i zabrałem się do przeglądania dostępnych opcji zmiany kolorystyki noszonego kombinezonu. Szkoda, że tylko tyle. Nie mam możliwości wstawienia innej twarzy? Przecież ta nie prezentuje się zbyt okazale! Cóż, nie można mieć wszystkiego. Następnym krokiem były parametry. Otrzymujemy 10 pkt. Musimy rozdysponować je pomiędzy kondycją, siłą wybicia, techniką lotu a lądowaniem. Później pozostaje nam już tylko określić wiek, wzrost i wagę. Po zakończeniu tych czynności, przechodzimy dalej.
Od teraz mamy własnego skoczka i panel menedżerski z kilkoma odnośnikami do przydatnych dla naszego zawodnika aspektów. Wybieramy sponsora, określamy kiedy, na jakiej skoczni i za ile ma zostać przeprowadzony trening, który oczywiście sami musimy odbyć, oraz możemy zmodyfikować pewne parametry, jeżeli nie wypadły one tak, jakbyśmy tego chcieli. Najczęściej odwiedzanym przeze mnie punktem był jednak sklep, w którym nabywamy nowe elementy kombinezonu, pozwalające nam na oddawanie doskonalszych skoków. Oczywiście im droższe, tym lepsze. Początkowo nie stać nas na nic, więc odpuszczamy i wracamy tutaj po rozegraniu kilku zawodów. Zatem przejdźmy wreszcie do nich, gdyż są głównym celem całej kariery. Po ekranie ładowania pojawia się skoczna i pierwszy… zawód! Graficznie edycja 2003, mimo że korzysta z silnika graficznego serii GTA, prezentuje się okropnie. Wszystko jest lekko rozmyte, a nałożony na całą oprawę filtr skutecznie dopełnia efektu. Polacy wyraźnie nie wiedzieli, w jaki sposób wykorzystać dobrodziejstwa "RenderWare". Owszem, engine ten nie należy do zaawansowanych, lecz z całą pewnością można z niego wycisnąć więcej. Modele postaci są złożone z małej ilości poligonów i prezentują się wyraźnie brzydziej od tych z poprzedniej edycji Skoków.
W jaki sposób oddajemy skoki? O ile w ostatniej odsłonie system "kulkowy" przypadł mi do gustu, ponieważ był łatwy do opanowania, a także intuicyjny, to tutaj twórcy przeszli samych siebie. Na ekranie nie widnieje absolutnie nic. Musimy na wyczucie się wybić, ułożyć w locie oraz wylądować. Możliwe, że był to zabieg mający na celu urzeczywistnienie odbywających się zawodów. Dobrze wyszkolony zawodnik, którym sterujemy, nie zawsze musi daleko skoczyć. Na całe szczęście wiatr ma wpływ na długość skoku, a także naszą pozycję podczas lotu. Gorzej natomiast z animacją. Po wybiciu się z progu zawodnik, zamiast wzbić się w powietrze, spada w dół i w linii prostej przelatuje nad bulą. Wygląda to beznadziejnie, czasem narty wtapiają się w elementy skoczni. Wystarczy minimalnie błędne wybicie, a już nie mamy co liczyć na wysoką lokatę. Gdy wreszcie udaje nam się przelecieć dalej niż kilkanaście metrów widzimy, jak dzielny skoczek szybuje, łamiąc wszelkie prawa stylu "V". Narty układa zbyt blisko siebie, a kończyny górne są z kolei za bardzo oddalone od reszty ciała. Przy lądowaniu początkowo niech nawet nam przez myśl nie przejdzie telemark. Wykonanie go jest trudne, polega na kliknięciu szybko prawym, a następnie lewym przyciskiem gryzonia. Osiadanie na ziemi za pomocą obydwu nóg prezentuje się brzydko, skoczek złącza narty i pochyla się do przodu, jak gdyby dopiero miał się wybić. Twórcy dali plamę w kwestii grywalności i zabawa męczy, a przez to odechciewa się kontynuować rozgrywkę.
Co innego ze skoczniami. Posłużenie się szkicami (udostępnionymi dzięki "FiS") wszystkich obiektów zmagań skoczków to bardzo inteligentne posunięcie. Dzięki temu prezentują się świetnie, możemy mieć pewność, że to, co widnieje w określonym miejscu w grze, znajduje się także na prawdziwej skoczni (niedopracowana jest tylko Planica). Tych z kolei twórcy udostępnili 27. Znajdziemy tutaj obiekty o punkcie konstrukcyjnym wynoszącym 90, 116, 120 oraz 185 metrów. Zatem wszystkie, jakie widujemy w telewizji przy okazji podziwiania prawdziwych zmagań narciarskich. Odbywające się zawody oglądane są przez kibiców, a właściwie mnóstwo klonów kilku postaci. Machają rękoma, podskakują. Czasem widzimy też kolejki górskie, autobusy, sterowce lub domki. Oczywiście nie można zapomnieć o drzewach, stojących w bezruchu. Może tam brakuje wiatru, a cały ten wskaźnik to kit, byleby wyglądało tylko jak prawdziwe? Nie wiem, proszę pytać autorów. Nie licząc tego, wszystko to, co powinno się tu znaleźć - jest. Za to należy się plusik ekipie L'Art.
Podczas zabawy w Skoki Narciarskie 2002 było słychać zabawne wypowiedzi komentatorów, umilające rozgrywkę. Wobec tego teraz gorzej być nie mogło i także wykorzystano głosy panów, o których wspominałem przy okazji wstępu. Swe zadanie spełnili w połowie. Na początku zapowiadają daną skocznię i pokrótce omawiają pewne zdarzenia, które miały miejsce na obiekcie. Następne, przy każdej sekwencji lotu, słyszymy komentarz. Przykładowo w trakcie zeskakiwania z progu z ust pana Szpakowskiego wydobędą się słowa: "Ooo, widać, że ten zawodnik trenował odbicie". Zbliżając się do lądowania, po bezpiecznym osadzeniu nart na ziemi, usłyszymy: "Bardzo dobry skok, ale czy to wystarczy do miejsca na podium?". Z kolei przy jakimś wypadku: "To wyglądało niebezpiecznie". Doprawdy? Niesamowite odkrycie, całe szczęście, że panowie są tak spostrzegawczy. Komentarz dodaje pewnego smaczku, ale przyznam, że chciałbym większego zróżnicowania w kwestii wypowiedzi.
Powiem jeszcze parę słów o muzyce. Jest beznadziejna! Czegoś równie słabego nie słyszałem od dawna. Im dłużej przebywam w menu, tym bardziej chcę już rozpocząć zawody, byleby tylko nie skazywać moich uszu na coś tak potwornego! Same odgłosy skoków są prawidłowe, czasem jednak "zaskakują" zbyt późno i odbijając się od belki, dany dźwięk słyszymy dopiero sekundę po tym. W złotej wersji gry (udostępnia skocznię K300) dodano nowe nagranie. Po odpaleniu produkcji przemawia Małysz, który zaprasza nas do zabawy. Szkoda tylko, że mówi to głosem wypranym z emocji, absolutnie niezachęcającym do dalszego obcowania z tytułem. Skoki Narciarskie 2003 są dużo gorsze od edycji zeszłorocznej, tworzonej przez zagraniczną firmę. Polacy się nie popisali i otrzymaliśmy produkt, z którym więcej męki niż zabawy. Często występują problemy natury technicznej i tytuł czasem zawiesza się bądź restartuje komputer. Oceniając według skali Playback, wystawiam 3 z małym plusikiem za wykorzystanie oryginalnych szkiców obiektów zmagań skoczków.
Skoki Narciarskie 2004
Po nieprzyjemnych doznaniach sprzed roku liczyłem na to, że L'Art wreszcie pokaże, na co go stać i stworzy tytuł, który faktycznie przypadnie mi do gustu. W momencie premiery udałem się do kiosku i za symboliczną opłatą niecałych 20 zł wracałem szczęśliwy do domu z nowo zakupionym produktem. Szybka instalacja, podczas której w tle słyszymy porywczą muzykę, z całą pewnością lepszą od tej z menu Skoków Narciarskich 2003. Gdy już ikonka znalazła się na pulpicie, uruchomiłem grę i mile się zaskoczyłem. Twórcy nareszcie stworzyli intro, które przedstawia Adama Małysza zapraszającego nad do zabawy, a w tle wyświetlane są momenty nagrane podczas samej rozgrywki. Krótka, aczkolwiek bardzo miła sekwencja. Po chwili ukazuję się menu, wyraźnie ładniejsze i lepiej dopracowane od tego w poprzedniej odsłonie.
Całą zabawę rozpoczynamy od utworzenia naszego wirtualnego odpowiednika. Kwestia wyboru - albo sklecimy siebie, albo drugiego Adama Małysza, przypominającego go jedynie z imienia i nazwiska. Do rozdysponowania otrzymujemy 10 pkt, podobnie jak w poprzedniej odsłonie. Tym razem dzielimy je pomiędzy 3 cechy. Siłę wyskoku, technikę lotu oraz lądowanie. Pod koniec pozostaje nam wybrać, ile wiosen na karku będzie mieć postać oraz jaki wzrost. Tworząc mutanta-giganta z prawie 200 cm, bez doboru odpowiedniej wagi, możemy się przeliczyć i zamiast fruwać niezwykle daleko czy nawet latać (tylko z wykorzystaniem Red Bulla), prędzej opadniemy na bule i tyle nam z tego przyjdzie. Pewną podpowiedzią, udostępnioną przez twórców, jest wskaźnik przedstawiający zasięg sportowca. Gdy ukończymy tworzenie skoczka, klikamy dalej i znajdujemy się w głównym centrum dowodzącym naszą karierą. Zdecydowanie ładniejszym i lepiej uporządkowanym od tego sprzed roku. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to twarz naszego wirtualnego odpowiednika po lewej stronie oraz lista wszystkich konkursów odbywających się w danym sezonie. Pod obrazkiem postaci znajdują się podstawowe informacje o naszym stanie finansowym, pozycji zajmowanej w pucharze świata oraz ilości punktów, narodowości, imieniu oraz nazwisku. Może to na wypadek, gdyby ktoś zapomniał, skąd jest i jak się nazywa… Mało prawdopodobne, ale lepiej dmuchać na zimne. Plusik dla twórców za zadbanie o każdy detal. Z prawej strony są odnośniki do poszczególnych elementów, niezbędnych jeśli chcemy, by nasza kariera przebiegała bezproblemowo. Treningi, sklep, sponsorzy, tabela wyników i parametry naszego skoczka - dokładny podgląd, co zostało lepiej wytrenowane podczas szkolenia.
Po zapoznaniu się z każdą dostępną opcją, przygotowujemy skoczka do zawodów. Klikamy przycisk "skacz" i obserwujemy ekran ładowania. Po chwili znajdujemy się na skoczni. Sprawy grafiki oraz komentarza omówię w późniejszym czasie. Teraz zajmę się szczegółami dotyczącymi sterowania, nareszcie zmodyfikowanego i prezentującego się tak, jak powinno wyglądać już rok temu. Podziwiając kolejnych zawodników na skoczni, klikamy trójkącik w prawym dolnym rogu i szybko ich omijamy (chyba, że ktoś ma ochotę podziwiać jak nierealistycznie skaczą owi panowie). Po chwili widzimy siebie i powolutku siadamy na belce startowej. Chciałoby się powiedzieć "osz kurcze jak wysoko", jednakże brakuje czasu, bo po 5 sek. mamy dosłownie chwilkę na odepchnięcie się i pojechanie w dół. W momencie, w którym zjeżdżamy po rozbiegu, musimy utrzymywać skoczka w jak najlepszej pozycji za pomocą widocznego na ekranie wskaźnika. Im bliżej środka znajdzie się widniejąca na nim strzałeczka, tym szybciej zjedziemy. W momencie dojazdu do progu czeka nas wybicie. Pojawia się długa zielona kreska, skracająca się w bardzo szybkim tempie. Klikamy jednocześnie oba przyciski myszy i już lecimy w powietrzu. Lepiej, by owy paseczek pozostał jak najkrótszy, bo to gwarantuje nam bardzo mocne wybicie. Szybując, utrzymujemy równowagę i przygotowujemy się do lądowania. Wbrew pozorom - niezwykle trudnego. Przesuwamy gryzonia do przodu i klikamy jednocześnie obydwa przyciski, jeśli zależy nam na jakimkolwiek postawieniu nart na ziemi. Oczywiście jest możliwość oczarowania jurorów wspaniałym telemarkiem. W tym celu walimy najpierw w lewy, a następnie prawy przycisk. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to nasz skoczek nie wyląduje na twarzy. Ba! To nie wszystko. W końcowej fazie należy jeszcze utrzymać równowagę, aż do zielonej linii. Nie wiem, po kiego grzyba twórcy dorzucili coś takiego, lecz tyle cierpkich słów poleciało w ich kierunku z mojej strony, że ciężko będzie mi wszystkie zliczyć! Ciesząc się z długiego i udanego skoku, zakończonego pięknym telemarkiem, moja postać po wylądowaniu przewracała się przez pomysł z utrzymywaniem równowagi! Myślałem, że wyrzucę monitor przez okno, a płytkę z grą połamię i zakopię, by nikt nigdy nie odnalazł nawet jej cząstki.
Przejdźmy do samych obiektów zmagań. Znowu otrzymaliśmy skocznie opracowane według planów Narodowej Federacji Skoków Narciarskich (FiS). Prezentują się zdecydowanie lepiej niż w zeszłym roku. Naniesiono sporo poprawek, a także dodano jeszcze kilka obiektów, których łącznie jest teraz 32. W związku ze zmodernizowaniem i stworzeniem od podstaw oprawy graficznej, (o czym za chwilkę), widzimy dwa razy więcej poruszających się po ulicach autobusików, latających baloników, (chociaż dziwnie, są to same balony, bez żadnego zakończenia) czy kibiców. Drzewka w dalszym ciągu stoją nieruchome, co świadczy o braku wiatru, a jakby tego było mało, kolejnym dowodem jest dym wylatujący z kominów pobliskich chatek. On tam widnieje i to wszystko. Brakuje animacji - wisi w powietrzu, niczym z obrazka. Ha! Mam was! Taki kit wciskacie z tym wiatrem! Lepiej, gdyby w ogóle go nie było, bo gdy już się pojawia, to proponowałbym zadbać o dopracowane tych drobnych szczególików. Zaobserwujemy natomiast zmienne warunki pogodowe, a raczej padający śnieg bądź deszcz od początku do końca zawodów. Ten pierwszy to z kolei zwykłe białe kropki.
Czas zająć się komentarzem. Tegoroczna edycja posiada zaimplementowane głosy nowych postaci. Są to Maciej Kurzajewski z telewizyjnej jedynki, oraz Marek Rudziński z Eurosportu. Jak wypadli? W mojej opinii lepiej od duetu z zeszłego roku. Ich teksty są bardziej rozbudowane, a samo zaangażowanie się w wypowiadane kwestie zdecydowanie doskonalsze. Przed rozpoczęciem zmagań słyszymy historię danej skoczni oraz ewentualnego rekordzistę. Kiedy nastąpiła jej przebudowa czy też odległość, na którą zawodnicy mogą bezpiecznie oddawać skoki. Podczas samych zawodów komentarz wypowiadany jest wyłącznie po wylądowaniu, co niestety mnie nie zadowala. Dlaczego panowie komentują cały skok, a nie poszczególne jego elementy? Na dodatek czasem skacząc po 90 m na skoczni z punktem konstrukcyjnym 120 m, słyszę "Przeskoczył punkt K skoczni, z pewnością znajdzie się w drugiej serii". Ja rozumiem, że ze stanowiska komentatorskiego konkurs może być słabo widoczny, lecz pomylić się o całe 30 m to już przesada. Może lepiej założyć okulary? Do drugiej serii i tak się nie dostałem. Problemem dla początkującego zawodnika są obiekty mamucie. Te gigantyczne skocznie to istna katorga. Nie ma możliwości, by polecieć na nich dalej niż 160 m w pierwszych sezonach. Mają pewne błędy przy zeskoku, w wyniku czego dla sportowców posiadających niski współczynnik siły wyskoku, dalszy lot jest niemalże niemożliwy! W takim wypadku po co owe zawody zamieszczane są w sezonie dla gracza? Lepiej, gdyby startował w nich dopiero za kilka lat, już bardzo doświadczony i wytrenowany! Osobę układającą taką listę to nic tylko udusić, a ciało rzucić wściekłym kibicom dla zabawy.
Oprawa wizualna jest o wiele lepsza niż w edycji ubiegłorocznej. Niestety nie mam dokładnych informacji na temat wykorzystanego silnika graficznego, lecz prawdopodobnie nadal jest to "RenderWare" pochodzący między innymi z serii GTA. Tutaj nie mamy już nałożonych filtrów, skutecznie obrzydzających obraz, wszystko jest ostre, a kolory bardziej nasycone. Modele postaci niestety nie należą do pierwszej ligi, ale same twarze wykonano o niebo lepiej. Przedstawienie skoczni niebanalne, śnieg jest biały tam, gdzie powinien. Niestety pierwsze, co rzuca się w oczy, to dziwne zabarwienie otoczenia obiektów, na których sportowcy oddają skoki. Widząc Hakubę zastanawiałem się, dlaczego po jej lewej stronie połacie terenu są żywcem wyjęte z powierzchni Marsa! Wszystko czerwone! Po prawej stronie z kolei troszkę fioletowego, gdzieniegdzie zielonego… O co chodzi? Gorzej, że na każdej skoczni widzimy takie dziwne przypadki. Spotkałem się także z górami na czubku zielonymi, podczas gdy cały spód był ośnieżony. Zawsze wydawało mi się, że powinno być odwrotnie, lecz nigdy nie byłem dobry z geografii. Widać muszę zmienić swe spostrzeżenia. Oprawa dźwiękowa z kolei stoi na marnym poziomie. Co prawda muzyka lecąca z głośników podczas pobytu w menu jest do zniesienia, z całą pewnością lepsza od tej z edycji zeszłorocznej, ale już same odgłosy podczas zawodów… Szkoda gadać. Słychać jedynie lądowanie, wybicie i właściwie to wszystko. Swoją drogą, zaskoczyła mnie animacja zawodnika przy zjeździe z rozbiegu. Narty skoczka dziwnie podskakują. Gdyby taka sytuacja miała miejsce w przypadku prawdziwych zawodów, zapewne prędkość przy wyjściu z progu byłaby zdecydowanie mniejsza niż powinna. No ale takie rzeczy to tylko w grze, więc w Skokach 2004 osiągamy po 93 km/h i więcej, odpowiednio do danej skoczni. Przeszkadza mi ślamazarność całego konkursu. Wszyscy poruszają się flegmatycznie, absolutnie nie odczuwa się pędu.
Skoki Narciarskie 2004 to odświeżona i z całą pewnością lepsza odsłona od wydanej rok temu. Dopracowano każdy z poszczególnych elementów, zaczynając od kariery, przez sterowanie, a kończąc na grafice. Szkoda, że nie ma tutaj prawdziwych nazwisk skoczków zagranicznych, bo widok Adama Małysza pośród "Hałtamekiego", "Stensruta" czy też "Szmita" nie wygląda ciekawie. Produkt ma też to do siebie, że często zdarzają mu się problemy natury technicznej. Jakiś czas temu, gdy oczekiwałem na swój występ i wyglądałem przez okna z pomieszczenia dla sportowców, skok akurat oddawał mój kolega z Finlandii. Przy wybiciu zapadł się pod bulę, a po sekundzie zjeżdżał już spokojnie w dół. Powolutku, bardzo powolutku. Na ekranie pojawiły się puste tabelki. Oniemiałem z wrażenia. Gość jest dobry! Nie sposób zapomnieć o wysypywaniu się tegoż tytułu mimo ogólnej lepszej stabilności niż w ubiegłorocznej edycji. No i dziwna marsjańska ziemia przy skoczniach to zapewne wynik mutacji gruntu, który aż sczerwieniał, próbując się rozgrzać. Wszak tam ciągle śnieg leży. Według skali Playbacku, należy się 5+. Grało się przyjemnie, często nawet wracam do tej części, ale błędów jest bardzo dużo.
Skoki Narciarskie 2005
Minął kolejny rok, zbliżał się kolejny sezon skoków narciarskich, a wraz z nim kolejna odsłona popularnej w Polsce gry sportowej, tworzonej przez L'Art. Zapowiadano wiele interesujących nowości, jak przebudowa systemu sterowania, odświeżona oprawa graficzna, udoskonalone projekty skoczni. Wszystko brzmiało jak zwykle fantastycznie, jednak w praniu nie jest aż tak różowo. Dlaczego? Dowiecie się czytając tekst, ja jednak przyznać muszę, że ta część skoków jest bardzo dobra (porównując z poprzednimi tworami). Kupiłem ją z lekkim opóźnieniem, była trudno dostępna, więc szczęśliwy, że udało mi się ją zdobyć, przyjechałem do domu, zainstalowałem i uruchomiłem. Pierwsze wrażenie? Znaczek producenta i krótkie intro przedstawiające skocznie i zaprojektowane zupełnie od nowa, świetnie wyglądające upadki zawodników. Na końcu oczywiście głos Adasia, który zaprasza nas do zabawy.
Menu zwykłe. Pierwszy element, który od razu mnie odtrącił - muzyka. Równie beznadziejna jak w edycji sprzed dwóch lat. Nudna, monotonna, prędzej przy niej usnąć niż zacząć grać. Po wyłączeniu głośników mogę się nareszcie dobrze przyjrzeć, co tym razem udostępnili twórcy. Naturalnie, jest tryb zręcznościowy, realistyczny, szkolenie, opcje, autorzy czy też wyjście. Jak można się było domyślić, przestawiłem parę konkretnych ustawień w oprawie graficznej. W dalszym ciągu brakuje rozdzielczości wyższej niż zalecana dla 17 czy 19 calowych monitorów LCD. Ogromny minus, który to już raz? Rozumiem, jeszcze 2 lata temu przeżyłbym to. Jednak teraz? Nie orientując się, dlaczego producenci dopuścili się takiego stanu rzeczy, wszedłem do trybu realistycznego, najbardziej rozbudowanego, w międzyczasie przechodząc szkolenie. Zalecam to każdemu graczowi. Tutaj już znalazło się wiele nowych elementów. Skoki na igielicie, konkurs pucharu świata z kobietami w roli głównej (szkoda, że każda wygląda niemal tak samo - brzydko), turniej młodzików czy też skandynawski. Nie licząc tego jest oczywiście kariera, praktyka, loty narciarskie i zaskakujący… powrót do poprzedniego ekranu.
Rozpoczęcie kariery zaczyna się od utworzenia swejego wirtualnego odpowiednika, podobnie zresztą jak w poprzednich odsłonach. Widzimy twarz naszego skoczka, którą wybieramy spośród kilku dostępnych modeli. Brakuje suwaczków, przypominających te z Simsów. Nie przeczę, utrudniłyby zadanie, lecz wirtualni zawodnicy różniliby się od siebie troszkę bardziej. Po wybraniu buźki, ustalamy wiek, wagę, wzrost i rozdzielamy 20 pkt. pomiędzy 4 cechy umiejętności. Siłę wyskoku, technikę lotu, lądowania i wybicia. Najważniejszą z nich jest bez wątpienia pierwsza - im wyższa, tym dłuższe skoki będziemy oddawać. Przechodzimy dalej. Właściwie to nie ma już gdzie, bo nasz sportowiec został stworzony. Wybieramy go i przeskakujemy do głównego panelu dowodzenia karierą. Twórcy pokusili się o zaimplementowanie dodatkowych elementów, a także startowania na początku w zawodach młodzików, a nie rywalizowania bezpośrednio z najlepszymi, będąc jeszcze zupełnie niedoświadczonym skoczkiem. Mamy tutaj standardowe już opcje sklepu, treningu, sponsorów czy podglądu parametrów. Zmieniono w stosunku do poprzednich części ilość pieniędzy, które otrzymujemy. Nie są one liczone w tysiącach euro, a w setkach… dosłownie. Bo początkowo, mając w posiadaniu ponad 300 "zielonych" możemy być z siebie bardzo zadowoleni. Za te pieniądze obowiązkowo zatrudniamy trenera, inwestujemy w nowy sprzęt i wynajmujemy skocznię w celu poprawienia własnych umiejętności. Ha! Chcielibyście… starczy na waciki? Nie jestem pewien, czy i to dostaniemy. No, ale coś tańszego z pewnością. Z nowych opcji, o których warto wspomnieć, widzimy magazyn (kupujemy tu używane elementy sprzętu zawodnika), statystyki (których chyba wyjaśniać nie muszę), zadania (trener zleca nam pewne "misje" - jeśli je wykonamy, z całą pewnością nam się to opłaci) czy też pominięcie zawodów. Udajemy, że boli nas brzuch, nie damy rady dzisiaj wystartować, bo widzieliśmy przelot ufo, albo jeden z zawodników nas wystraszył. Cokolwiek, byleby nie skakać. Wtedy, naciskamy owy przycisk i "voila". Przechodzimy do kolejnego konkursu. Ciekawostką są też przypadkowe wydarzenia na skoczni. Nie spodziewając się niczego niezwykłego, klikamy "skacz" i nagle otrzymujemy informację, że zawody nie mogły zostać rozpoczęte z powodu zbyt silnego wiatru lub deszczu.
Po kilku próbach i niefortunnych zdarzeniach, które nie powinny mieć miejsca, uda nam się wreszcie przenieść na obiekt zmagań wszystkich skoczków w kategorii młodzików. Pominę grafikę, którą omówię na końcu, czy też komentarz i przejdę bezpośrednio do sterowania. Sam nowy system wart jest uwagi, postaram się wyjaśnić wszystko bardzo szczegółowo. Siadamy na progu, rozglądamy się, zerkamy na wskaźniki wiatru oraz licznika... Nie, może troszkę przesadzam. Przy zjeżdżaniu z rozbiegu, poruszamy gryzoniem w górę i w dół, by utrzymać prawidłową pozycję skoczka podczas najazdu. O ustawieniu informuje nas strzałka, pojawiająca się na ekranie, gdy coś jest nie tak. W momencie dojazdu do progu, naciskamy jednocześnie obydwa przyciski myszy i wybijamy się wtedy, kiedy chcemy. Jeśli zrobimy to za wcześnie lub zbyt późno, nasz skok będzie zdecydowanie krótszy. Optymalna wartość wynosi 95%. W momencie lotu pochylamy zawodnika według własnego "widzimisie" i kontrujemy jego przechyły w przeciwnym kierunku do ewentualnego wiejącego od boku wiatru. Zbliżając się do lądowania, klikamy obydwa przyciski myszy, by wylądować. Jest możliwość zrobienia telemarku - w tym celu uderzamy początkowo w lewy, a następnie prawy klawisz naszego zużytego gryzonia. Po zjeździe z zeskoku utrzymujemy równowagę do momentu przekroczenia niebieskiej linii, a na końcu czeka jeszcze hamowanie. Gdy tego nie wykonamy, zawodnik zaliczy bliskie spotkanie z bandą, co często nie rokuje zbyt pozytywnie. Złapiemy kontuzję, a nasze skoki staną się przez to krótsze. Bóle mogą ustąpić dopiero po kilku tygodniach, więc lepiej uważać.
W tej edycji skocznie dopracowano idealnie. Zadbano o każdy szczególik, a ich liczbę powiększono do 42. Nareszcie kąt ułożenia zeskoku zgadza się z realiami, a otoczenie nie przypomina marsjańskiej powierzchni. Znajdziemy tutaj niemalże wszystkie skocznie o punkcie konstrukcyjnym 90 m (tylko na tych skaczą zawodnicy rozpoczynający karierę), 4 z 5 mamutów i od groma dużych obiektów zmagań z czerwoną linią usytuowaną na 120 metrze. Otoczenie jest szczegółowe. Dostrzeżemy autobusy, balony, kolejki, a nawet kibiców. Tym razem dużą liczbę trójwymiarowych fanów tegoż sportu. Co dziwne, postarano się o ich większe zróżnicowanie. Miłą odmianą są nareszcie poruszające się na wietrze drzewa, a jakby tego było mało - im mocniej wieje, tym bardziej się one "bujają". Jak dbać o wszystko, to trzeba dotrzymać słowa. Nie mam nic do zarzucenia wykonaniu skoczni i mogę tylko pochwalić autorów za ich bardzo dobre wymodelowanie. Nowością są zmienne warunki pogodowe. Podczas zawodów nie raz zaskoczą nas kropelki deszczu, po chwili przemieniające się w niebezpiecznie wyglądającą ulewę.
Czas zająć się komentarzem. Nie rozumiem, dlaczego twórcy postanowili powrócić do starego duetu Włodzimierza Szaranowicza i Dariusza Szpakowskiego, lecz nie wyszło to najgorzej. Panowie się zmobilizowali i nagrali bardzo dużo kwestii, które teraz słyszymy nie tylko podziwiając skocznie, lecz także w każdym z poszczególnych elementów skoku. Wszystko rozpoczyna się od krótkiej historii obiektu, na którym zawodnicy za chwilkę zaczną rywalizować między sobą. Następnie wszyscy sportowcy zapowiadani są odpowiednio dopasowanymi do nich zdaniami, jak choćby "Proszę państwa, skupmy się! Oto na rozbiegu reprezentant polski!" . W momencie wybicia z głośników dosłyszymy "Fantastycznie" bądź "Słabo". A w dalszej części lotu oraz przy lądowaniu jest już tylko "Mamy nowy rekord skoczni! Ten zawodnik ma się z czego cieszyć! Z całą pewnością ujrzymy go podczas drugiej serii!". Taki tekst pada naturalnie wtedy, gdy faktycznie osiągniemy dłuższy skok niż widniejący w statystykach rekordowy na owym obiekcie. W innym przypadku, przykładowo w momencie upadku "na twarz", niestety nie lecą w naszym kierunku pozytywne słowa.
Oprawa graficzna to istny majstersztyk, porównując do tego, co udało się panom z L'Art dokonać w poprzednich odsłonach. Modele postaci są szczegółowe, a ich kombinezony czy rękawice dopracowane w najmniejszym detalu. Brakuje jedynie większego zróżnicowania twarzy, nart lub kasków, ale to mogę wybaczyć. Same skocznie i ich otoczenie zasługują na określenie jednych z najładniejszych w całej historii gier o skokach narciarskich. Góry mają ośnieżone szczyty i są wyższe aniżeli w poprzednich odsłonach. Podczas zjazdu z rozbiegu wreszcie czuje się tę prędkość, a sam zawodnik okraszony został świetną animacją. Na pochwałę zasługują wszelkie przewrotki. Są efektowne, a widząc je, czasem robi się szkoda naszego wirtualnego odpowiednika. W każdej beczce miodu jest niestety łyżka dziegciu. Często występują problemy natury technicznej, jak choćby nagminne wysypywanie się gry w momencie przebywania w menu czy widoczne błędy podczas samej rozgrywki, jak brak wybicia się, mimo prawidłowego naciśnięcia i puszczenia przycisków. Oprawa dźwiękowa została udoskonalona względem poprzednich edycji. Wyraźnie słychać każdy element, poczynając od momentu zjazdu z rozbiegu, aż do lądowania. Kibice wydają z siebie okrzyki, a zaniedbano jedynie pewną drobnostkę. Gdy się wywrócimy - brakuje dźwięku! Zaskakujące niedopatrzenie. Szkoda, bo mogło być bardzo dobrze.
Skoki Narciarskie 2005 to tytuł godny polecenia. Po, nie da się ukryć, beznadziejnej edycji sprzed dwóch lat oraz całkiem niezłej wersji ubiegłorocznej, ta jest istną rewelacją. Zmodyfikowana oprawa graficzna, udoskonalone sterowanie przypominające zachowanie prawdziwego skoczka. Rozbudowane elementy kariery i doszlifowanie kilku istotnych szczegółów, jak choćby skoki młodzików, magazyn, pominięcie zawodów, zadania do wykonania, igrzyska letnie. Znajduje się tu wszystko to, co zawierać powinna dobra gra. Pod takim też szyldem jest sprzedawana. Brakuje prawdziwych nazwisk, nie licząc polskiej ekipy, ale to już niestety norma. Drobne błędy techniczne także mogę wybaczyć, w końcu nie ma produkcji idealnych i zastanawiam się, czy kiedykolwiek będą. Wiatr oddziałuje poprawnie zarówno na zawodnika, jak i drzewa otaczające skocznie. Muzyka w menu to tragedia, jednak sama oprawa dźwiękowa podczas zawodów jest bardzo dobra. Czego chcieć więcej? Chyba jedynie umiejętności i niewielu lądowań na twarzy. Po takiej odsłonie nie pozostawało mi nic innego, jak czekać na wersję przyszłoroczną. Może będzie jeszcze lepsza? Tymczasem wystawiam ocenę 7+ według skali Playback i polecam!
Skoki Narciarskie 2006
Przez cały rok, od momentu wydania poprzedniej edycji, było cicho o tej części skoków. Zdążyłem nawet o nich zapomnieć, gdy pewnego dnia zobaczyłem w kiosku najnowszą odsłonę. Oczywiście, jako wielki fan tegoż sportu, czym prędzej ją kupiłem. Pierwsza zmiana, która od razu rzuciła się w oczy? Producentem nie jest już L'Art, a firma znana z takich tytułów jak "Infernal" czy "Two Worlds". Wiecie, o kogo chodzi? Jasne, że tak! O Metropolis Software! Niestety, nie znam przyczyny decyzji podjętej przez wydawcę, ale ma to zapewne jakiś związek ze słabą sprzedażą i, o dziwo, niezbyt pochlebnymi opiniami wśród samych graczy na temat poprzedniej odsłony serii. Przebudowano, a właściwie stworzono od podstaw niemalże każdy aspekt produkcji, w całości oddając projekt panom z polskiej firmy. Jak to wyszło? Niestety nieciekawie, ale czytajcie dalej, bo możliwość zabawy w Skoki 2006 okazała się dla mnie bardzo trudna do osiągnięcia.
Po zainstalowaniu i odpaleniu tytułu czuć pierwszy powiew świeżości. Nowe menu, z szybującym na środku ekranu zawodnikiem. Pod spodem znajdują się odnośniki do poszczególnych elementów, takich jak kariera, trening czy zawody jednoosobowe. Po kliknięciu na któryś z tych napisów, wysuwa nam się do góry szereg innych opcji. Wygląda to estetycznie, a nawet nie wadzi mi muzyka pogrywająca w tle. Plus dla twórców! Od razu widać rękę fachowca. Może też dlatego widać w ustawieniach graficznych porządną rozdzielczość, dopasowaną do monitorów panoramicznych powyżej 20 cali. Kilka szpargałów i mogłem rozpoczynać karierę. Pierwsze zaskoczenie - prowadzimy albo własnego skoczka, albo zostajemy trenerem i opiekujemy się zawodnikami. Ja omówię jednak pierwszą z opcji. Tworzymy postać wybierając spośród kilku twarzy, wpisując imię i nazwisko, ustalając narodowość i dopasowując kolor gogli, kasku, kombinezonu czy nart. Następnie rozdzielamy 15 pkt pomiędzy 3 (na najłatwiejszym poziomie) cechy umiejętności. Wybicie, technikę lotu i prędkość najazdu. Na wyższych poziomach trudności "dochodzi" jeszcze jedna - technika lądowania. Gotowe? Idziemy dalej! Po chwili mamy przed oczyma główny panel dowodzący. Widzimy tutaj stan konta oraz odnośniki do sponsorów, sklepu czy też treningu. Naturalnie znajdziemy także informacje o kolejnych zawodach i ciągle widzimy twarz naszego sportowca. Jedna ze zmian, którą wychwyciłem, to inny system szkolenia postaci. Od teraz wybieramy, ile chcemy skoków i na jakiej skoczni, a nasz zawodnik pojedzie na trening pozbawiony opieki gracza. Jednym słowem - teraz robi się to automatycznie. Im więcej prób oddamy, tym bardziej wzrośnie nam współczynnik, który chcieliśmy przetrenować. Obejrzeliśmy większość interesujących rzeczy, więc pora… no dobrze, wstąpmy jeszcze do sklepiku. Jest on o wiele gorszy od tych dostępnych w poprzednich edycjach. Do kupienia są tylko narty i kombinezony. Każdy z nich okraszony statystykami i elementami dodającymi nam kilka punktów do wszystkich umiejętności. Niestety… tak, więc pora na rozpoczęcie zawodów.
Wyjątkowo najpierw omówię grafikę, która powala na kolana. To znaczy, w roku 2005 powalała, teraz jest bardzo ładna i Metropolis Software w tym aspekcie stanęło na wysokości zadania. Skoczkowie prezentują się jak prawdziwi, kombinezony doskonale wymodelowano. Zastosowanie filtrów powoduje, że całość świeci się tam gdzie powinna. Nawet ich animacja stoi na wysokim poziomie. Skocznie są wspaniale przedstawione, śnieg pokrywający je ślicznie błyszczy się w blasku słońca, a sam rozbieg to istna poezja. Zachwalam grafikę, ale ładniejszych skoków jak dotąd nie widziałem. Drzew jest kilka rodzajów, nareszcie wyglądają realistycznie, oczywiście poruszają się na wietrze. Otoczenie składające się z kibiców, gór pokrytych śniegiem czy innych obiektów, większych bądź mniejszych, wygląda bardzo dobrze i w tym aspekcie nie mogę nic zarzucić. Nawet wielkość całej produkcji zaskakuje… Tylko 322 mb. Szkoda, że oprawa ładna, ale technicznie gra spartolona. Nim zdołałem ją odpalić, zmuszony byłem instalować "patche", nowe sterowniki do karty graficznej, a i samą grę przeinstalowywać kilkukrotnie. Za pierwszym razem po jej odpaleniu niewidoczne było menu, za drugim po rozpoczęciu konkursu produkcja się zawiesiła i zresetowała mi komputer, a za trzecim… Miałem problemy z ponownym uruchomieniem mojego sprzętu! Nie wiem, co konkretnie powoduje takie tragiczne błędy, lecz wydanie takiego bubla to istne nieporozumienie! To tak jakby nowy mercedes wyjechał na ulicę tylko z połową silnika. Może jeździć, ale co chwila staje i wycieka mu benzyna.
Jak wypada sterowanie? Tutaj także poczyniono duże zmiany i stworzono cały system zupełnie od początku. Omówię poszczególne elementy. Siadając na belce ukazuje nam się pasek pod zawodnikiem, na którym jak szalona lata kreseczka otoczona zieloną obwódką. Musimy zatrzymać ją jak najbliżej środka owego paska. Gdy nam się to uda, sportowiec odepchnie się z całych sił od belki. Po wykonaniu tej czynności, wskakuje celownik, którego 4 poszczególne bolce należy utrzymać w jak najprostszej pozycji. Zbliżając się do progu, wskakuje jeszcze inny wskaźnik, tym razem z dwoma paskami i dwoma zielonymi obwódkami z kreseczkami. Naszym zadaniem jest kliknięcie lewym przyciskiem myszy, przytrzymanie go, a następnie puszczenie w momencie, gdy kreseczki znajdą się jak najbliżej oznaczonego punktu. Wszystko wykonane poprawnie, daje idealne wybicie. Fantastyczne, choć brzmi skomplikowanie, ale w rzeczywistości jest banalne. Wystarczy odrobina treningu. Swoją drogą, pomysł z celownikiem chyba wymyślił ktoś mający ogromną fantazję. W każdym bądź razie, kontynuujmy. W locie staramy się utrzymać równowagę, naturalnie za pomocą znanego już celowniczka, a zbliżając się do lądowania - najtrudniejszy moment - znowu objawiają się 2 paski i kreseczki. Klikając jednocześnie dwa przyciski myszy w odpowiednim momencie, lądujemy na 2 kończyny. Jest możliwość postawienia nart na ziemi telemarkiem. W tym celu wciskamy najpierw PPM, a następnie LPM. Skomplikowane… No i chyba najgorzej wyglądające ze wszystkich części.
Sprawę położono na całej linii także w przypadku komentatorów. Są to nieznani panowie, o których wcześniej nie słyszałem. Nie to się jednak liczy, a sam fakt ich zaangażowania. Słychać - próbują, starają się, ale wszystko na nic. Beznadziejne! Drętwe teksty, słaby komentarz skoków, nędzne głosy, których czasem niemalże nie słychać. Doprawdy gorzej wydawca postąpić nie mógł, ale chyba zabrakło pieniędzy na przedstawienie propozycji duetowi sprzed roku. Co prawda, da się jeszcze znieść omawianie danego obiektu, ale w późniejszych etapach podczas zawodów - lepiej pozostawić to bez komentarza. Co do oprawy dźwiękowej, jest dobra i nic ponad to. Słyszymy co trzeba - kibiców, skoczka, odpowiednio kiedy się wybijamy i lądujemy. Częściowo wynagradza to sprawę komentarza. Zastanawiałem się, dlaczegóż nigdzie nie mogłem znaleźć nazwisk tych panów. Teraz widzę, że nie ma co się dziwić. Wolą się oni nie przedstawiać. Nie macie się też co łudzić, że może tutaj znajdziecie prawdziwe nazwiska zawodników. Nic z tych rzeczy, dalej spotkamy Czing, Czang Czonga, albo Hałtamekiego. Cieszą dopracowane powtórki skoków, na których wyraźnie widać poszczególne elementy lotu. Nareszcie sportowiec wybija się z progu, a nie przelatuje w pozycji poziomej nad bulą, jak w edycji z roku 2003, lub dwukrotnie wyskakuje, jak przed rokiem. Upadki prezentują się tragicznie. Prawdziwym wzorem do naśladowania powinna być poprzednia odsłona, bo to, co widzimy tutaj, woła o pomstę do nieba. Albo grozi napadem śmiechu, powodującego ból brzucha lub policzków - niebezpieczne. Lepiej trzymać się z daleka. Nie mówcie później, że nie ostrzegałem.
Po rozegraniu kilku sezonów, zakwalifikowaniu się do grupy A, czyli startowaniu z najlepszymi skoczkami świata i pokonaniu ich, gra nuży. Po Metropolis Software spodziewałem się czegoś wyraźnie doskonalszego, chociaż patrząc na Infernala czy Two Worlds, chyba wymagałem zbyt wiele. Skoki Narciarskie 2006 są rozczarowaniem. Skomplikowany system sterowania, wymyślony zapewne w taki sposób, by jak najlepiej oddawał klimat prawdziwych zawodów i lotów sportowców, nie udał się. Niestety, coś nie zagrało prawidłowo. Po treningu łatwo go opanować, lecz sam pomysł - pudło! Animacja także drętwa, a komentarz pozwolę sobie przemilczeć, bo ten jest gorszy nawet od edycji z roku 2003. Dobrze, że graficznie jest pięknie, no i do gustu przypadł mi sposób trenowania zawodników. Zawsze przeszkadzał ten fakt samodzielnego oddawania skoków w celu podwyższenia własnych umiejętności. Beznadziejny sklep, a dopracowanie od strony technicznej to największa porażka produkcji. Za dopuszczenie się czegoś takiego powinni wieszać za "coś" na linie. Do czego to podobne, by gra przed uruchomieniem zrestartowała mi komputer kilkukrotnie i jeszcze domagała się patcha oraz zmiany sterowników?! Polak potrafi - spartolić zadanie… Według skali Playback, nie więcej, niż 4, ponieważ graficznie lepsze od odsłony sprzed 3 lat. Cała reszta na podobnym - bardzo słabym - poziomie!
Czy warto zawracać sobie głowę skokami tworzonymi przez Polaków?
Fani tego sportu zapewne pamiętają odsłonę z roku 2002, o której zresztą wspominałem we wstępie tekstu. Straciłem przy niej dziesiątki godzin i gram do dzisiaj. Ciężko jest mi się oderwać, ponieważ w tamtej produkcji niemal wszystko jest idealne. Grywalność fantastyczna, skoki oddaje się bardzo przyjemnie, a wytrenowanie skoczka zajmuje kilka sezonów. Woskowanie nart, sklep z moim ulubionym kombinezonem - srebrnym, połyskującym. Żadna odsłona stworzona przez Polaków nie może się równać z tym tytułem. Ba! Liże mu stopy i prosi o łaskę! Nawet komentarz w wykonaniu Włodzimierza Szaranowicza i Dariusza Szpakowskiego zawiera mnóstwo humorystycznych tekstów i jest bardzo dobrze dopasowany do danej sytuacji. Minusy? A gdzie tam! Chyba tylko upadki zawodników prezentujące się mało realistycznie. Graficznie jest w dalszym ciągu bardzo dobrze. Odpowiadając na pytanie postawione powyżej - NIE warto! Zainwestujcie w RTL SkiSpringen 2007, dziesiątki razy lepszą symulację Skoków Narciarskich, aniżeli w buble wydawane przez Polaków. Chyba dlatego też nie ma już "Dobrej Gry", a kolejne odsłony, które powinny się ukazać pod koniec 2006 roku i teraz w listopadzie, po prostu nie powstają. Po ostatnim razie - lepiej już tego nie wydawajcie. Przypominam wszystkim! Sezon rozpoczynamy w Kuusamo 29.11. Trzymajcie kciuki za Adama Małysza i wschodzącą gwiazdę, Kamila Stocha! Liczę na ich dalekie skoki i zdobycie kolejnej kryształowej kuli!