REKLAMA

So Blonde: Blondynka w opałach

Od czasów Monkey Island, pojawiło się wiele gier przygodowych z "luźnym podejściem do tematu". Runaway oraz jego kontynuacja, seria Ankh, czy też zwariowane przygody dwóch nietypowych detektywów - Sama&Maksa, a to ledwie wierzchołek góry lodowej. Teoretycznie So Blonde, nowa produkcja francuskiego studia Wizarbox, również miała wywoływać salwy śmiechu. Teoretycznie...

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Sunny Blonde to stereotypowa amerykańska nastolatka - najważniejsze są dla niej wypady do centrum handlowego ze swoimi koleżankami (w celu uszczuplenia stanu swego konta o jedno "0" na końcu, a jakże). Ponadto zestaw standardowy: dużo modnych ciuchów, stylowa fryzura, imprezy, jeszcze więcej modnych ciuchów. Oprócz tego - jak nietrudno się domyślić - jest blondynką. Pewnego dnia - wbrew protestom Sunny - rodzice zabrali siedemnastoletnią bohaterkę w podróż statkiem. Rozpieszczona dziewczyna nudzi się podczas podróży. Nagle (nie wiemy dlaczego) złotowłosa wypada za burtę. Fala wyrzuca ją na brzeg tajemniczej wyspy na Karaibach. Najgorsze jest to, że zgubiła swój zestaw do makijażu! A to dopiero początek kłopotów...

REKLAMA

Oczywiście bez "tapety" blondynka za nic w świecie nie wejdzie w głąb wyspy ani nie porozmawia z chłopakiem siedzącym na plaży. Co prawda w warunkach niecodziennych, ale jakoś się udało - urocza blondi ma już wystarczającą ilość tuszu, pudru i szminki na twarzy. Teraz wyspa stoi przed nią otworem! Jakie jest zdziwienie bohaterki po rozmowie z tubylcami, gdy dowiaduje się, że nikt z mieszkańców nie słyszał o hotelu, telefonii komórkowej itp. Słowem - na tej wyspie czas się zatrzymał w XVII wieku. "Największym" problemem tutejszej ludności jest herszt piratów o pseudonimie "Jednooki". Ten zbój nielichy, wraz ze swym pomocnikiem Czartem oraz całą bandą kolegów po fachu Jacka Sparrowa, jest tyranem. Początkowo, zadaniem bohaterki jest powrót do domu. Później jednak, gdy zostaje wplątana w kłopoty mieszkańców wyspy, jej własne strapienia schodzą na dalszy plan.

Zagadki w "So Blonde" bywają dość nielogiczne. Dla przykładu jedna z początkowych szarad - do zepchnięcia ciężarka należy wykorzystać... korek (tak, ten sam, który w noc sylwestrową dzieli balujących od trunku). Tu i ówdzie zdarzy się kolejna irracjonalna łamigłówka, lecz większość z nich jest prosta, zaś dla gracza, który ukończył już kilka tego typu produkcji - wręcz banalna. Dla początkujących graczy przewidziano podpowiedzi; po naciśnięciu spacji, podświetlane są wszystkie aktywne przedmioty. Jedna z zagadek miała spory potencjał na zostanie najlepszą szaradą w grze, jednak nie został należycie wykorzystany. Podobnie zresztą, jak całej produkcji... Od czasu do czasu przyjdzie nam zmierzyć się z jakąś niezbyt skomplikowaną mini-gierką w odschoolowym stylu. Są dość przyjemne i zróżnicowane, raz naszym zadaniem jest ułożenie historyjki obrazkowej we właściwej kolejności, innym razem łapanie kropel wody do wydrążonego kokosa. Zaś dla graczy, którzy nie cierpią elementów zręcznościowych w przygodówkach, autorzy przygotowali rozwiązanie. Mianowicie, przed rozpoczęciem arcade'owych zmagań rodem z produkcji sprzed dwudziestu lat, można wybrać opcję "wygrana", która pozwala pominąć migi-grę.

W grze jest wiele chwil, gdy nie wiemy, co mamy zrobić. OK, zakończyliśmy dane zadanie i... co teraz? Wtedy też zaczyna się bezmyślny bieg po dość dużej wyspie i zaczepianie wszystkich postaci, które napotkamy na drodze. Zdarza się to bardzo często, co negatywnie odbija się na grywalności tytułu. Wyspa, na której rozgrywa się akcja tytułu jest bardzo duża, a nierzadko zdarza się, iż musimy przemieścić się z jednego krańca obszaru na drugi. Mapa wraz z opcją szybkiej podróży byłaby idealnym rozwiązaniem, nieprawdaż? W pewnym momencie gry, zostajemy w nią wyposażeni, jednak możemy sobie na nią jedynie popatrzeć - jest nieużyteczna (zresztą i tak po chwili się z nią rozstajemy). Tak więc jesteśmy skazani na przemierzanie wyspy na piechotę. Przed każdym przejściem pomiędzy lokacjami, jesteśmy zmuszeni oglądać ekran ładowania.

So Blonde miała być bardzo zabawną i luźną grą przygodową, podobną do takich produkcji, jak Runaway czy Monkey Island[/b] (z tej ostatniej, panowie ze studia Wizarboksa garściami czerpali inspiracje). Zapewne byłaby taka, gdyby nie żarty, które są bardziej denne od kawałów o blondynkach. Szczytem beznadziejności jest pojedynek na dowcipy pomiędzy Sunny a kapitan Morganą ("Czemu brunetki są tak dumne ze swoich włosów? Bo pasują im do wąsów i brody".).

W [i]Monkey Island nie brakowało również różnego rodzaju nawiązań do współczesności, autorzy niejednokrotnie "puszczali oko" do graczy. W So Blonde również nie mogło zabraknąć tego elementu, jednak również został niedopracowany. Zamiast swoistych "smaczków", możliwych do znalezienia jedynie dla wprawnego oka, zostały podane na tacy. Ponadto są... no właśnie - są. I tyle, co można o nich powiedzieć pozytywnego. Przykłady? Proszę bardzo - "Jeżeli chciałabym przeszukiwać trupy, siedziałabym, grając w WoW-a.", czy też: "No bez przesady. To nie Monkey Island".

Kolejnym omawianym elementem jest oprawa audiowizualna produkcji. Na dwuwymiarowych lokacjach umieszczono modele postaci w 3D. Powiedzmy sobie szczerze - lokacje są wprost piękne. Wykonane w rysunkowym stylu, doskonale oddają klimat tropikalnej wyspy. Ostatni raz z takimi poziomami spotkałem się w Runaway 2: Sen Żółwia. Niestety, w kwestii modeli postaci nie jest już tak wesoło. Ba, nie jest nawet dobrze. Zostały wykonane w trójwymiarze, ale wyglądają po prostu brzydko, twarze postaci są rozmazane (warto nadmienić, iż gra była testowana na komputerze o konfiguracji kilkakrotnie lepszej od wymagań produktu). W ogóle nie pasują do lokacji, sprawiają wrażenie "naklejonych". Jeszcze gorzej prezentuje się animacja. Postaci poruszają się nienaturalnie i bardzo sztywno. Najbardziej unaocznia to scena, w której mieszkańcy wyspy biją burmistrza. Ponadto, gdy któryś z bohaterów się śmieje, wygląda to - dosłownie - jakby wymiotował.

Gra została w pełni zlokalizowana, w roli głównej wystąpiła Aneta Zając, znana wielbicielom polskich seriali. Sprawdziła się w swej roli bardzo dobrze. Niestety, nie można tego powiedzieć o reszcie osób, które użyczały swych głosów postaciom. Większość głosów jest przerysowana, nigdy nie uwierzę, że ktokolwiek (nawet szaman wioski) mówi w taki sposób na co dzień. Miała być stylizacja, wyszła groteska. Czasem zdarza się również, iż postać przemawia młodym głosem, a model postaci przedstawia starca i na odwrót. Zdarza się to sporadycznie, jednak negatywnie wpływa na odbiór lokalizacji. So Blonde została w pełni spolszczona, tzn. oprócz głosów postaci, pojawiają się także napisy. Są zgodne z tym, co słyszymy. Podczas translacji ustrzeżono się wpadek, w napisach znalazłem jedynie dwa błędy (ale za to jakie!). W pudełku znajdziemy czarno-białą instrukcję. So Blonde uszczupli portfel gracza o niespełna 60 złociszy.

REKLAMA

Fabuła, którą stworzył Steve Ince (człowiek, który maczał palce m.in. przy serii Broken Sword), jest wielowątkowa, dość ciekawa. Pełna zwrotów akcji, nie pozwala graczowi na nudę. W grze spotkamy wiele wyrazistych postaci. Z blondynką spędzimy w tropikach 8 godzin, pod koniec zabawy przyjdzie nam wybrać jedno z trzech różnych finiszów. Prócz Sunny, wcielimy się także w łasicopodobne stworzenie imieniem Max oraz w Juana, bohatera o poetyckim zacięciu. Muzyka, która pogrywa w tle jest utrzymana w klimatach produkcji, jednak żaden z motywów nie zapada w pamięć.

Podsumowując, przygody Sunny są przeciętniakiem. Gra miała olbrzymi potencjał, jednak przez rozmaite błędy oraz niski poziom zagadek nie został on należycie wykorzystany, co może odstraszyć bardziej doświadczonych graczy. Jeżeli jednak szukasz podarku dla pociechy lub młodszego rodzeństwa, So Blonde nadaje się do tego znakomicie. Zaś fanom gier przygodowych w luźniejszej konwencji, pozostaje po raz kolejny odpalić Runaway'a albo nieśmiertelne Monkey Island.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA