Rok 2008 nie jest zbyt łaskawy dla fanów klasycznych gier przygodowych. Co prawda było kilka dobrych tytułów, ale brakowało jakiegoś wielkiego hitu. Sinking Island - to z tą grą wiązałem największe nadzieje, ale tym razem Benoit Sokal (twórca wybitnej Syberii i jej następczyni) się nie popisał. Przez dyski twarde fanów gier przygodowych przewinęły się jeszcze Art of Murder, Jack Keane i Dracula: Origin. Były to produkcje, w które grało się przyjemnie, ale to nie wśród tej trójki powinniśmy się doszukiwać pretendenta do przygodówki roku 2008. Polscy gracze dostali pierwszy sezon przygód ekscentrycznych detektywów Sama&Maksa. Już bardzo blisko, ale chyba nadal nie tędy droga. Więc może zapowiadany na jesień "Still Life 2"? Jak najbardziej.
Zanim przejdziemy do szczegółów dotyczących części drugiej, pokrótce przypomnę fabułę "jedynki" (osoby, które grają/zamierzają zagrać w pierwszą część "Still Life'a" proszone są o przejście do następnego akapitu). W grze kierowaliśmy dwojgiem bohaterów: agentką FBI Victorią McPherson oraz jej dziadkiem Gustavem - typowym kolegą po fachu Sherlocka Holmesa - detektywem w kapeluszu i prochowcu. Naszym zadaniem było dorwanie mordercy, który zabijał prostytutki w Chicago (strefa patrolowa Victorii) oraz w czeskiej Pradze (miejsce działań Gustava). Warto dodać, że gracz miał wrażenie, iż śledztwo prowadzone jest równocześnie, a tak naprawdę... zabójca z Pragi mordował 75 lat zanim chicagowski psychopata chwycił za nóż. Ostatecznie jednak pan X (z powodów czysto technicznych) nie został schwytany.
W "dwójce" definitywnie zakończymy sprawę pana X i rozpoczniemy nowe dochodzenie. Tym razem celem Victorii będzie schwytanie mordercy, który, być może poprzez swoją pokrętną logikę psychopaty, a być może po prostu z zamiłowania do zasad BHP, myje swoje ofiary. Victoria zostaje wysłana do stanu Maine (wschodnie wybrzeże kraju Wujka Sama), gdzie też znaleziono ciało Audrey Dunningan. Modus operandi wskazuje na to, że seryjny zabójca - lokalna prasa ochrzciła go mianem East Coast Torturera - powrócił. W tym momencie do akcji wkracza agentka McPherson i... niewiele może zdziałać, gdyż - jak na profesjonalistę przystało - morderca nie pozostawił po sobie żadnych śladów.
Gdy wydaje się, że dochodzenie utknęło w martwym punkcie, na scenę wkracza nowa postać - dziennikarka Paloma Hernandez. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Paloma otwarcie krytykuje techniki działań FBI. Reporterka kontaktuje się z Victorią, by przekazać jej informacje, które mogą być bardzo pomocne w uchwyceniu sprawcy. Co sprawiło, że zamiast krytykować "nieudolność" agentów federalnych, Hernandez postanowiła wspomóc dochodzenie? Niestety, tego się nie dowiemy, gdyż Paloma zostaje porwana przez East Coast Torturera. Victoria rozpoczyna heroiczny wyścig z czasem, by uratować dziennikarkę. Czy zdąży przed egzekucją?
Tak jak miało to miejsce w "jedynce", tak i tutaj pokierujemy dwójką postaci. O ile w części pierwszej sposób postrzegania wydarzeń był podobny (zarówno Victoria, jak i jej dziadek byli detektywami), to teraz gracz będzie miał okazję poznać tę historię z dwóch skrajnie różnych punktów widzenia. Z jednej strony Victoria - pewna siebie agentka, z drugiej zaś Paloma - przestraszona do granic możliwości, próbująca za wszelką cenę uciec z rąk psychopaty.
Pamiętacie grafikę w pierwszej części "Still Life'a"? Trójwymiarowe lokacje, a na nie "naklejone" postacie. Teraz GameCO Studios postanowiło pójść dalej i przenieść grę w pełny trójwymiar, tak jak miało to miejsce w grze "Dreamfall". Czy wyjdzie to grze na dobre, czy też wprost przeciwnie? Mam jedynie cichą nadzieję, że przez to techniczne odbiegnięcie od schematu (dość dobrego, warto dodać), "Still Life" nie utraci swego wyjątkowego, niepowtarzalnego klimatu.