Ludzie tworzą wiele pytań, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Bywają to zagadnienia naprawdę tajemne - ile jest zawartości cukru w cukrze? Czy istnieje ciemna strona Słońca? Czy The Sims i Tomb Raider mają cechy wspólne? Postaram się rozjaśnić przynajmniej jedną z tych tajemnic.
Niemalże wszyscy gracze wiedzą czym objawia się polityka marketingowa firmy Maxis - twórców serii The Sims. Wypuścić jeden produkt, a potem dostarczać graczom tego samego tylko z kilkoma nowymi elementami. Powoli ogarnia mnie blady strach, że podobny los spotyka najsłynniejszą komputerową bohaterkę - Larę Croft. Przyjrzyjmy się nieco historii jej przygód.
Pierwszy Tomb Raider dał nam coś nowego, pozwolił wcielić się w "Indianę Jonesa w spódnicy" i wraz z dzielną panią archeolog eksplorować olbrzymie przestrzenie. Wraz z tworzeniem kolejnych części poprzeczka była podnoszona o coraz mniejszą wysokość. W końcu, wraz z Angel of Darkness, nastał upadek serii. Odświeżenie przyniosła zmiana developera i wydanie Legendy oraz Anniversary, by teraz... powtórzyć historię sprzed lat.
Demo teoretycznie powinno pokazać nam najciekawsze fragmenty z całej gry. Tymczasem co krok widzimy jakiś bug. Zacznijmy od samego początku. Znajdujemy się na motorówce, na mostku jest dość ciasno, więc obijamy się o kokpit, szafki i laptopa. Sęk w tym, że Lara wykonuje gest, który wygląda tak, jakby zderzała się z kompletnie płaską ścianą, a nie np. ze schodami (patrz screen). Nic to, wychodzę na skraj łódki i widzę... drabinkę. Próbuję na nią wskoczyć, ale najwidoczniej to tyko atrapa namalowana na ścianie, bo Lara nie reaguje na obiekt. No to popływamy... Szybki skok do wody i już możemy oglądać miss mokrego podkoszulka. Ale co to? O nie, rekiny! Nie ma jednak co się martwić, proch w pistoletach nie zamoknie, kiedy trzyma je panna Croft. Ba, nawet pod wodą leci ogień z luf, co prawda trochę "niebieskawy", ale jest! W porządku, czas na wyjście na ubitą ziemię. Ojejku, tym razem zewsząd lecą nietoperze, a pod nogami kłębią się pająki. Tutaj to chyba tylko granaty pomogą. Ale tak rzucać sobie pod nogi... No to nie, zostańmy przy pistoletach, oby Lara miała wspomaganie celowania. A tu niespodzianka! Bohaterka zmienia cele tak szybko, że Robocop czy superbohater z pajęczymi zmysłami to przy niej istne ślimaki. Nasza droga archeolog robi wszystko w tempie wręcz ekspresowym - wyciąga broń, zabija, zmienia cel, chowa wszystko w kabury - dosłownie w mgnieniu oka. Troszeczkę tu chyba przesadzono.
Wciąż mamy do czynienia z tym, co znamy i lubimy z poprzednich części. Strzelanie i eksploracja terenu. Wydaje mi się jednak, że wszystko jest dużo prostsze niż w Anniversary. Tam nieraz się głowiłem jak dojść w odległe miejsce, które dźwignie przestawić w jakiej kolejności i jaki przycisk do czego służy. Tu natomiast po prostu idziemy przed siebie i torujemy sobie drogę przez lokalną faunę. Jedyne, co stoi poważniej na przeszkodzie to opanowanie nowej palety ruchów. Poza mało przydatnymi, jak zdolność Lary do kopania, mamy znane chociażby z Prince of Persia odbijanie się w nieskończoność od przeciwległych ścian. Raz przy przechodzeniu dema zdarzyło mi się ulec frustracji, kiedy nie wiedziałem czemu bohaterka nie chce wskoczyć na jedyny widoczny uchwyt. Trochę czasu minęło, zanim skojarzyłem, że przecież w Underworld została wytrenowana do nowych akrobacji.
Wróćmy jeszcze na chwilę do piętrzącej się listy bugów. Nieraz pannie Croft zdarza się za daleko chwycić czy za daleko stanąć, przez co wchodzi w interakcję z... powietrzem. Tekstury mają zbyt częsty zwyczaj przenikania się, przez co twarz postaci jest wlepiona w ścianę albo przecięta przez upięte włosy.
Tomb Raider Underworld zapowiada się na dość dobrą kontynuację. Nie jest to jednak żadna rewolucja, ale ci, którzy pokochali serię zapewne będą dobrze się bawić i tym razem. Miejmy tylko nadzieję, że w pełnej wersji poprawione zostaną dość denerwujące bugi, bo póki co w dziesięciostopniowej skali ocena całości oscylowałaby głównie za sprawą błędów w okolicach 6+.