Gdy w roku 2003 ukazała się pierwsza odsłona serii Splinter Cell, kupiłem ją przy okazji premiery. Przechodziłem, zarywając noce, na najwyższym poziomie trudności, będąc pełen podziwu dla twórców tak fantastycznego dzieła. Polubiłem składanki i ze śliną na ustach oczekiwałem kolejnej części serii. Później troszkę się zawiodłem, fabularnie Pandora Tomorrow odstawała od części pierwszej. Grywalność jednak w dalszym ciągu była bardzo miodna. Kolejna gra cyklu, Chaos Theory w moim mniemaniu jest najlepszą odsłoną. Kapitalna pod względem technicznym, fabularnym, a możliwości oferowane przez Sama dawały spore pole do popisu. Szkoda tylko, że tak krótka. Jako że okazyjnie nabyłem limitowaną edycję kolekcjonerską zawierającą wszystkie 3 poprzednie części, postanowiłem kupić Double Agent w wersji konsolowej. Dla odmiany. Niedługo potem plułem sobie w brodę, zastanawiając się, jak doszło do tego, iż popełniłem tak ogromny błąd...
Nim jednak przejdę do sedna, napiszę kilka zdań o kwestii fabularnej. Początkowo czeka nas misja, którą wykonujemy razem z pomocnikiem, odzianym w specjalny skafander, z goglami na głowie. Służy ona wspomnieniu starych czasów, podczas gdy nasze cele były z góry sprecyzowane, a jedyne, czego ciągle musieliśmy słuchać, to głos Lamberta. Nie da się ukryć, iż brakuje mi takiej koncepcji. W każdym bądź razie, całkiem sympatyczny powrót do korzeni. Nawet byłem zdziwiony, gdyż z zapowiedzi miało jasno wynikać, że naszym celem będzie balansowanie na skraju zaufania dwóch organizacji. NSA, trzeciego eszelonu, dla którego pracowaliśmy przez kilka lat, oraz JBA, tzw. Armii Johna Browna. Po ukończeniu pierwszego etapu, dostajemy informacje od Lamberta. Niestety nic przyjemnego. Córka Sama Fishera została w bestialski sposób zamordowana. Popamiętają mnie Ci, których ręce dotykały mej kochanej córeczki w momencie jej śmierci - krzyczy Sam, po czym jego głównym celem staje się dopaść morderców. Ba! Chciałby, lecz niestety musi trzymać się planów tajnej operacji. Zdejmuje gogle, kombinezon, po czym trafia do więzienia. Na wejściu czeka fryzjer, goląc Sama na "kolanko". Następnie otrzymuje gustowne pomarańczowe wdzianko i ląduje w jednej z cel. Co ja tu robię? - Myśli siadając na łóżku. Mam zdobyć zaufanie kogoś z JBA, by mieć dostęp do ich bazy danych. Podczas więziennych spacerów udaje mu się zaprzyjaźnić z właściwą osobą. Niedługo potem wybucha awantura. Więźniowie opanowują budynek, paląc i niszcząc wszystko na swej drodze. Nie pozostajemy obojętni, wraz z nowym przyjacielem szukamy wyjścia z tego piekła.
Teoretycznie, podczas wykonywania nowych już misji nie zmieniło się nic. Tym razem jednak, nasz charakterystyczny Sam Fisher staje się zupełnie odmiennym człowiekiem. Ciężko jest przekonać się, co do jego nowej osobowości, gdyż sami nie wiemy, czego tak naprawdę chcemy. Jest głośno zapowiadana możliwość współpracy z dwoma agencjami, a pasek informujący nas o zaufaniu każdej z nich znajduje się w lewym dolnym rogu ekranu. To stawia przed nami możliwość ukończenia tego tytułu na więcej niż jeden sposób, a wydawać by się mogło, iż gra stanie się bardziej emocjonująca. Niestety, nic z tych rzeczy. Nie potrafiłem się dobrze utożsamić z kierowanym przeze mnie bohaterem. Brakowało mi także jednego określonego celu, misji polegających na ciągłym ukrywaniu się w cieniu, zaskakując strażników i czerpiąc z tego satysfakcję. Teraz przyjdzie mierzyć się z wrogiem także za dnia, co jest zupełnie nietrafionym pomysłem. Dlaczego mi to zrobiliście?! - pyta Sam programistów z Ubisoftu. Jasne, ciągnąć tą samą koncepcję przez kilka lat, zmiany by się przydały. W moim mniemaniu jednak niesięgające aż tak daleko. Zachować starą dobrą rozgrywkę, dorzucić lepsza fabułę, grafikę i możliwości, przy okazji poprawiając fizykę i udostępnić możliwość samodzielnego wyboru ścieżki pozwalającej nam ukończyć daną misję na kilka sposobów, a także zastosować brak liniowości poprzez wprowadzenie wielu zakończeń. Wiem, ambicje jednak nie do spełnienia, lecz to, co jest obecnie w nowej odslonie, zupełnie mi nie pasuje.
Pora wrócić do tematu, dlaczego też wersja przeznaczona na konsolę Sony nie jest tym, czego oczekiwałem. Przyznaję, przez zakupem sprawdziłem kilka recenzji, opinii użytkowników czy komentarzy pod opisami z tą produkcją. Niektóre były pochlebne, inne ostro krytykowały ten tytuł, a jeszcze inne wspominały o kiepskiej konwersji. Cóż, zdania podzielone. Pomyślałem - sam kupię i przekonam się najlepiej. Od tamtego czasu powtarzam - stuknij się w głowę, nim następnym razem kupisz coś takiego. Głównym czynnikiem utrudniającym zabawę jest bardzo słaby framerate. Gra zwalnia niemal cały czas, trzymając poziom niższy niż 30 klatek na sekundę.
W dodatku zdarzają się błędy. Podczas odkrywania kolejnych punktów na mapie i przemieszczaniu się pośród kontenerów ni stąd, ni zowąd utknąłem w rurze wentylacyjnej. Zgadza się, kroczyłem przed siebie i zamiast zatrzymać się w miejscu, po prostu w nią wszedłem i nie zdołałem się wydostać bez wczytania stanu gry od ostatniego zapisu. Jak by tego było mało, savepoint znajduje się dość daleko od tego momentu, więc czekała mnie przykra niespodzianka. A takowych błędów znajdzie się więcej. Niech ktoś mi wyjaśni jak to się stało, że po oddaniu strzału w głowę wroga, ten stał w dalszym ciągu jak gdyby nigdy nic. Nawet nie drgnął, usłyszawszy dźwięk pistoletu.
No właśnie, broń. Nie jest ona najważniejsza w Splinter Cellu. Bardziej liczyły się zawsze dostępne akcesoria, z których uwielbiałem korzystać i wprowadzać na nie swych przeciwników. Wielu zmian nie ma, znajdziemy tutaj pistolet z tłumikiem, nasz poczciwy karabin, bardzo przydatny podczas wykonywanych zadań, a także masę sprzętu pozwalającego na obezwładnienie strażników. Jak choćby naboje z ładunkiem elektrycznym powalające wrogów momentalnie, specjalne gumowe pociski służące do ogłuszania, a także kamerki dające możliwość zerkania czy nikt niepożądany nie czai się za rogiem. W szczególnych przypadkach tryskające gazem usypiającym. Oczywiście, gdy zajdzie taka potrzeba użyjemy granatów, a także naszych giwer do celów zaplanowanych pierwotnie. Są misje, w których zabijać nie możemy, lecz w tych gdzie możliwość ta istnieje… czasem brak innego wyjścia. A co do naszych przeciwników, jeśli nie przytrafi się żaden babol, są w stanie alarmować siebie nawzajem, wzywać pomoc poprzez radio, czy też rozpocząć poszukiwania Sama na każdej możliwej platformie, na którą są w stanie wejść. Niestety nie potrafią się wspinać, zjeżdżać po linach czy chodzić rurami i kanałami wentylacyjnymi. Może to i dobrze, tajne ścieżki tylko dla Fishera. Z drugiej strony AI można by udoskonalić, nawet na najwyższym poziomie trudności eliminacja wrogów jest prosta.
Jestem zawiedziony jakością grafiki wersji PS3. Produkcja ukazała się później niż na konsolkę Microsoftu, a mimo to wygląda okropnie. Przede wszystkim zupełnie nie przyłożono się do prawidłowego zaimplementowania gry światła i cieni, które są przecież tak ważne w tej serii. Edycja konsolki Sony ma słabe oświetlenie poszczególnych elementów, cienie są brzydkie, a odbicia na kostiumie Sama mało realne. Tragedia wręcz, a na dodatek, jakość nie idzie w parze z szybkością działania. Jest więcej różnic. Dlaczego ta na czarnulkę ma mnóstwo gorszej jakości tekstur, a czasem nawet zupełnie inaczej wyglądające przełączniki czy poziomy. Nie rozumiem, co skłoniło twórców do takich cięć. Jak by tego było mało, za pierwszym razem ładowanie etapu trwa z zegarkiem w ręku, 2 minuty. Kto jest winien tak słabej jakości konwersji, niech przyjdzie do mnie, a dostanie bęcki. Produkt ten nie powinien w ogóle pojawić się na rynku, tylko zepsuł moją dobrą opinię dotyczącą francuskiej firmy Ubisoft! Całe szczęście, dźwięku nie zepsuto. Jest on taki, jak powinien być i chociaż z tego się cieszę.
Splinter Cell: Double Agent w wersji na PlayStation 3 jest grą, której nie polecam nikomu. Tylko ze względu na beznadziejną jakość konwersji. Autorzy zupełnie nie przyłożyli się do swojego zadania. Nie wiem czy wynika to ze słabej znajomości architektury, czy też innych powodów. Coś jest na rzeczy, chyba The Cell (procesor) okazał się zbyt skomplikowaną jednostką dla francuskich programistów. Piąta część SP przecież na konsolę Kutaragiego już się nie pojawi, bo nie była by w stanie prezentować takiego poziomu, jak w przypadku X360. Bzdura! Tu wystarczy chcieć. Błędy, animacja trzymająca poziom poniżej 30 klatek, grafika odstająca od przyzwoitych standardów. Za co mogę pochwalić ostatnią odsłonę mojej ulubionej serii? Fabuła, dostępne uzbrojenie i dźwięk. Zmuszałem się by grać w tą edycję, po kilku dniach wylądowała jednak na znanym serwisie aukcyjnym. Dodatki mające nas przekonać do wersji na "czarnulkę" to dodatkowa postać w rozgrywce wieloosobowej, kilka map i w zasadzie to wszystko. Ubisoft, jak będziesz dalej tak traktować PS3, to fani wreszcie urządzą sobie z waszej siedziby grilla, smażąc komputery i cały pozostały sprzęt. Może nauczylibyście się wtedy, że lenistwo nie popłaca.