REKLAMA

"Bez drogi do domu" jest epickie. Dla MCU lepiej byłoby, gdyby okazał się kolejnym filmem ze Spider-Manem

"Bez drogi do domu" jest filmem epickim. Gościnni bohaterowie pojawiają się w zastraszającym tempie, a recenzenci porównują nowego "Spider-Mana" do "Avengers: Koniec gry". Można jednak dojść do wniosku, że ta megalomania wyjdzie twórcom MCU bokiem.

spider-man mcu premiera marvel
REKLAMA

UWAGA! Tekst zawiera spoilery z filmu "Spider-Man. Bez drogi do domu"

Ilu jest Spider-Manów w "Bez drogi do domu"? Po długich miesiącach wyczekiwania, fejków i prawdziwych informacji dementowanych jako fejki, w końcu poznaliśmy odpowiedź na nurtujące nas pytanie. Zgodnie z domysłami fanów ludzi pająków w najnowszym filmie MCU jest trzech - do ról superbohaterów wrócili Tobey Maguire i Andrew Garfield, którzy dumnie stanęli u boku Toma Hollanda. Dzięki temu z całą pewnością możemy dzisiaj stwierdzić, że Kevin Feige i jego ekipa cierpią na skrajną megalomanię.

Nie oszukujmy się. "Bez drogi do domu" to film, o jakim marzył każdy fan tytułowego superbohatera. Bo co może być lepsze od jednego Spider-Mana? Właśnie trzech Spider-Manów, którzy jak Maguire wywołają w widzach poczucie nostalgii, albo niczym Garfield z ironią spojrzą na serię ze swoim udziałem. Nadprogramowi ludzie pająki nie są ornamentem. Spełniają w fabule istotną rolę i protagonista pełnymi garściami czerpie z ich doświadczeń. Ale czy nie wystarczyłby nam opowieść na mniejszą skalę?

REKLAMA

Spider-Man. Bez drogi do domu - film, który stworzyli fani

Byliśmy tak naprawdę o krok od katastrofy. Wystarczył jeden nieroztropny ruch Jona Wattsa, abyśmy zamiast mokrego snu fanów Spider-Mana, dostali ich największy koszmar. Lekko ograniczyć role nadprogramowych ludzi pająków i ich występy stałyby się cameosami w stylu pojawienia się w filmie Matta Murdocka znanego z netfliksowego "Daredevila". Bo twórcy się tutaj nie ograniczają.

Występ Charlie'ego Coxa jest typowo ornamentowy. Jakby twórcy dokręcili go, bo tak chcieli fani. To w końcu miłośnicy superbohaterów Marvela wyśnili sobie ten film, a cameo Murdocka otwiera wór z gośćmi w MCU. Spider-Man zaraz zmierzy się z Doktorem Octopusem, pojawi się Zielony Goblin i w końcu reszta złoli z poprzednich uniwersów Spider-Mana. Zadyszki można dostać próbując nadążyć za kolejnymi żartami, nawiązaniami do memów i easter eggami. Jest tego aż za dużo.

Co prawda sprawdza się to lepiej niż powinno, ale nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy otrzymali po prostu kolejny film ze Spider-Manem wydany pod szyldem MCU. Fani człowieka pająka są zresztą podobnego zdania. W sieci pojawiły się przecież prośby, aby powstała ostatnia odsłona trylogii z Garfieldem. Grany przez niego bohater mógłby zmierzyć się z jakimś kosmitą, tak jak sobie tego życzy w "Bez drogi do domu".

Spider-Man. Bez drogi do domu - Andrew Garfield

Spider-Man. Bez drogi do domu - jeden człowiek pająk to za mało

Po tak monumentalnym filmie superbohaterskim, jakim jest najnowsza odsłona "Spider-Mana" w ogóle mnie nie dziwi, że takie głosy się pojawiają. Kryje się pod nimi coś więcej niż sama tęsknota za człowiekiem pająkiem Garfielda. Można w nich dostrzec zmęczenie tą megalomanią MCU. W tym uniwersum (już multiwersum?) nie ma bowiem miękkiej gry. Disney chce, aby wszystko było epickie.

Jeden superbohater to za mało. Zróbmy crossover ze wszystkimi, których wprowadziliśmy. "Avengers: Koniec gry" rozbija pod tym względem bank, a przecież wielu recenzentów do niego właśnie porównuje "Bez drogi do domu". Nowy Spider-Man mógłby być zwykłym filmem ze Spider-Manem, jak pierwotnie planowano, lub nawet team-upem z Doktorem Strangem, bo zawiązanie akcji następuje wraz z ich spotkaniem. Nie narzekałbym, gdyby narracja toczyła się tylko wokół nich i pojawiającego się między nimi konfliktu. Feige na to jednak nie pozwolił.

Spider-Man. Bez drogi do domu - zwiastun

Jakbyśmy stali się tak wymagającymi widzami, że nie starcza nam już po prostu kino superbohaterskie. Jakbyśmy nie potrafili się bawić bez tony easter eggow. Jakbyśmy sprowadzali MCU jedynie do kolejnych odniesień, crossoverów i fanserwisu. Jeśli Disney dalej będzie podążał ścieżką obraną w "Bez drogi do domu", tylko na to będziemy mogli w końcu liczyć.

Spider-Man. Bez drogi do domu - teraz już tylko Avengersi?

Uzasadnione jest teraz pytanie: co dalej? Co prawda "in Feige we trust", ale to zaufanie musi być ograniczone. Co może się stać po "Bez drogi do domu"? Wiemy, że prace nad czwartą częścią Spider-Mana już trwają. Tylko wyobraźcie sobie teraz, że będzie tam tylko jeden człowiek pająk. Dojdzie do kroku w tył? Nie. Przecież zawieszoną wysoko poprzeczkę trzeba przeskoczyć, a w tym momencie jest miecz obusieczny.

Od teraz fani będą oczekiwać, że każdy kolejny film MCU, będzie następnym "Końcem gry". Będą chcieli, żeby już zawsze w "Spider-Manach" było trzech ludzi pająków, żeby obok Toma Hiddlestona już zawsze chodził Alligator Loki, żeby w nowej "Fantastycznej Czwórki" doszło do crossovera ze "Straznikami Galaktyki", etc., etc. Apetyt rośnie bowiem w miarę jedzenia.

REKLAMA

Epickie crossovery są świetne, jeśli zdarzają się co jakiś czas. Jeśli będą pojawiać się w każdej kolejnej produkcji MCU to szybko nam spowszednieją. Tylko teraz chyba nie ma już możliwości odwrotu. Fani mogą tego nie zaakceptować. A wtedy Feige'a uratować będą mogły tylko kolejne role Piotra Adamczyka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA