ProStreet to mocny średniak z aspiracjami. Taka jest smutna prawda i już nawet jęki fanów na niewiele się zdadzą. Test Drive Unlimited wyprzedzić się nie udało, Colin McRae: Dirt z kolei dubluje najnowszego Need for Speed z palcem… na sprzęgle. Na całe szczęście jest w ProStreet kilka czynników, które pozwalają wznieść się tej grze ponad nudne niziny przeciętności. Mówię tutaj o profesjonalnej ścieżce dźwiękowej, rozbudowanej opcji tuningu oraz… modelkach. To właśnie tym słodkim aniołkom poświęcam temat mojej publicystyki, a uwierzcie, jest o czym pisać (i na co popatrzeć).
Wszystko z powodu odmiennego podejścia do tematu "samochodowych hostess" przez samych programistów. Od czasów Need for Speed: Underground 2 ciągle mamy do czynienia z jakąś ponętną kobiecą postacią, która pomaga nam odnaleźć się w świecie gry. W jednej części zyskujemy sobie na stałe silnego sprzymierzeńca z potężnymi znajomościami, w innej z kolei początkowa zażyłość zamienia się w surową rywalizację. Wyprzedzam najbardziej prawdopodobne pytanie i od razu odpowiadam: żadnego wątku miłosnego (tym bardziej czegoś więcej!) w żadnym NFS na (nie)szczęście nie było. Każdą z tych doświadczonych za kółkiem dziewczynę odgrywała profesjonalna modelka, bądź przynajmniej użyczała jej licencji na swoją facjatę. W wypadku ProStreet jest zgoła inaczej.
Modelki w najnowszym Need for Speed nie wcielają się w doświadczonych rajdowców, nie mówią nam co jest trendy ani nie pokazują, jak najlepiej wciskać gaz do dechy. Robią to, co robić potrafią najlepiej… po prostu pozują :). Żadnych lanserskich tekstów, żadnego "wprowadzenia w klimat ziomali", ani ostrzegania przed wypadkami. Do ich kompetencji należy jedynie, aby ciągle wyglądały seksownie, przyciągały na widownię tłumy oraz zrobiły od czasu do czasu niezłe show (co wychodzi im nader dobrze).
Tym razem wirtualne ponętności zostały stworzone tylko i wyłącznie na bazie silnika gry. Pozwolę sobie przypomnieć, że nie jest to wcale takie oczywiste jak się początkowo wydaje. Poprzednie odsłony korzystały z nagranych, gotowych scen z żywymi aktorami na które programiści dopiero nakładali odpowiednie filtry, dopasowując wszystko to stylu gry. W ProStreet ProModels użyczyli jedynie "licencji na swoje facjaty" (ciała zapewne również:)), całość wykonania zostawili już "elektronikom". Efekt końcowy jest natomiast znakomity!
Będę świnia, przyznam się. Największą frajdę czerpałem właśnie ze wszystkich komputerowych wstawek. To, że grywalność związana z jazdą jest raczej znikoma to jedno, ale wykonanie tychże cutscenek stoi na naprawdę wysokim poziomie. Tam czuć imprezę, czuć klimat, w tle gra niezła muzyka, widownia szaleje i bawi się, do tego nasz bohater wznosi ręce ku niebu w geście zwycięstwa. I nagle wszystko jak gdyby znika, wszystko staje się nieważne, bowiem na scenę wchodzą ONE. Krystal Forscutt i Sayoko Ohashi. Ten duet zapadnie na dłużej w pamięci większości fanów komputerowych wyścigów, tego jestem pewien (chyba, że coś z wami jest nie tak :P).
Kanadyjka i Japoneczka mają na tych imprezach kilka zadań do wykonania. Po pierwsze, muszą zabawiać publikę i, na Nissana 350Z, robią to doskonale! Gdy już zaczniecie swoją przygodę z ProStreet radzę zwrócić uwagę na wpływ modelek na widownię. Pojawiają się paparazzi, tłum szaleje, a impreza z miejsca wskakuje na wyższe obroty. Z innych obowiązków Krystal i Sayoko warto wspomnieć o sygnalizowaniu startu w niemal wszystkich wyścigach. Tak jest. Kilka sekund przed samym startem to jedne z najszczęśliwszych momentów w życiu każdego wirtualnego kierowcy w ProStreet. Te całe machanie flagami, kucanie, nachylanie się do samochodowych okien… :) No i najprzyjemniejsza dla nas rzecz - wielkie wygrane. Duet w obcisłych ciuszkach wręcza Ci wtedy osobiście nagrodę (czek), co zawsze przedstawia świetnie wykonana cutscenka. Jest stylowo.
Modelki umilają również czas w menu każdej imprezy. Wystarczy, że przez kilka sekund nie tkniesz gryzonia ani klawiatury, a już znikają wszystkie tabelki, pomniejsze menusy i opcje wyboru. Zostaje tylko samo tło, które zostaje znacznie przybliżone, oczywiście z naciskiem na jedną z modelek która zawsze znajduje się w centrum zainteresowania. Wytrwali mogą doczekać się naprawdę ciekawych animacji. Mam tylko nadzieję, że nie postrzegacie mnie jako zboczeńca :P
A jak to wygląda od tej poważniejszej, technicznej strony? Pod względem grafiki i animacji wszystko stoi na wysokim poziomie. Początkowo byłem naprawdę zdziwiony, gdy pierwszy raz zobaczyłem jak dobrze radzi sobie silnik ProStreet z czymkolwiek innym niż samochody (swoją drogą byłoby świetnie, gdyby trasy również trzymały podobny poziom). Animacja jest dokładna i realistyczna, kocie kobiece ruchy zostały odwzorowane przez programistów z jakąś perwersyjną dokładnością, widownia z kolei zdaje się być w końcu w pełni trójwymiarowa (czego nie można powiedzieć o każdej z gier od EA). Grafika, choć stosunkowo skromna i niezbyt szczegółowa (a gdzież te pory na skórze prosto z rodzimego Warhound, gdzie reakcje siatkówki na natężenie słoneczne prosto z Crisisa, gdzie…) daje radę z "symulowaniem" zarówno okrąglejszych kształtów kobiecych piękności jak i kształtów nijakich znienawidzonego przeze mnie głównego bohatera (Ryan Cooper).
A kim panny (sic!) Krystal oraz Sayoko są w prawdziwym życiu i z czego zasłynęły? Ta pierwsza, rodowa Kanadyjka, trafiła do serii niejako przez… przypadek. Tak się składa, że w jednej z zachodnich gazet odbył się konkurs, którego nagrodą główną była… randka z Krystal Forscutt. Tak się składa, że szczęśliwcem został nie kto inny, a człowiek odpowiedzialny za dział produkcji w EA. Będąc pod dużym wrażeniem (zapewne elokwencji modelki) zaproponował jej jakiś czas potem aby została twarzą nowego Need for Speed. Odpowiedź była oczywiście twierdząca. Krystal zabłysnęła jako jedna z postaci w zagranicznym Big Brother, uczy się ponadto śpiewu i aktorstwa [nie no, kolejna Frytka? - Volt.]. Oglądając swój wirtualny odpowiednik była pod dużym wrażeniem, choć według niej "tamta ja jest bardziej próżna".
Sayoko Ohashi jest gwiazdką nieco mniejszego kalibru, ponadto dopiero zaczyna swoją karierkę jako modelka. Co ciekawe, to nie jej pierwszy profesjonalny kontakt z grami. Już wcześniej brała udział w produkcji jakiegoś hitu, podkładając głos w Onimusha: Dawn of Dreams. Sayoko to ponadto zapalona siatkarka (uwielbiam ten sport), początkująca aktorka oraz fanka gier komputerowych. Przyznam się, że od kiedy pamiętam mam słabość do Azjatek, nic więc dziwnego, że w tym wypadku sympatyzuje z dwudziestodwuletnią Japonką niżeli nijaką (oczywiście tylko i wyłącznie w moim mniemaniu!) Kanadyjką, która przez wielu, naprawdę wielu krajan odbierana jest jako odpowiednik naszej rodzimej Anny "Barbie" Hoksy (TVN podobno się wstydzi). Niestety, wirtualna wersja Sayoko została przeniesiona do gry w zdecydowanie gorszym stylu. O ile do ciała, ruchów, ciuszków etc nie mam żadnych zastrzeżeń, o tyle twarz komputerowego modelu… nie tyle, że nie jest ładna, co zupełnie niepodobna do swojego oryginału. Ja wiem, makijaż robi cuda, ale nie przesadzajmy:).
Reasumując, panowie z EA wykonali kawał dobrej roboty, a modelki z ProStreet odstawiają swoje poprzedniczki na kilka długości. Dzięki duetowi z Kanady i Japonii gra nabiera nieco smaczku oraz klimatu, którego najwyraźniej w świecie brakuje podczas samych wyścigów. Ale żeby mało istotny (pozornie!) dodatek był siłą napędową produktu? Nie, to nie byłoby możliwe nawet w IV RP. Gdyby tylko ci zboczeni programiści skupili się tak samo mocno na MODELU jazdy co na MODELKACH. Wtedy byłoby idealnie. :)