Zielona skóra, oczy wielkości piłeczek pingpongowych i powiewająca na wietrze, czerwona pelerynka. To znaki szczególne pewnego księcia, którego zła czarownica zamieniła w żabę. Owa mroczna historia ma swój początek równo dwa dziesiątki lat temu. Pamiętacie?
Dawno, dawno temu, w czasach, gdy Forrest Gump po raz pierwszy stwierdził, że nie może przestać biec (Oscar za rok 1994), w telewizji ABC wystartował nikomu nieznany serial „Przyjaciele”, a do kin weszła bajka animowana pod mało oryginalnym tytułem „Król Lew”, małoletni właściciele komputera Amiga dostali do rąk grę zatytułowaną Superfrog. Jeden megabajt pamięci operacyjnej wystarczał, aby piękny książę, który tymczasem wyglądał jak daleki kuzyn Kermita z The Muppet Show, mógł wyruszyć na odsiecz ukochanej, porwanej przez kumpelkę Baby Jagi
Goście z Team 17 zawsze mieli dryg do wymyślania niestandardowych bohaterów. W końcu to oni zamienili zwykłe dżdżownice w kilerów, którym nie podskoczył nawet Leon Zawodowiec. Super Żaba nie była tak wojownicza jak Wormsy, chociaż kto grał, ten pamięta, że zielony płaz potrafił skakać po głowie jakiegoś niemilucha tak długo, aż go na amen załatwił. I miał korbkę na owoce.
Będąc jeszcze dziecięciem prowadziłem Superfroga przez wszystkie sześć światów (zamek, cyrk, piramidy, lodowiec, kosmos, Project F) na zmianę z kolegą, i była to niesamowita przygoda pod każdym względem. Po drodze do cna wykończyliśmy mój jedyny naówczas joystick z czerwonym jak piekło guzikiem fire. Było to urządzenie toporne, bez mikrostyków, ale niemal niezniszczalne. Niemal.
Na szczęście, uzdolniony techniczne kolega, który potrafił z niczego zrobić procę lub w parę chwil wystrugać łódkę z kory drzewa z całą załogą i bosmanem wołającym: Ahoj, Szczury lądowe! - Wyciął za pomocą nożyczek mojej mamy odpowiedni kształt z wieczka puszki groszku i mogliśmy grać dalej. Okazało się, że blaszka jest dobra, ale nietrwała. Trzeba było dokroić kilka i co pewien czas wymieniać. Operacja się udała, żaba przeżyła natomiast ze mną było gorzej bo po pierwsze mamie nie spodobało się, że w lodówce stoi bateria otwartych puszek z groszkiem, po drugie jej ulubione nożyczki poległy w starciu z blachą. Ale i tak było warto.
Dlaczego ta gra była tak fajna? Na pewno nie chodziło tylko o monety, których można było w jednym poziomie platformówki nazbierać aż 99. To zasługa niekończących się wyzwań, super prędkość froga, sekretów i naprawdę świetnej oprawy graficznej podlanej niezłą muzyką. Wszystkie te elementy razem sprawiały, że grało Superfrogiem do utraty tchu i wyczerpania wzroku lub wkroczenia bezlitosnych rodziców. To była niezapomniana zabawa i nawet dziś łza kręci się w oku na wspomnienie minionego szczęścia.
Swoją drogą, jeszcze w połowie 2005 roku, ekipa Realspawn Productions rozpoczęła amatorski projekt, który miał na celu ożywienie legendy, przeniesienie Superfroga w środowisko 3D. Niestety chłopaki działali bez błogosławieństwa właścicieli licencji, czyli studia Team 17 i w pewnym momencie zostali poproszeni o zaprzestanie działań. Tak skończyły się wówczas perypetie niezmordowanej żaby, ale tylko na parę lat. Aktualnie, już niedługo ma pojawić się Superfrog 3D. Równo 20 lat po premierze.
To oczywiście wspaniałe ale niestety nie wszystko jest takie piękne jak moglibyśmy oczekiwać. Gra planowana jest wyłącznie na PS3 i PS Vita. Szkoda. Pewnikiem dość szybko powstaną porty na inne platformy, ale początkowo takiej opcji nie będzie.
Czy warto wracać do amigowego szlagieru sprzed lat? Na to pytanie dość łatwo odpowiedzieć. Za parę złotych można nabyć protoplastę genialnego Superfroga z 1993 roku. Jeśli po małej sesyjce z zielonym księciem poczujecie dawne emocje i żabi czar, jest duża szansa, że nowa przygoda też przypadnie wam do gustu. Poniżej znajduje się link do płatnej wersji gry na GOG, natomiast trzy kliknięcia wystarcza, aby znaleźć darmową wersję PC, czego oczywiście nie polecam bo to złe i będziecie mieli grzech.