- Siema, ziomek. Grałem w jedną z tych gierek, które mi na płytkę nagrałeś.*
- Którą?
- Tą... no... przygodówkę... Tinejdżera?
- Teenagenta raczej.
- A właśnie, Tinejdża.
- Weź ty się lepiej schowaj w lewy dolny brzeg ekranu...
Tak mogłyby z pewnością wyglądać moje rozmowy z jednym z kumpli z gimnazjum (acz nie wyglądały). Właśnie mniej więcej 3 lata temu zaczęła się moja mania na punkcie starych gier, określanych jako abandonware. Wtedy też wyczaiłem na jednym z portali z tymiż grami Teenagenta. Może nie zwróciłbym na niego większej uwagi, lecz zainteresował mnie fakt, iż jest to pierwsza polska przygodówka wydana na CD. Tak więc ściągnąłem czym prędzej około 15 Mb archiwum RAR i rozpakowałem. Od tamtej pory na parę wieczorów zniknąłem z powierzchni Ziemi. Gra mnie porwała i nie pozwoliła odejść od monitora. Były to jeszcze czasy, kiedy naprawdę interesowałem się przygodówkami (obecnie odeszły nieco w odstawkę na rzecz szeroko rozumianych gier akcji), więc efekt zassania był tym bardziej spotęgowany. Po pewnym czasie wspomniany kolega poprosił, bym znalazł mu parę gier z jego dzieciństwa, a jako bonus dorzuciłem paręnaście innych tytułów, w tym i Teenagenta. Większość tekstów, które z niej wynieśliśmy, przeszły na stałe do mowy naszej potocznej.
- Dzień dobry. Jestem Marek.
- A ja nie.
Spytacie się, czemu opisuję tu takiego starocia, wydanego w 1994 roku? Bo nadal nie ma on w zasadzie konkurencji na polskim poletku. Do tej pory, w moim mniemaniu, nie znalazła się gra, która byłaby zdolna zrzucić Teenagenta z tronu. I choć oprawa nie zachwyca (szczególnie audio, którego w wersji do ściągnięcia z Sieci... po prostu nie ma), magia tytułu sprawia, że jest on ponadczasowy. Pomimo że wydany ponad dekadę temu - wciąż bawi i śmieszy. Bo głównie to jest jego celem.
- Jest nas tu tylko trzech.
- Bez kobiet?
- Bez płaczu.
Zacznijmy może jednak od początku. W grze wcielamy się w Marka Hoppera. Jest on typowym nastolatkiem, ubranym w szerokie spodnie i odwróconą czapkę z daszkiem. Jednak pewnego dnia zostaje obezwładniony i porwany przez dwóch agentów. Stając przed obliczem szefa organizacji szpiegowskiej RGB dowiaduje się, że został wybrany całkowicie przypadkowo z książki telefonicznej. I niestety sprawa do rozwiązania nie jest prosta - z banków na całym świecie znikają całe rezerwy złota. Tak po prostu - "puf" i nie ma. Zanim jednak Marek dowie się o szczegółach operacji, zostanie oddelegowany do ośrodka szkoleniowego, gdzie sprawdzi się jego umiejętności. Przetestuje je pewien generał. Oprócz niego poznamy też ironicznego barmana i osobliwego strażnika. Zresztą, to nie jedyny strażnik, z jakim będziemy mieli do czynienia...
- Dlaczego pan tu stoi?
- To kwestia grawitacji.
Ośrodek szkoleniowy jest jedną z trzech dużych lokacji, do jakich trafimy podczas rozgrywki. Po przejściu szkolenia trafimy do małej wioski, a następnie do posiadłości samego Jana Ciągwy, podejrzewanego o związek ze sprawą okradanych banków. Zanim to się jednak stanie, poprzechadzamy się po okolicy, pozbieramy trochę fantów i rozwiążemy parę mniej lub bardziej absurdalnych zagadek. A w kilku miejscach mózg naprawdę nam się spoci, bo większości łamigłówek przyświeca stara zasada, że stają się one logiczne dopiero po ich rozwiązaniu. Pamiętajcie o tym na przykład przy próbie złapania myszy, buszującej pomiędzy stogami zboża lub wywabienia tajemniczego stwora z dziupli w drzewie. Doświadczenie wyniesione z gier z serii "Małpiej Wyspy" na pewno się przyda. Wiele zagadek, które przyjdzie nam rozwiązać, ma jednak głębszy sens (choćby te z domu Ciągwy).
- Niesamowicie śmieszny dowcip... jak na żołnierza.
- Nie jestem żołnierzem, choć kiedyś starałem się nim zostać. Nie zdałem testu na intel... fizycznego.
Nie samymi zagadkami jednak fan przygodówek żyje. I jeśli opluwacie mnie w myślach za spoilerowanie tekstami w leadach, muszę Was rozczarować. Jest to tylko niewielki odsetek długiej listy żartów, żarcików, dowcipów, absurdów, aluzji i scenek rodzajowych, na jakie natknąć się można, grając w Teenagenta. Byście mogli zrozumieć sens większości z nich, musiałbym przytaczać treść całych rozmów, ale nie o to chodzi chyba w recenzji, prawda? W każdym bądź razie - humor naprawdę rozluźnia rozgrywkę. Bez niego gra wydawałaby się drętwą i naciąganą opowiastką o tajnych agentach. To znaczy - naciągana to ona i tak jest, ale z pewnością nie psuje to końcowego efektu. Raczej go dopełnia.
- PROOOSZĘ!
- Zapomnij, mam serce z kamienia.
- Jak i mózg.
- ... Nie łapię.
Teenagent, co ciekawe, jest jedną z niewielu polskich gier połowy lat 90. rozpoznawalnych na Zachodzie. I nic dziwnego - gra spełniała wszelkie normy jakościowe. Grafika jest... a może raczej była ładna. Ręcznie rysowane tła, ciekawe projekty postaci i sporo dobrej klasy animacji wywoływały uśmiech na niejednej twarzy. Teraz wprawdzie oprawa wideo odstrasza nieco pikselozą, jednak dalej sprawia miłe wrażenie. Gorzej jest już z oprawą audio. Mianowicie - ciężko jest w Sieci znaleźć wersję CD Teenagenta do ściągnięcia. A jak już się ją znajdzie, niełatwo jest ją uruchomić z dźwiękiem. Sam próbowałem - część kwestii Marka była wymawiana, lecz pozostali nadal milczeli. Podobnie jest z dźwiękami otoczenia, zaś muzyki w ogóle nie usłyszałem. Mogę jedynie dodać, że głosy pod postaci podłożyli... redaktorzy Secret Service.
- Przykro mi. Rozkazy to rozkazy.
- A barany to barany.
- A martwi ludzie to martwi ludzie.
- Życzę miłego dnia, proszę pana.
Ja również życzę Wam miłego dnia. Jednak wcześniej zamierzam Wam wszystkim, bez wyjątku, polecić Teenagenta, jeśli nadal w niego nie zagraliście. Zróbcie to ze względu na patriotyzm. Albo na ciekawą fabułę. Albo na oprawę audio/wideo. :) Albo dlatego, bo to po prostu znakomita przygodówka. Jedna z najlepszych, z jakimi się spotkałem.
* Spokojnie, wszystko legalnie. Tylko abandonware mu nagrywałem. ;)