Świątynia Pierwotnego Zła to druga z kolei produkcja, która wyszła ze stajni Troika Games (wcześniejszym, a zarazem pierwszym projektem było ciepło przyjęte przez graczy i serwisy - Arcanum). A rok po premierze recenzowanej właśnie przeze mnie gry Troika stworzyła Vampire The Masquerade: Bloodlines, która wyróżniała się licznymi bugami i uprzykrzającymi zabawę niedociągnięciami. Czy ze Świątynią jest podobnież? Gra również posiada wiele niedociągnięć (widać, że twórcy spieszyli się), ale i tak jest dużo, i to dużo lepiej niż w czasie jej wydania. W końcu w moje ręce trafiła już "załatana" wersja (wszak to którąś już tam reedycja). A jak z samą grą? Powiem od razu na wstępie, że rozczarowałem się! Ale przejdźmy do rzeczy!
Od zarania początków
Grę stworzyli ludzie, którzy mogą poszczycić się sporymi sukcesami oraz nie lada umiejętnościami i niezwykłym talentem. Troika, mimo iż powstała tylko parę lat temu, to już ludzie tam pracujący, wspierali i maczali palce w takich projektach jak Fallout. Więc nowicjuszami raczej bym ich nie nazwał. Dlatego też wymagania wcale małe nie były, w końcu czegoś trzeba wymagać od "nie-nowicjuszy";) Arcanum było nader dobre (choć w moje gusta nie trafiło), a Świątynia jak już wcześniej napisałem, nie spełniła moich, jakże skromnych oczekiwań. No cóż, raz jest lepiej, a raz gorzej (nie można za każdym razem powiększać swoich wymagań). Dziś już to studio nie istnieje, zdołali jeszcze wydać "Bloodlines" w 2004 roku i na tym zakończyli swoje działanie. Jednemu wiedzie się lepiej, drugiemu gorzej. Bywało przecież nieraz, że nawet sporych rozmiarów koncerny bankrutowały. I na tym zakończę swój, taki jakby drugi wstęp i biorę się za opisywanie samej gry.
Dungeon & Dragons w wersji 3.5, czyli na czym "Świątynia" bazuje
Gra Troika Games jako pierwsza opierała się na zasadach D&D 3.5. I to bardzo pieczołowicie! Znakomicie odwzorowała panujące zasady tejże wersji "papierowego" RPG. Od uruchomienia gry powaliły mnie ogromne ilości opcji do wyboru podczas tworzenia postaci. Nawet ja, doświadczony gracz cRPG (wcześniej zaliczyłem sporo gier "role-playing", opartych na starszych zasadach D&D) z trudnością opanowałem Świątynię Pierwotnego Zła. Nie powiem, początki były ciężkie. Muszę przyznać z ręką na sercu, że miałem niebywałe trudności z tą grą, tak wysoki był jej poziom skomplikowania. Dużo rzeczy było dla mnie nowością (żeby nie było, nie grywam w "papierowe" edycje D&D). Ale zacznijmy od początku, czyli od wybrania poziomu trudności oraz stworzenia naszej drużyny. Mamy do wyboru poziom normalny i tzw."Człowiek z żelaza" (przeznaczony raczej dla "hardcorowych" graczy, którzy poprzednie gry oparte na systemach D&D mają w jednym, małym paluszku i dla osób, pragnących niezapomnianych doznań).
Tworząc naszą drużyną (maksymalnie 5 członków, w późniejszych etapach gry będziemy mogli przyłączyć jeszcze 3) od razu rzucają się w oczy wielkie możliwości, zanim przebrniemy przez ten element zajmie nam to paręnaście dobrych minut (zanim zabrałem się do gry minęła jakaś godzinka ;)), mamy do wyboru m.in. rasę, klasę, bóstwo, umiejętności, czy wygląd. Trzeba przyznać, iż Świątynia Pierwotnego Zła oferuje nam naprawdę ogromną ilość opcji (wręcz oszałamia). Wybieramy także, jaki charakter będą mieć nasi kompani (do walki i łojenia piwa ;)) i tutaj ten wybór jest ważny, ponieważ rozpoczęcie gry jest inne w przypadku zrobienia drużyny chaotycznie złej, niż praworządnie dobrej i wtedy też nasi śmiałkowie zadanie inne do wykonania mają. Nasz wybór także może wpłynąć na późniejsze sceny w grze.
Świątynia Pierwotnego Buga
Jak już napomknąłem w poprzednim akapicie, bardzo ważny był wybór charakteru, sam stworzyłem drużynę prawdziwie neutralną, składającą się z maga, kapłana, barbarzyńcy, woja i małego - niesięgającego nawet do pasa paladynowi - niziołka, łowcę. Swoją przygodę zacząłem w Hommlet i moim pierwszorzędnym zadaniem było zbadanie sprawy na temat niedaleko grasujących bandytach. Oczywiście zanim zabrałem się za wykonywania głównego questa, po drodze udało mi się zaliczyć niejedno poboczne zlecenie. Muszę tutaj z przykrością stwierdzić, że lokacji w grze jest naprawdę mało (zaledwie kilka + ogromna, tytułowa Świątynia). Porównując do takiego Baldur's Gate, czy Fallout, gra Troiki się chowa i niech lepiej nie wychodzi. Ale mimo tego i tak dostarcza nam dosyć sporą dawkę przygód. Nie podobało mi się także, że osobnicy, których napotkamy, są niezbyt ciekawi, nie mają za wiele do powiedzenia. Świat nie jest tak żywy jak np. w Planescape Torment, który recenzowaną przeze mnie grę kładzie na łopatki.
Następną rzeczą, która mi nie przypadła do gustu jest to, że Świątynia Pierwotnego Zła wbrew pozorom nastawiona jest głównie na walkę, zaś sama fabuła jest dość uboga i niezbyt wciągająca. A ja nie bardzo "trawię" tytuły, ocierające się mocno o hack'n'slash. Nie przepadam ani za Diablo 2, ani za Icewind Dale (choć to jeszcze złe nie było, ponieważ historyjka tam opowiedziana była nawet znośna). Grę Troiki mógłbym w sumie porównać właśnie do "Icewinda", jednak w ogólnym rozrachunku wypada gorzej, niż przed chwilą wymieniony produkt. Nawet fakt wystąpienia paru /nastu zakończeń nie pokusi mnie o ponowne ukończenie gry (raczej przeznaczone dla maniaków, którym chce się ów tytuł ukończyć następny raz tylko po to, aby zobaczyć inne zakończenia).
A jednak dostaliśmy hack'n'slash'a?
Pisałem wyżej, że "Świątynia" nastawiona jest na walkę, więc wypada wgłębić się w ten aspekt i wypowiedzieć się na ów temat troszkę obszerniej. Potyczki rozgrywają się tylko i wyłącznie turowo (osobiście wolę system walki "baldursowy"). I trzeba tutaj nadmienić, iż w tym momencie dużo zależy od naszego teamu, który powinien być zróżnicowany, bo walki wcale nie są łatwe i wymagają od nas nie lada umiejętności (na początku topornie mi to szło). Robienie bezmyślnych ruchów nic nie da, w tej grze trzeba naprawdę pomyśleć i stosować taktykę na każdą pokrakę inną.
Na pomoc też raczej nie powinniśmy liczyć, bo wskazówek, jakie program nam udziela nie jest zbyt wiele (jedynie troszkę więcej informacji możemy otrzymać przy tworzeniu postaci). Choć zawsze zanim weźmiemy się na poważnie za grę można przejść wpierw samouczek. Jak już jesteśmy przy narzekaniu to dziwi mnie bardzo fakt, iż nie ma żadnych opisów czarów, czy przedmiotów (nawet nie wiadomo ile życia przywraca mikstura leczenia), po prostu nie ma! Co to ma być? Przecież to podstawa. W instrukcji tego również nie znajdziemy (nawet tej w wersji PDF).
2D nadal śliczne!
Chyba największym plusem Świątyni Pierwotnego Zła jest jej oprawa graficzna. Ta, mimo iż jest stworzona w 2D to robi nawet teraz niemałe wrażenie! Lokacje są prześliczne, budynki wykonane z pieczołowitą starannością i niezwykłym stylem. Mimo że piękne, to niektóre są zdecydowanie za małe. Cała wioska Hommlet też za duża nie jest. Wielkością i rozmachem wyróżnia się jedynie Świątynia Zła. Postaci również prezentują się nieźle, czasem tylko można narzekać na lekką nieczytelność w niektórych momentach (głównie w walkach). Całość przedstawiona jest w rzucie izometrycznym. A tak między nami to powiem, że zakochałem się wręcz w tej grafice, jest naprawdę ładna. Następną rzeczą, która mnie dziwi, to obecność niemałych wymagań sprzętowych, jak na grę z roku 2003. Ale teraz to już nie robi wrażenia, gdy na rynku są karty zgodne z DX 10.
Od ścieżki dźwiękowej jest już gorzej. Muzyka ogólnie nie jest zła, ale na dłuższą metę nudzi, nie wspomnę o tej, która leci w menu głównym. Odgłosy postaci, jak i reszta stoją na przyzwoitym, acz nie wyśmienitym poziomie.
Raczej dla prawdziwych fanów
Na koniec jeszcze chciałbym wspomnieć, że nie przypasował mi interfejs gry, niezbyt funkcjonalny i wygodny. Brakuje mi też "karty" postaci, gdzie mógłbym zobaczyć, ile brakuje mi doświadczenia do następnego poziomu (10lvl to max) plus ilość podanych zaklęć, czy umiejętności, tutaj jest wszystko splecione w jedno (ekwipunek, nader skąpe dane postaci itp.). Autorzy - nie wiem czemu - jakby wycieli naprawdę przydatne i użyteczne elementy. Nie podoba mi się w ogóle menu ekwipunku, przydałby się także jakiś pasek, gdzie rozmieszczone byłyby czary, czy "wyciągnięte" z menu np. eliksiry. Na pewno dla mnie bardziej przyjemne niż to, co mamy w "Świątyni" (klikając PPM na ekranie wyświetlają się różne paski z umiejętności czy czarami i po kliknięciu nań nasza postać wykona odpowiedni ruch, czasem bywało - zaskakująco zresztą - że mój kapłan nie rzucił czaru, którego zaznaczyłem - następny błąd w grze?).
Świątynia Pierwotnego Zła raczej powinna trafić do maniakalnych fanów gier "role-playing", tych "papierowych", jak i komputerowych. Gra niekoniecznie może spodobać się graczom, wychowanym na serii Fallout, Baldur's Gate, czy Planescape Torment. Być może przypadnie bardziej do gustu osobom, lubiącym typową sieczkę, bo tej w grze Troiki nie brakuje (chociaż tych zrazić może mnogość opcji). Do mnie po prostu nie trafiła. Wolę wrócić po raz n-ty do jednej z moich ulubionych serii - BG. Odnośnie "Świątyni" - gry ni polecam, ni odradzam, pozostawiam Wam wybór. Myślę, że jednoznacznie dałem Wam do zrozumienia do jakich graczy ta gra trafia. Do mnie nie trafiła, a do Was?