Koniec XXI wieku. Słoneczna Kalifornia, po wojnie domowej, odłącza się od Stanów Zjednoczonych i przekształca w totalitarne państwo, ściśle kontrolowane przez policję. Arnold dawno już nie rządzi. Dyktatorską władzę objął niejaki Lou Baxter , a wrogowie nowego systemu szybko zapełniają więzienia…
Brzmi groźnie? Tak właśnie rozpoczyna się historia przedstawiona w The Show, nowej strategii czasu rzeczywistego niemieckiego studia Sixteen Tons. Ta nazwa niewiele mówi? Może to dlatego, że jak narazie panowie za bardzo nie błyszczeli w branży - seria Emergency i mało znana gra Gotcha! to nie były komputerowe arcydzieła. Teraz jednak Niemcy postanowili zmienić kierunek działania i zabrać się za grę, która może sporo namieszać na rynku komputerowych strategii.
Wracamy do fabuły. Jak już wspomniałem, wszyscy, którzy zostali uznani za wrogów nowej, wspaniałej Kalifornii, czekał ten sam los - więzienie, a raczej śmierć w więzieniu, gdyż skazani wspaniałych warunków do spokojnej egzystencji nie mieli. Tu znów 'przychodzi z pomocą' pan Baxter dając więźniom wybór - dalsze życie (nieżycie?) za kratkami lub… udział w tytułowym THE SHOW. Cóż to takiego? Jest to swego rodzaju reality show (jak by nie było trochę inny niż Big Brother), w którym zasady są proste jak polskie autostrady - na ogromnej sztucznej wyspie, 20 mil od wybrzeży Kalifornii, złożone z wielu osobników drużyny walczą między sobą o życie… dosłownie ‘walczą'.
Tak więc drużyna złożona z więźniów - nazwana twórczo ‘Team Outlaw' - za pomocą rozmaitej broni palnej walczy przeciwko innym, bardziej ‘profesjonalnym' drużynom. Czyli jakim? Jak łatwo się domyślić teamy ‘profesjonalne' posiadają znacznie lepszy sprzęt niż więźniowie (ale o tym później), są świetnie wyszkolone, mają ulubione miejsca walk. Taki 'Team Ancient Force' wyposażony będzie m.in. w zbroje wzorowane na strojach starożytnych Azteków, a najlepiej będzie się mu walczyło w otoczeniu tropikalnej dżungli. Natomiast 'Team Northland Force' to drużyna inspirowana nordyckimi barbarzyńcami. Ci dziko wyglądający wojownicy będą się czuć jak ryba w wodzie głównie w zimnych, północnych rejonach wyspy, w mrocznym lesie i pośród skał.
W takim razie co do powiedzenia ma reszta świata? Nikt nie reaguje na okrutności przejawiające się w słonecznym stanie? O nie, demokratyczny wschód wcale nie śpi i w tym momencie przychodzi pora na nas, czy też na naszego bohatera - Franka Harrisa, człowieka który nie boi się rzucić sam ze swoimi gołymi, amerykańskimi pięściami na oddział mechów. Frank to najlepszy agent w całym D.N.A. (Departament Spraw Narodowych, cokolwiek by to znaczyło), który ma za zadanie przeniknąć do drużyny więźniów i raz na zawsze zrobić porządek na wyspie Baxtera.
Autorzy zapowiadają, że w grze bardzo dużą rolę odegra objęta przez nas taktyka, tak więc starcia wyglądać będą inaczej w zależności od naszego stylu gry. Gracz, wcielający się w postać Franka Harrisa i zarazem dowódcy ‘Team Outlaw', będzie mógł stworzyć do 20 pododdziałów, każdy z osobnym dowódcą. Samych jednostek piechoty będzie aż 21, a co więcej siłę ognia wspomożemy potężnymi mechami (15 rodzajów), każdy o innych właściwościach. Te mechaniczne roboty odegrają więc na polu walki wcale nie małą rolę. Natomiast gdy znudzi nam się przygotowana przez twórców kampania singleplayer, zawsze będziemy mogli sprawdzić się w grze multiplayer na 10 mapach z maksymalnie 4 innymi osobami. Co prawda nie jest to jakaś wybitna ilość map i graczy, ale lepsze to niż nic.
Jeśli chodzi o grafikę gra wygląda całkiem imponująco. Wyspa jest zróżnicowana - argumenty siły wymienimy zarówno w otoczeniu wspomnianej dżungli, jak i pośrodku gorącej pustyni. Widać, że graficy starają się jak najlepiej dopracować lokacje - na wodzie widać śliczne refleksy światła, na trawie kwitną kwiatki, zauważalne są nawet charakterystyczne rozmycia od podmuchów gorącego powietrza. Takich smaczków jest więcej. Zresztą nie ma się czemu dziwić, gdyż do silnika zaimplementowano m.in. takie bajery jak oświetlenie i cienie nakładane w czasie rzeczywistym, a także wielorakie efekty świetlne. Jednak mimo tych wszystkich wodotrysków nawet kilkuletnie komputery powinny bez poważniejszych zgrzytów dać sobie z grą radę - procesor 1.8 GHz, 512MB pamięci RAM i karta graficzna ze 128MB RAM mają zagwarantować szybką i płynną rozgrywkę, przynajmniej według twórców.
Tak więc, z moich rozważań wynika, że na grę Sixteen Tons powinni czekać nie tylko ortodoksyjni fani strategii. Jeśli autorzy dalej będą podążać wytyczoną przez siebie ścieżką, to wiosenną porą powinni wypuścić dobry, grywalny produkt, który mimo to rewolucją raczej nie będzie. Niemniej warto śledzić losy tej gry, ponieważ zapowiada się jako jedna z oryginalniejszych produkcji tego roku. I tym optymistycznym akcentem… ;)