Po Star Wars: The Force Unleashed oczekiwano wiele różnych rzeczy - część graczy liczyła na Jedi Knight po ciemnej stronie Mocy, inni z kolei zwątpili w LucasArts, widząc w ich nowym projekcie slashera nastawionego na liczebność wrogów. Pierwsze recenzje w zachodnich portalach nie były bardzo przychylne - większość mówi o rozczarowaniu, "gra jest nie najgorsza, ale nic poza tym". Mimo to zachowałem nadzieję na kolejny klimatyczny produkt ze "Star Wars" w tytule. A czy go dostałem? Hell YEAH!
Każdy kto śledził losy omawianej produkcji wie, o czym mówi fabuła The Force Unleashed, jednak wypada ją przytoczyć, a nuż ktoś nie interesował się wcześniej najnowszym dziełem LucasArts… Akcja ma miejsce pomiędzy trzecią i czwartą częścią sagi, obserwujemy więc początki rebelii przeciwko Galaktycznemu Imperium. Postać jaką kierujemy to sekretny uczeń Dartha Vadera, znaleziony jako dziecko przez swego mrocznego mistrza na planecie Kashyyyk. Pierwsza misja pozwala nam pokierować Mrocznym Lordem podczas szturmu na ową planetę, gdzie spotyka swojego przyszłego podopiecznego. Głównym celem istnienia Starkillera (taki ma bowiem przydomek nasz bohater) jest tropienie i zabijanie Jedi, którzy przeżyli rozkaz 66. Nieco bardziej odległym zadaniem jest jego trening, by w przyszłości wspomóc Vadera w zabiciu Imperatora, Lorda Sidiousa. W polowaniu na Jedi naszej postaci towarzyszy robot Proxy, chodząca baza danych oraz worek treningowy w jednym, a także urokliwa pani pilot, Juno Eclipse.
W walce ze szturmowcami, droidami, rebeliantami, Rancorami i innymi wytworami Mocy wspomaga nas… oczywiście jej Ciemna Strona. Starkiller został wytrenowany bardzo dobrze, jego wyczyny zachwycają, jednak czasem sięgają przesady… Gra akcji trzymająca się praw istniejących w świecie wykreowanym przez Lucasa, a skupiająca się na używaniu Mocy byłaby nudna, więc trochę przesady jest chyba konieczne (chwytanie Mocą krążowników Imperium i temu podobne sztuczki).
Zaczynamy jako osoba niezbyt potężna, jednak wraz z kolejnymi etapami zyskujemy nowe moce, ciosy itp. Bohatera rozwijamy wg własnego uznania, przypomina to trochę system znany z Jedi Academy, jednak jest bardziej rozbudowane i zawiera większą liczbę zdolności. Na początku rozgrywki nasz bohater rzadko odbija strzały z blasterów za pomocą miecza świetlnego, w połowie gry odbite pociski wracają do nadawców, a odpowiednio rozwinięta postać nie musi już nawet używać do tego miecza. Główną atrakcją używania Mocy jest oczywiście "Force Grip", czyli chwycenie za pomocą Mocy przedmiotu i rzucenie go w dowolne miejsce. Możemy tak postępować z każdym wrogiem, a także niemal z każdym przedmiotem! Czyni to walkę bardzo finezyjną, gra nie polega na głupim siekaniu przeciwników, często wymaga określonej taktyki. Nie udało się pokonać tłumu szturmowców za pomocą Błyskawicy Mocy? Wczytaj grę i spróbuj zrzucić na nich Tie Fightera przelatującego w pobliżu!
Olbrzymie zróżnicowanie widać podczas walki z bossami (przeważnie rycerzami Jedi). Każdy taki przeciwnik pojedynkuje się we własnym stylu, korzystając z jednych umiejętności częściej, niż z innych. Rozgrywka wymaga wtedy od gracza poznania technik oponenta, obmyślenia strategii, odnalezienia jego słabej strony. Dzięki temu każdy pojedynek wygląda inaczej! Warto też nadmienić, że podczas walk z Jedi kamera nie jest zawieszona za plecami Starkillera, lecz "w rogu pomieszczenia", trochę jak w bijatykach. Dzięki temu mamy możliwość obserwowania całego pola bitwy, wykorzystania jego elementów do pokonania przeciwnika. Potężniejszych przeciwników wykańczamy przy pomocy Quick Time Eventów, czyli wciskania pojawiających się na ekranie przycisków. Pojawia się to też przy innych okazjach, lecz rzadko.
Jedną z najbardziej irytujących wad The Force Unleashed jest jej liniowość. Twórcy zaprojektowali poziomy po mistrzowsku, wszystkie lokacje wyglądają klimatycznie, są w pełni interaktywne, jednak graczowi nie pozostawiono wiele wyboru. Jedynie w kilku miejscach wykonać możemy zadanie w dowolnej kolejności, a pole walki i tak jest wtedy małe - to zdecydowanie za mało. Trzeba jednak przyznać, że pokonywanie kolejnych grup wrogów daje już sporo dowolności co do naszego stylu. Walka samym mieczem, użycie Mocy, rzucenie w tłum wielkim przedmiotem, zepchnięcie przeciwników w otchłań… To wszystko sprawia, że na pewno usiądę do gry po raz drugi, a może i trzeci. Dzieło LucasArts ma więcej niż jedno możliwe zakończenie, więc warto przyjrzeć się produkcji kilkukrotnie.
Tym bardziej, że fabuła prezentuje się wyśmienicie. Jedyną jej wadą jest długość rozgrywki - na przejście gry potrzeba… 5-7h! Strasznie wkurzony byłem, gdy zobaczyłem napisy końcowe. Bo tutaj się rozkręca historia, od połowy gry klimat nabiera na gęstości, a tu koniec! To zabawne, bo "zżycie" z bohaterem i jego kompanami udało mi się osiągnąć pod sam koniec fabuły. Szkoda, wielka szkoda, bo gdyby studio pozwoliło tej opowieści bardziej się rozkręcić, mielibyśmy naprawdę epicką grę. Niewykorzystany potencjał, zdecydowanie…
Akcja The Force Unleashed wypełniona jest po brzegi starciami z hordami wrogów, elitarnymi grupami lub też pojedynczymi, silniejszymi przeciwnikami - na brak zróżnicowania narzekać nie można. Wrogowie wykazują się niezłym AI. (Przykład: chwycony Mocą szturmowiec, lecąc ku przestworzom łapie się wszystkiego co popadnie, byleby pozostać na podłodze - w ten sposób może złapać kompana, dzięki czemu unoszą się w kosmos za rączki - sympatycznie!)
Poza rozwojem bohatera, ulepszać możemy także nasz miecz świetlny. Wymienne są w nim dwa kryształy: jeden odpowiedzialny za kolor ostrza oraz drugi związany z jego cechami, dodający np. szybkości, a ujmujący obrażeń itp. W dowolnym momencie możemy też zmienić strój postaci, wybierając z naprawdę licznej gromady - oczywiście trzeba ją wcześniej odblokować.
Nowa gra LucasArts wygląda świetnie! Mapy zostały maksymalnie dopieszczone, ociekają wręcz klimatem (planeta-złomowisko!). Gra świateł, niezłe jak na Xboksa tekstury, śliczne animacje postaci. Powalają zwłaszcza filmiki, na których podziwiać możemy ładną mimikę, gestykulację. Nie trudno uwierzyć w prawdziwość bohaterów, których modele świetnie oddają emocje, nimi targające. No i jest jeszcze fizyka - niemal każdy obiekt można wygiąć/rzucić/zniszczyć! Wszystko to jest ważne podczas walki, określenie "wykorzystywanie otoczenia" nabiera tutaj zupełnie nowego sensu. Daje się to odczuć szczególnie na planecie Felucia, gdzie każda roślina (których jest tam dużo) reaguje na nasze działania. Niestety wizualność omawianej produkcji ma też swoje "ciemne strony". Przede wszystkim: znikanie obiektów, w tym ciał. Wygląda to zabawnie, gdy zabity szturmowiec rozpływa się w powietrzu po kilku sekundach. To samo dzieje się z np. rozwalonym na kawałki drzewem. Rozumiem, że było to ograniczenie konieczne, spowodowane zaawansowaną fizyką, jednak trochę to boli.
Ciężko ocenić jest muzykę w grze. Większość utworów zostało wyjętych z oryginalnej filmowej ścieżki dźwiękowej, więc nie mam prawa narzekać na ich poziom - to w końcu John Williams! Oczywiście zrzędliwi mogą narzekać, że twórcy poszli w ten sposób na łatwiznę, ja jednak cieszę się z tego faktu niezmiernie. Nie ma co wspominać o odgłosach mieczy świetlnych itp. bo przecież LucasArts nigdy w tej kwestii nie zawiodło. Nie mam też żadnych zastrzeżeń do głosów postaci, aktorzy odwalili kawał świetnej roboty, czuć w ich dialogach dużo emocji, świetnie współgrających z mimiką.
W The Force Unleashed znalazłem dokładnie to, czego szukałem - dużo akcji, klimat i fajną fabułę. Nie określiłbym tego "nowym Jedi Knight", najnowsze dzieło Lucas Arts poświęca więcej czasu akcji, niż fabule. A szkoda, bo ta ostatnia ma olbrzymi potencjał. Filmików przedstawiających opowieść jest mało, są jednak długie i świetnie wyreżyserowane - to niestety za mało, by wciągnąć fabularnie. Za to akcja, akcja i jeszcze raz akcja - to sprawdza się wyśmienicie. Drażnić może niewielki czas potrzebny do ukończenia gry, a na dodatek brak trybu multiplayer. Na szczęście do kampanii single warto powracać i to nie jeden raz!